[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtej chwili wszystkie trzy, zgodnie z tym, o czym zapewniłapanów oficerów matka Rózsa, czynią ostatnie przygotowania naprzyjęcie gości, upodabniając się w tym zajęciu do panienek znajlepszych mieszczańskich domów, z emocją i niejaką tremąspędzających ostatnie minuty naprzeciw lustra przed pierwszymw życiu balem.Mocując się ze sznurówką gruba Klara błaga o pomoc obiekoleżanki.Obok, oparłszy nogę o brzeg fotela z wyprutym izdartym obiciem, mała Erzsika usiłuje zapiąć podwiązkę nabytąw Aradzie, czerwoną i ozdobioną rodzajem kokardy czy różyuszytej ze szkarłatnej gumy elastycznej.Podwiązki teprezentowała przed minutą koleżankom, z satysfakcją stwier-dzając, iż uzyskała to, czego oczekiwała: okrzyki zachwytu izawiści.I senna, leniwa Klara, i ognista Ilonka, nachylone iprzejęte, obmacywały cudo pochodzące z miasta Arad, nabytetam w sklepie niejakiego Dumitrescu, najlepszym magazyniekonfekcyjnym w tym mieście.Przesuwały spodem dłoni ponapiętych na udzie Erzsiki szkarłatnych taśmach rozwidlającychsię ku uchwytom wykonanym z błyszczącego jak autentycznesrebro metalu, próbowały nawet pstrykać elastyczną gumą,wydając okrzyki zachwytu.Erzsika wyjaśniała z dumą: onepochodzą wprost z Budapesztu.Ilonka karbuje czarne włosy spadające aż na ramiona.Za chwilęprzewiąże ją szkarłatną wstążką, którą rozprasowała żelazkiemstojącym jeszcze na desce pod oknem.Klara, upo-rawszy się w końcu przy pomocy obu koleżanek ze sznurówką,ściśnięta w pasie tak, iż ledwo oddycha, pudruje przed lustremróżowy dekolt.Trzyma w dwu palcach olbrzymi łabędzi puszekunurzany w różowym pudrze.Przypalone rurką do karbowaniaczarne włosy Ilonki wydają woń spalonego kauczuku, woda wmiednicy ustawionej na podłodze kołysze się jeszcze, pełnamydlin, śmiechy zaś całej trójki przywołają tu na momentkelnera i, zarazem za czasów pokojowych, odzwiernego tegozakładu, łysego i kostycznego Józskę.Wsadziwszy głowę wuchylone drzwi pokoiku na mansardzie, wypowie kilka słów pomadziarsku, które cała trójka panienek pokwituje jeszczehałaśliwszymi wybuchami śmiechu.Jedna z nich zacytuje jakieśwęgierskie przysłowie, które zgorszy nawet starego kelnera.Więc pogrozi im palcem, a potem, splunąwszy z obrzydzeniem iwarknąwszy coś pod nosem, wycofa się.Erzsika zdoła jeszczepokazać mu język.Ilonka, uporawszy się z grzywką, z westchnieniem ulgi odłożykarbówki na metalową podpórkę, zgasi dmuchnięciem błękitnypłomyk spirytusu, obie zaś jej koleżanki, Erzsika i Klara, włożąjako zakończenie toalety białe, obszyte falbankami, nieconakrochmalone majteczki.Gruba Klara wpuści medalik z MatkąBoską między tłuste piersi.Wszystkie trzy, przeżegnawszy siępobożnie i westchnąwszy - noc zapowiada się pracowicie - zejdąrzędem po skrzypiących wąskich schodach na dół, do salonikuprzeznaczonego dla najlepszych gości.Stoi tam długi stółnakryty białym obrusem, wygnieciona kanapa kryta czerwonymaksamitem, kilka foteli oraz fortepian z uniesioną pokrywą isztuczna palma w zielonym kwadratowym wazonie z drewna.Aza stołem - panowie oficerowie.Jeden z nich, młodziutkipodporucznik rezerwy, pisze właśnie na skraju stołu list domatki, a może narzeczonej.Inny - a jest to chyba pan rotmistrzKarapanća, podkręcając długiego wyszwarcowanego wąsa,rozepnie pod szyją kołnierz z trzema gwiazdkami.Jest duszno.Wielka kosmata ćma tłucze się o klosz lampy pod sufitem.Któryś z oficerów opowiada o wrażeniach z operetki Leharaoglądanej jeszcze tydzień temu w Budapeszcie.Ktoś innyzrewanżuje się relacją z tegorocznych konkursów hippicznych wTemesvśrze, w których uzyskał pierwszą lokatę na klaczy imieniem Rosina.I ozłotej papierośnicy, którą wręczyło mu jury po tym triumfie.Wyjmie ją z kieszonki na piersiach i puści w obieg.Gdy się jąotworzy i odsunie rząd eleganckich papierosów powtykanych zazłotą taśmę tkaną w srebrne wzory, można odczytać wyrytepodpisy ofiarodawców, wśród których na pierwszym miejscufiguruje nazwisko hrabiego Aponyi, honorowego prezesamiłośników hippiki w mieście Temesvar.I - jako naddatek -relację o pewnej młodej tancerce w tymże Temesvśrze.Oraz owyższości cygar marki Tabuco nad cygarami marki Temes.Apotem rzędem wejdą dziewczęta.127ROZDZIAA TRZYNASTY GDY MADELON DO STOAUNAM PODAJE"Pewnie trochę drżała dłoń Gavrilo Principa, kiedy 28 czerwca 1914roku wymierzył ją w kierunku arcyksięcia Ferdynanda, następcy cesarsko-królewskiego tronu.Pistolet browning - dostarczony przez serbską tajnąsłużbę - wypalił dwukrotnie: pierwsza kula rozerwała tętnicę szyjną JegoCesarsko-Królewskiego Majestatu; druga zaś śmiertelnie ugodziłaarcyksiężnę.Wszystko dlatego, że gubernator Bośni i Hercegowiny,generał Oskar Potiorek, cierpiał na kilaki w mózgu i obstając przycałkowitym bezpieczeństwie cesarskiej pary pretendentów, niekontrolował ani własnych władz umysłowych, ani też powierzonej sobieprowincji.Syfilisu, który zżerał mu szare komórki, nabawił się pewnie wsłużbie garnizonowej cesarsko-królewskiej armii.Tak czy inaczej,rozpoczęła się pierwsza wojna światowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]