[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sophie tęsknie spojrzała naskały i wrzosowiska przesuwające się za drzwiami i zastanawia-ła się, czy warto wezwać na pomoc Hauru.Pies zgiął jeszcze bardziej swój wygięty grzbiet i jakoś dźwignąłsię na chude tylne łapy.Teraz prawie dorównywał wysokościąSophie.Sztywno wyciągnął przed siebie przednie łapy i znowusię podźwignął.Potem, kiedy Sophie już otworzyła usta, żebywrzasnąć do Hauru, stwór uczynił wyraźnie ogromny wysiłeki przekształcił się w postać mężczyzny w zmiętym brązowymgarniturze.Miał rudawe włosy i bladą, nieszczęśliwą twarz.- Przychodzę z Górnej Fałdy! - wydyszał ten człowiek-pies.- Kocham Lettie.Lettie mnie wysłała.płacze i bardzo nie-szczęśliwa.wysłała mnie do ciebie.kazała mi zostać.Zgiął się wpół i zaczął się zmieniać, zanim dokończył zdanie.Zaskowytał jak pies z rozpaczy i wściekłości.- Nie mów czarnoksiężnikowi! - zaskomlał i znowu stał siępsem, tylko że z kędzierzawą rudą sierścią.Tym razem to był irlandzki seter.Pomachał frędzlastym ogo-nem.i spojrzał błagalnie na Sophie wielkimi oczami pełnymiżalu.- O rety - mruknęła Sophie, zamykając drzwi.- Masz sporekłopoty, przyjacielu.To ty byłeś owczarkiem collie, tak? Terazrozumiem, o co chodziło pani Fairfax.Wiedźma sama się prosio porządne lanie! Ale dlaczego Lettie cię tutaj przysłała? Jeślinie chcesz, żebym powiedziała Hauru.Pies zawarczał cicho na dźwięk tego imienia.Ale jednocze-śnie machał ogonem i patrzył prosząco.- No dobrze, nie powiem mu - obiecała Sophie.Pies się uspokoił.Podreptał do kominka, zmierzył Kalcyferanieufnym spojrzeniem i zwinął się w rudy kłębek obok kratypaleniska.- Kalcyfer, co ty na to? - zagadnęła Sophie.155- To zaczarowany człowiek - powiedział niepotrzebnie de-mon.- Wiem, ale czy możesz zdjąć z niego czar? - zapytała Sophie.Lettie pewnie usłyszała, jak wielu innych ludzi, że u Haurupracuje teraz czarownica.Tego psa koniecznie należało zmienićz powrotem w człowieka i odesłać do Górnej Fałdy, zanim Hau-ru wstanie z łóżka i znajdzie go tutaj.- Nie.Do tego muszę się połączyć z Hauru - odparł Kalcyfer.- Więc sama spróbuję - oznajmiła Sophie.Biedna Lettie! Hauru złamałjej serce, a jedyny poza nim kon-kurent to pies! Sophie położyła rękę na okrągłym, miękkim psimłbie.- Zmień się z powrotem w człowieka - rozkazała.Powtórzyła to po wielekroć, ale tylko tyle wskórała, że piesgłęboko zasnął, przytulony do jej nóg.Pochrapywał i rzucał sięprzez sen.Tymczasem z sypialni na piętrze zaczęły dochodzić bol~snejęki i stękania.Sophie dalej mruczała do psa i nie zwracała uwa-gi na te odgłosy.Donośny, głuchy kaszel przebrzmiał i zamarłw kolejnym jęku.Sophie również to zignorowała.Po kaszlunastąpiły grzmiące kichnięcia, od których szyby dzwoniływ oknach i drzwi dygotały.Sophie trudniej przyszło je zigno-rować, ale jakoś dała sobie radę.Tru-tu-tuuu! zatrąbił wy-dmuchiwany nos niczym fagot w tunelu.Ponownie rozległ siękaszel urozmaicony jękami.Kichnięcia przeplatały się z kasz-lem i pojękiwaniem.Stopniowo odgłosy urosły do crescendo,kiedy Hauru jakimś cudem jednocześnie kichał, prychał, wy-cierał nos, kaszlał i żałośnie pojękiwał.Drzwi grzechotały, belkiw suficie drżały, a jedno polano Kalcyfera stoczyło się z paleni-ska.- No dobrze, dobrze, wiadomość dotarła! - burknęła Sophiei wrzuciła polano z powrotem na ruszt.- Następny będzie zie-lony śluz.' Kalcyfer, dopilnuj, żeby pies tutaj został.Wdrapała się po schodach, gderając głośno:156- Ach ci czarnoksiężnicy! Myślałby kto, że żaden nigdy się nie przeziębił! No, o co chodzi? - zapytała, wchodząc na brudny dywan sypialni.- Umieram z nudów - odparł żałośnie Hauru.- Albo po pro-stu umieram.Leżał wsparty na brudnych szarych poduszkach, nakrytyczymś, co wyglądało jak patchworkowa kołdra, tyle że kolorukurzu.Wyglądał dość marnie.Pająki, które tak lubił, pracowicietkały sieci na baldachimie nad jego głową.Sophie położyła mu rękę na czole.- Masz lekką gorączkę - przyznała.- Mam delirium - poprawił ją Hauru.- Czarne plamy latająmi przed oczami.- To pająki - wyjaśniła.- Dlaczego nie wyleczysz się zaklę-ciem?- Bo nie ma zaklęcia na katar - oświadczył Hauru smętnie, -Kręci mi się w głowie.albo to pokój się kręci.Ciągle myślęo warunkach klątwy Wiedźmy.Nie zdawałem sobie sprawy, żetak mnie przejrzała.Źle się stało, chociaż na razie te rzeczy, któ-re są prawdziwe, to moja własna robota.Sophie wróciła myślami do zagadkowego wiersza.- Jakie rzeczy? Powiedz, czemu gasną zorze?- Och, ja to wiem - odparł Hauru.- Czekam tylko na trzy rze-czy: syreny, korzeń mandragory i krainę bez fałszu.Zostały trzytygodnie, żeby wszystko się spełniło, a wtedy Wiedźma mnie dos-tanie.Ale zjazd Klubu Rugby odbywa się w wigilię świętego Jana,więc przynajmniej tam będę.Reszta zdarzyła SIę już dawno temu.- Czyli spadająca gwiazda i to, że nigdzie nie znajdziesz wier-nej kobiety? - upewniła się Sophie.- Nic dziwnego, skoro szu-kasz w ten sposób.Pani Pentstemmon mówiła mi, że schodziszna złą drogę.Nie myliła się, prawda?- Koniecznie muszę pójść na jej pogrzeb - powiedział Hauruze smutkiem.- Pani Pentstemmon zawsze miała o mnie zbytpochlebną opinię.Omamiłem ją swoim urokiem.157Łzy pociekły mu z oczu.Sophie nie wiedziała, czy Haurunaprawdę płacze, czy tylko łzawi od kataru.Ale zauważyła, żeznowu się wykręcał.- Mówiłam o tym, że rzucasz kobiety, jak tylko je w sobierozkochasz - przypomniała.- Dlaczego tak postępujesz?Hauru wskazał drżącą ręką na baldachim.- Dlatego kocham pająki."Jeśli z początku ci się nie uda, próbuj,próbuj, próbuj dalej".Ciągle próbuję - zapewnił z wielkim smut-kiem.- Ale sam to na siebie sprowadziłem, kiedy zawarłem umo-wę przed laty, i już nie potrafię nikogo prawdziwie pokochać.Teraz z oczu Hauru na pewno płynęły łzy.Sophie zmiękła.- No, no, nie trzeba płakać.Za drzwiami rozległo się stąpanie.Sophie obejrzała się i zo-baczyła, że człowiek-pies zwinnie wsuwa się do sypialni.Wy-ciągnęła rękę i chwyciła pełną garścią jego rude futro, przeko-nana, że przyszedł ugryźć Hauru.On jednak tylko oparł się o jejnogi, aż zatoczyła się na ścianę obłażącą z farby.- Co to? - zapytał Hauru.- Mój nowy pies - odpowiedziała Sophie, mocno trzymająckędzierzawą sierść.Teraz, oparta o ścianę, miała widok z okna sypialni.Powinnowychodzić na podwórze, ale zamiast tego pokazywało schludny,kwadratowy ogródek z metalową dziecięcą huśtawką pośrodku.Zachodzące słońce zapalało czerwone i niebieskie blaski w kro-plach deszczu wiszących na huśtawce.Mari, siostrzenica Hauru,przebiegła po mokrej trawie.Za nią szła Megan, siostra Hauru.Z pewnością krzyczała, żeby Mari nie siadała na mokrej huśtaw-ce, ale żaden dźwięk nie dochodził przez szybę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]