[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu to ona była S'Armuną.Ona oddała własną osobowość za mocświata duchów i ten obóz był pod jej opieką, wszyscy jego mieszkańcy, tak mężczyzni jak ikobiety.Została jej powierzona piecza nad duchową esencją obozu i Jej dzieci polegały na niej.Patrząc na sytuację z pozycji ludzi z zewnątrz: mężczyzny, który przypomniał o jejpowołaniu, i kobiety o niezwykłych mocach, S'Armuna wiedziała, że zawiodła.Miała tylkonadzieję, że nadal może odkupić swe winy i pomóc Obozowi w odzyskaniu normalnego,zdrowego życia. 13S'Armuna wyszła przed ziemiankę i patrzyła, jak dwoje gości szło na skraj obozu.Zobaczyła, że stojące przed ziemianką At-taroa i Epadoa też śledziły ich wzrokiem.Szamankajuż miała się cofnąć, kiedy zobaczyła, że Ayla nagle skręca i podchodzi do palisady Na tenwidok Attaroa i przywódczyni Wilczyc pospieszyły, żeby zagrodzić jej drogę.Jednocześniedoszły do ogrodzonej przestrzeni.Szamanka dotarła tam w chwilę pózniej.Przez szpary Ayla widziała twarze i oczy milczących obserwatorów po drugiej stroniesolidnych pali.Przedstawiali sobą żałosny obraz - brudni i zaniedbani, ubrani w poszarpaneskóry, ale najgorszy był zapach dochodzący z Zagrody.Chodziło nie tylko o smród; wrażliwynos znachorki wyczytywał w nim wiele rzeczy.Normalne zapachy ciała zdrowych ludzi nieprzeszkadzały jej, nawet pewna ilość normalnych odchodów nie była odrażająca, lecz terazczuła zapach choroby.Cuchnący oddech głodu, przykry odór ekskrementów spowodowanychorobami żołądka i gorączką, obrzydliwy smród ropy z zainfekowanych, cieknących ran, anawet zgniły fetor gangreny - wszystko to zaatakowało jej węch i rozgniewało ją.Epadoa stanęła przed Ayla, starając się zasłonić jej widok, ale Ayla widziała jużwystarczająco dużo.Odwróciła się i stanęła przed Attaroa.- Dlaczego ci ludzie są trzymani tutaj za płotem, jak zwierzęta w zagrodzie?Przysłuchujący się ludzie zachłysnęli się ze zdumienia, kiedy usłyszeli tłumaczenie jejsłów, i wstrzymali oddech w oczekiwaniu na reakcję przywódczyni.Nikt przedtem nieodważył się zadać tego pytania.Attaroa patrzyła na Aylę, która odpowiedziała jej nieustraszonym wzrokiem pełnymgniewu.Były niemal tego samego wzrostu, choć ciemnooka kobieta była odrobinę wyższa.Obie były bardzo silne, ale Attaroa była potężnie zbudowana, podczas gdy stalowe mięśnieAyli rozwinęły się na skutek ciągłego treningu.Przywódczyni była nieco starsza niż gość,bardziej doświadczona, przebiegła i całkowicie nieprzewidywalna; Ayla była doświadczonymmyśliwym, spostrzegawcza, logiczna i szybko reagująca.Nagle Attaroa roześmiała się, a znajomy, szalony dzwięk wywołał dreszcz u Jondalara.- Ponieważ na to zasłużyli!- Nikt nie zasługuje na takie traktowanie - odparła Ayla, zanim S'Armuna zdążyłaprzetłumaczyć.Zamiast tego powtórzyła Attaroi słowa Ayli.- Co ty możesz o tym wiedzieć? Nie było cię tutaj.Nie wiesz, jak nas traktowali - powiedziała ciemnooka kobieta.- Czy zmuszali was do przebywania na mrozie? Czy nie dawali wam jedzenia aniodzieży? - Kilka z przyglądających się kobiet zaczęło okazywać niepokój.- Czy jesteścielepsze od nich, skoro traktujecie ich gorzej, niż oni traktowali was?Attaroa nie raczyła na to odpowiedzieć, ale jej uśmiech był surowy i okrutnyAyla zauważyła ruch za ogrodzeniem i zobaczyła, jak mężczyzni rozstępują się, żebyprzepuścić kuśtykających chłopców.Wszyscy się wokół nich tłoczyli.Widok okaleczonychdzieci i innych chłopców, głodnych i zmarzniętych, rozgniewał ją jeszcze bardziej.W tymmomencie kilka Wilczyc weszło do Zagrody z podniesionymi oszczepami.Poczuła takąwściekłość, że zaledwie była ją w stanie opanować, i zwróciła się bezpośrednio dozgromadzonych kobiet.- A ci chłopcy, oni też was zle traktowali? Co takiego zrobili, co usprawiedliwiałobytakie obchodzenie się z nimi? - S'Armuna przetłumaczyła, żeby wszyscy zrozumieli.- Gdzie są matki tych dzieci? - Ayla zwróciła się do Epadoi w sarmunai.Przywódczyni Wilczyc, słysząc słowa w swoim własnym języku, zerknęła na Attaroępo jakieś wskazówki, ale przywódczyni przyglądała jej się tylko, jakby czekając na jejodpowiedz.- Niektóre nie żyją - powiedziała Epadoa.- Zabite, kiedy próbowały uciec ze swoimi synami - odezwała się z tłumu jedna zkobiet.- Reszta boi się zrobić cokolwiek, ze strachu, że ich dzieci też zostaną okaleczone.Ayla spojrzała w tę stronę i zobaczyła, że słowa te wypowiedziała stara kobieta.Jondalar poznał, że była to ta sama, która głośno rozpaczała na pogrzebie trojga młodychludzi.Epadoa groznie na nią spojrzała.- Co jeszcze możesz mi zrobić, Epadoa? - powiedziała kobieta, odważnie występującnaprzód.- Już zabrałaś mi syna, a moja córka wkrótce też zginie, w taki czy inny sposób.Jestem zbyt stara, by mi zależało na życiu.- Oni nas zdradzili - odparowała Epadoa.- Teraz wszyscy wiedzą, co się stanie, jeślispróbują ucieczki.Attaroa żadnym gestem nie wyraziła aprobaty ani nagany dla słów Epadoi.Odwróciłasię ze znudzoną miną i poszła w kierunku swojej ziemianki, zostawiając Epadoę i jejWilczyce na straży Zagrody Na dzwięk ostrego gwizdu zatrzymała się w pół kroku i okręciłana pięcie.Przelotny wyraz przerażenia zastąpił jej zimny, okrutny uśmiech, kiedy zobaczyła, że oba konie, które były niemal poza zasięgiem wzroku na skraju pola, przygalopo-wały doAyli.Szybko weszła do ziemianki.Uczucie osłupiałego zdumienia wypełniło osadę, kiedy blondynka i jeszcze od niejjaśniejszy mężczyzna wskoczyli na grzbiety zwierząt i ruszyli galopem.Większość ludzimarzyła o tym, by móc odejść równie łatwo i szybko, a wielu zastanawiało się, czy jeszczekiedykolwiek zobaczą tych dwoje.- Chciałbym, żebyśmy mogli jechać dalej - powiedział Jondalar, kiedy zwolnili iZawodnik kroczył obok Whinney.- Też bym tego chciała.Ten obóz jest nie do zniesienia.Kiedy tam jestem, ogarniamnie złość i rozpacz.Jestem nawet zła na S'Armunę, że pozwoliła, by to tak długo trwało,chociaż żal mi jej i widzę jej skruchę.Jondalarze, jak uwolnimy chłopców i mężczyzn?- Musimy razem z S'Armuną opracować plan.Zdaje się, że większość kobiet pragniezmiany, i jestem pewien, iż wiele z nich pomoże, jeśli będą wiedziały, co mają robić.S'Armuna na pewno się orientuje, na kogo możemy liczyć.Wjechali do lasu od strony pola i posuwali się dalej pod jego osłoną.Kierowali się kurzece, a potem zawrócili do miejsca, gdzie zostawili Wilka.Gdy tylko się zbliżyli, Aylagwizdnęła cicho i Wilk wypadł, żeby ich powitać, nie posiadając się ze szczęścia.Wilk był wmiejscu, w którym Ayla kazała mu czekać, i oboje chwalili go teraz za cierpliwość.Aylazobaczyła jednak, że wybrał się na polowanie i przyniósł z powrotem swoją zdobycz, a tooznaczało, że co najmniej na chwilę opuścił swoją kryjówkę.Zaniepokoiło ją to, ponieważbyli tak blisko obozu i Wilczyc, ale nie miała serca, żeby go łajać.Umocniło to tylko jejdecyzję, by jak najszybciej zabrać go daleko od jedzących wilki kobiet.Poszli z końmi ku rzece, do zagajnika, w którym schowali swoje rzeczy.Ayla wyjęłajeden z niewielu pozostałych im placuszków podróżnej żywności, przełamała go na dwakawałki i podała większy Jondalarowi.Siedzieli w zaroślach i pogryzali, zadowoleni, że sądaleko od przygnębiającego Obozu S'Armu-nai.Nagle usłyszeli niski warkot Wilka i włosystanęły Ayli dęba na głowie.- Ktoś idzie - szepnął Jondalar, czując przypływ trwogi na ten dzwięk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •