[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Druhna jest na medal - oznajmił z przekonaniem.Starając się stąpać pewnie, wszedł do kabiny.Pomimo przyjemnego chłodu, jaki w niejpanował, ogarniała go przemożna senność.Z przymkniętymi oczyma dotarł do fotela i ułożyłsię w nim, zagryzając z bólu usta.Agnieszka wyciągnęła słownik polsko-hiszpański i zagłębiła się w studiowanie słówek.Po chwili jednak zaczęła nasłuchiwać.Wydało jej się, że Marcin jęczy przez sen.Oddychałjakoś ciężko.Dotknęła głowy chłopca.Była rozpalona.Wpadając z pośpiechem do kabiny Juna, Agnieszka zobaczyła na ekranie sylwetkęnieznajomej dziewczyny.Oczy wycięte w kształt migdałów.Czarne, lśniące włosy.Podłużnadelikatna twarz o regularnych rysach.Glos nieznajomej brzmiał melodyjną skargą.- Przepraszam cię - cofnęła się speszona - przeszkodziłam ci.ale Marcin ma gorączkę.Jun wyciągnął rękę w stronę ekranu, z którego znikła natychmiast piękna dziewczyna.Przepłynęły jakieś dziwne domy w zieleni drzew, ludzie w kolorowych skafandrach przelatu-jący nad wodą - potem wszystko znikło.- Chodzmy do Marcina - powiedział.Marcin obudził się.Z otwartej przestrzeni ściennej płynęły chłodne podmuchy.Słońce zalewało czerwienią piaski i dalekie wzgórza.Gdzieś na horyzoncie posuwała się wolnosylwetka jednogarbnego wielbłąda.- Porusz ręką - posłyszał głos Juna.- Taak.A nogi? Nie bolą, to dobrze.- Skąd pan wie, że się rozbiłem o wodę?- Jęczałeś przez sen.- Ojej, a to wpadłem.- Nie martw się.Zachowałeś się po męsku - pocieszył go Jun - ale upewniam cię, że niewarto cierpieć na próżno.Na drugi raz przyznawaj się natychmiast, bez fałszywego wstydu.Iwołaj na pomoc wcześniej, zanim spadniesz na dno.- To nic - Marcin odzyskał dobry humor - przynajmniej wiem, że znajdziemy Atlantydę,bo wypróbowałem sam osobiście, że w głębinach morza człowiek mógłby poruszać się jakryby albo delfiny.- Nie będziemy szukać Atlantydy.- Jak to, dlaczego?- Kiedyś jej ruiny znajdą uczeni, których nazywacie a r c h e o l o g a m i, i.- Płetwonurkowie.- Tak.Dla mnie Atlantyda pozostanie ziemską krainą marzeń.- W dwudziestym wieku realizujemy po kolei  ziemskie marzenia - przekornie odpo-wiedział chłopiec.- I o lataniu, i o kuli czarodziejskiej, i nawet ostatnio o przywracaniu życiazmarłym.- Więc może - uśmiechnął się Jun - zanim minie ten wiek, urzeczywistnią się marzeniao Szczęśliwym Lądzie, którym stanie się cała Błękitna Planeta.jak tego pragnie Agnieszka.Zwietlisty Helios zapadł w ocean, tam gdzie według legend greckich miała się znajdo-wać niegdyś Kraina Szczęścia.Ostatnie blaski zabarwiły czerwienią załamy skafandrów trójki podróżników, którzystanęli na brzegu, olśnieni widokiem: to Pic del Teide żarzył się ponad chmurami nibyrozpalony do białości metal.Nawet kiedy znikła tarcza słoneczna, a niebo i fale poszarzały, szczyt dalekiej górywciąż pławił się w promieniach słońca.Zwiecił, jakby wypromieniowywał z siebie ciepło ijasność wchłonięte w ciągu dnia.- Lećmy - powiedział wreszcie Jun.Wyspy wyglądały jak górskie łańcuchy zatopionego lądu.Strugi zastygłej lawy zdawałysię wciąż jeszcze spływać z poszarpanych brzegów do oceanu.Przed oczyma lecących otwierały się urocze zakątki, jarzące się światłami portów;baśniowe białe miasta pod stromymi stokami gór.Spłynęli lekko u podnóża góry Pic del Teide.Kamienista ścieżka poprowadziła ich nadwąwozem.Wiatr przynosił zapachy kwiatów.Niebo rozpościerało się w górze przezroczy-stym granatem.Kartagińczycy mieli rację, nazywając Wyspy Szczęśliwe rajskim zakątkiem.- Anda, anda morena! - posłyszeli.Długouchy muł wychylił się zza skalnego zakrętu, dzwigając na grzbiecie wypchaneowocami kosze.Obok niego szedł starzec w szerokoskrzydłym kapeluszu.- Buonas dias - powiedział uprzejmie.- Buonas dias - odpowiedziała mu Agnieszka i zwolniła kroku.Coś mówił dalej.W pierwszej chwili zrozumiała tylko pojedyncze słowa, ale wsłuchu-jąc się uważnie, zaczęła odróżniać sens całych zdań:- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •