[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czyżby? Czas Przemian nadchodzi, ech? Arakkkai Nidlek Zarug Tzeentch? - Voormanprzerwał jakby spodziewając się odpowiedzi.Pochylił głowę na jedną stronę.Potarł nosdługim kościstym palcem.Jego wstrętny oddech wypełnił nozdrza Felixa.Felix zastanawiał się, co się dzieje.Słowa wypowiedziane zostały w języku, jaki słyszałjuż wcześniej, podczas rytuałów zdeprawowanych kultystów, którym przeszkodzili zGotrekiem podczas pewnej Geheimnisnacht.Imię Tzeentch było także bardzo znajome iprzerażające.Należało do jednej z najmroczniejszych mocy.Powoli wyraz oczekiwaniaustąpił z oblicza Voormana.- Nie, nie jesteś jednym z Wybranych.A jednak znasz niektóre słowa naszej Litanii.Widzę to w twoich oczach.Nie wydaje mi się, byś był częścią naszego Zakonu.Jak to byćmoże?Oczywiste było, że czarownik nie spodziewa się odpowiedzi i ostatnie pytanie zadałbardziej do siebie niż do Felixa.Nagle nastąpił dźwięk ujadania wielu wilków na zewnątrzwarowni.Czarownik cofnął się i uśmiechnął.- Oto przybywa mój kolejny gość.Muszę zaraz iść.Wcześniej wymknął się z obławy, alewiedziałem, że powróci po dziewczynę.Czarodziej sprawdził łańcuchy wiążące Magdalenę.Zbadał uważnie pokrywające je runy,uśmiechnął się z zadowoleniem, odwrócił się i odszedł powoli.Mijając Felixa spojrzał naniego.Młody mężczyzna poczuł ciarki na całym ciele.Wiedział, że czarownik rozważa, czygo nie zabić.Potem czarodziej uśmiechnął się złowróżbnie.- Nie, na ciebie przyjdzie czas później.Pogadam jeszcze z tobą zanim umrzesz, chłopcze!- Gdy czarownik zatrzasnął za sobą drzwi, światło zniknęło.Felix poczuł zbierające się wjego duszy przerażenie.Felix nie miał pojęcia jak długo tam leżał z narastającą w jego sercu rozpaczą.Byłuwięziony w ciemności, bez broni i w towarzystwie szalonej kobiety.Czarownik zamierzałgo zabić.Nie miał pojęcia gdzie znajduje się Zabójca Trolli i nie miał nadziei na ratunek.Możliwe, że Gotrek zabłądził gdzieś w lesie.Powoli zaświtało mu, że jeśli ma się stądwydostać, musi tego dokonać o własnych siłach.To nie wyglądało dobrze.Jego ręce były spętane za plecami łańcuchem.Był głodny,zmęczony i chory z zimna i wyczerpania.Bolały go stłuczenia od wcześniejszego pobicia.Klucze do łańcuchów znajdowały się za pasem czarownika.Nie miał żadnej broni.Cóż, wszystko po kolei, powiedział sobie.Zobaczmy, co da się zrobić z łańcuchami.Przykucnął podciągając kolana do klatki piersiowej.Łańcuchy zsunęły się na wysokość jegokostek, po czym wyginając się i wiercąc przełożył pętlę pod stopami, tak że znalazła się terazprzed nim.Wysiłek sprawił, że zaczął ciężko oddychać i czuł się jakby wyrwał swoje ramionaze stawów, ale przynajmniej mógł się teraz poruszać bardziej swobodnie, a długi ciężkiłańcuch w rękach można wykorzystać jako broń.Zamachał nim przed sobą na próbę.Nastąpiłgwiżdżący dźwięk przecinanego powietrza.Dziewczyna zaśmiała się, gdy zrozumiała co robi.Teraz przesuwał się powoli, ostrożniestawiając przed sobą stopę, niczym człowiek badający grunt na krawędzi urwiska.Niewiedział na co może wpaść w ciemności, ale czuł, że lepiej zachować ostrożność.To nie byłnajlepszy moment by upaść i skręcić sobie kostkę.Jego zapobiegliwość została nagrodzona, kiedy poczuł pod butem schody.Powoli,ostrożnie wspinał się po stopniach.O ile pamiętał nie zakręcały nigdzie po drodze.Wreszciejego wyciągnięte dłonie dotknęły drewna.Łańcuchy cicho zadźwięczały.Felix zamarł wbezruchu i nasłuchiwał.Zdawało mu się, że gdzieś w oddali słyszy dźwięki walczących ludzii wyjące wilki.Cudownie, pomyślał z goryczą.Wilki dostały się jakoś do strażnicy.Wyobraził sobiedługie, smukłe kształty pędzące przez łowiecki dwór, oraz rozpaczliwą bitwę między ludźmi izwierzętami, która toczyła się kilka kroków od miejsca, gdzie stał.To nie była uspokajającamyśl.Przez dłuższą chwilę stał niezdecydowany, a potem pchnął drzwi.Nie poruszyły się.Przeklął i zaczął macać w poszukiwaniu klamki.Jego palce dotknęły zimnego metalowegopierścienia.Obrócił go i pociągnął do siebie, a drzwi się otworzyły.Patrzył na długi szeregschodów słabo oświetlonych przez migoczącą latarnię.Sięgnął po nią, a potem pomyślał odziewczynie.Jakkolwiek dziwna by nie była, także jest więźniem.Nie zamierzał jej porzucić na łaskęVoormana.Ruszył w dół schodów i gestem dał jej znać, by za nim poszła.Zauważył wyglądjej twarzy.Była blada, napięta i niepokojąca.Jej oczy zdecydowanie odbijały światło jak ujakiegoś zwierzęcia.Zauważało się u niej pewien dziki nieludzki aspekt całej postaci, który wnajmniejszym stopniu nie uspokajał Felixa.Ruszył ku szczytowi schodów, ale dziewczynawyprzedziła go.Felix cieszył się, że nie będzie miał utkwionych w plecach tych dzikichpłonących oczu.Dźwięki bitwy zbliżyły się.Wilki ujadały.Brzmiały okrzyki bojowe.Magdalenaotworzyła drzwi i ruszyła na schody.Ponownie znaleźli się wśród korytarzy dworu.Miejscebyło opustoszałe.Wszyscy strażnicy najwyraźniej zostali przyciągnięci wrzawą walki.Wzdłuż korytarza biegł szereg drzwi.Schody po jednej stronie prowadziły na górę, a podrugiej znajdowały się drzwi, zza których dobiegały hałasy bitwy.Coś podrażniło nozdrzaFelixa.Wydawało mu się, że czuje spaleniznę.Gdzieś w oddali zarżały przerażone konie.Rozsądek mówił mu, by skierował się ku schodom na górę, by uciekał od bitewnejwrzawy.Nie należał do żadnej ze stron konfliktu, a odkrycie jego istnienia przez dowolną znich, może okazać się dla niego fatalne.Im dłużej tamci walczyli ze sobą, tym większe miałszansę na ucieczkę.Magdalena jednakże zamierzała coś innego.Ruszyła ku drzwiom na końcu korytarza.Jedne z nich prowadziły ku bitwie.Felix złapał za jej łańcuchy i pociągnął.Nie zatrzymałasię.Chociaż był wyższy i cięższy, okazała się zaskakująco silna, być może nawet silniejsza odniego.- Dokąd idziesz?- A jak myślisz?- Nie bądź głupia.Nic tam nie wskórasz.- Co ty możesz wiedzieć?- Rozejrzyjmy się.Może na górze znajdziemy sposób na uwolnienie się z tychłańcuchów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]