[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dobrego dnia i nie jedzcie za dużo, bo to grzech.26 lipca 2001, czwartek, 14.09Dziś imieniny mojej siostry Anki.Im jesteśmy starsze,tym bardziej siebie potrzebujemy.To miłe, bo kiedy byłyśmymałe i nawet potem, w liceum, byłam pewna, że nigdy sięwięcej nie spotkamy, jak tylko rozstaniemy się na dobre.Wchodziłyśmy sobie bardzo w drogę.No cóż.Czasem takbywa.Teraz dzwonimy do siebie i odwiedzamy się bezprzerwy.A jak chcę porozmawiać z kimś normalnym, to idędo niej.Wszystkiego dobrego wszystkim Annom, Joachimomi Mirosławom.Czytam książki Hanny Krall.Za każdym razem sprawia miprzyjemność jej oszędność słów i precyzja określeń.Jest takie pojęcie w kinie: przestrzeń pozakadrowa".Toznaczy ta, której nie widać, ale ją czujemy, rozumiemy, widzimy" wewnętrznie, często spełnia ona podstawowąfunkcję dramaturgiczną.Na przykład: na ekranie widzimytwarz człowieka, a słyszymy nadjeżdżający samochód, to, naco patrzy ten człowiek.Potem odnajdujemy go w szpitalu.Nie musieliśmy tego samochodu zobaczyć.Wszystko wiemy.U Hanny Krall przestrzeń poza słowami", międzysłowami", po słowach" jest najważniejsza.To trochę tak,jakbyśmy byli współautorami tych opowieści i znaczą one dlanas tez tyle, ile potrafimy sobie dowyobrazić" i zrozumieć.Jesteśmy partnerami.Jeśli potrafimy nimi być.Jakby autorkaobdarzała nas większym zaufaniem niż inni pisarze.Dziś ostatni dzień wakacji.Jest szósta rano.Dom, wktórym jestem, stoi w pięknym, wielkim, pi-niowym lesie.Wszystkie okna są otwarte.Dom jeszcze śpi.Siedzę otoczonaporannym śpiewem cykad, które zaczęły gadać" natychmiastpo wschodzie słońca.Powinnam nagrać sobie te cykady idzwięki tego miejsca na taśmę magnetofonową i puszczaćsobie potem cały rok rankami.Boże, jaki spokój! Jak midobrze! Jutro wyjeżdżam i z każdą minutą będę zbliżała siędo stresu, leku, niepewności, problemów, niespania i tegoczegoś, bez czego życie miałoby mniejszy sens.Ciąglejeszcze.Jak długo jeszcze? Nie wiadomo.27 lipca 2001, piątekOd dziś zaczynam wracać.Następnym razem napiszę jużz Polski.Wczoraj byłam zmuszona wykonać kilkanaścietelefonów porządkujących moje sprawy zawodowe iprywatne w tym pierwszym okresie po przyjezdzie.Ani jedenz moich rozmówców nie był w dobrym nastroju.Wszyscymówili mi żartem, żebym się zastanowiła, czy naprawdę chcęwracać, ponieważ nastrój ogólny i sytuacja, i w ogóle, aperspektywy w kulturze na ten sezon i w ogóle, a jakprzeczytam gazety, to dopiero zobaczę, i pogoda, i w ogóle.Tylko moja mama jak zwykle szczęśliwa i zadowolona.Co tam się dzieje? Wiem, ze burze co noc i polityczna auraokropna, ale może bez przesady! Zobaczę i w ogóle.Odponiedziałku zaczynam nowy sezon.Oto początek tekstu,którym zaczynam się zajmować, brzmi proroczo.Muzyka: Maria Callas śpiewa arię Casta Diva z NormyBelliniegoMała Steinberg zaczyna mówić, gdy Callas jeszcze śpiewa.Mówi trochę głośniej.MAAA: W dawnych czasach - kiedy komponowali pieśni iopery, i inne, było ważne, jak się umiera - kiedy śpiewacyśpiewali i grali - i śpiewali jak piękne ptaki, i upadali, i robili innerzeczy - ona była piękna i śpiewała drżącym głosem, i każdywstrzymywał oddech - stała oto w blasku świateł, miała biust iinne rzeczy - i wszyscy patrzyli, i płakali, i w sercu mieli żal dla tejbiednej pani - biednej, biednej pani, która tak ładnie umiera.Jeśli dorosnę, to i ja będę jedną z tych smutnych śpiewaczek, ibędę umierała, i wszyscy będą klaskać i wiwatować - i kiedyludzie będą słuchać, w tym śpiewie znajdą trochę piękna - i to jestbardzo ważne, żeby znalezć piękno, które jest w muzyce -i to jestto, co zrozumiałam - pomimo że piękny śpiew jest smutny - naswój sposób jest radosny -najbardziej smutne sprawy wypełniającię, głęboko -w taki sposób, w jaki szczęście nie jest w stanie -iwszystek ten smutek jest piękny - tak piękny jak piękny jest śpiew -tak piękny jak umieranie - i to miałoby znaczenie -wyśpiewałabym umieranie, i ludzie by mnie kochali -śpiewałabym o umieraniui wtedy zjawiliby się aniołowie, żeby mnie zabrać-śpiewałabym umieranie i na świecie pojawiłoby się trochęwyjątkowego piękna - śpiewałabym o umieraniu, i byłabymwolna, tak jak mały ptak unoszący się ku niebu.(Lee Hall, Mała Steinberg, przekład Elżbiety Wozniak.)Dobrego dnia i gtowa do góry.Przed Wami jeszczewakacje.28 lipca 2001, sobotaO czwartej rano otworzyliśmy bramę naszego ogrodu iwjechaliśmy.Dom.Pomyśleć, ze są ludzie, którzy go niemają albo, jeśli mają, często bywa on dla nich piekłem.Ipomyśleć, że takich ludzi jest niemało.Spokój Waszymdomom.- Wrócisz do swego domu?- Tak.- Cóż tam będziesz robiła?- Tak sobie, jak zawsze.Będę rozkładała i składała smuteczkiswojego życia.(%7łeromski, Dzieje grzechu.)Zamówienia na dziś są takie: Jędrek - ogórkowa, Adaś -pomidorowa, i mielone, mielone, mielone.Na obiedziebędzie dwanaście osób.Jedzenie tłuste, ciężkie, polskie.Dlakażdego coś innego.Dorośli chcą rosół! Rosół? W taki upał?Rosół!!!Ciocia gotuje od świtu.Szarlotka na deser.Zapachpieczonego ciasta rozchodzi się nawet po ogrodzie.Mama jużrobi pranie.Jechaliśmy dwadzieściagodzin, bo praca czeka.Zwierzęta domowe nie mogąuwierzyć swemu szczęściu.Wszyscy w domu.Liczą naswciąż na nowo.Dobrego dnia.29 lipca 2001, niedziela, 11.19Po wczorajszej prasówce, przeglądaniu poczty iobejrzeniu wszystkich dzienników telewizyjnych jestem takzmęczona, nieszczęśliwa, załamana, ze powinnam znówwyjechać na wakacje.Najgorsze jest to, że nie czujęwspólnoty z niczym i nikim prócz powodzian, a ten stekbzdur i ogonów pawich wyrastających z mojego środowiska iz ludzi polityki i biznesu prawdziwie mnie przeraził i odebrałchęć do pracy i życia tu.Pierwszy raz miałam myślipustelnika, a przecież muszę się w to wszystko włączyć, bo tomoje życie, praca i ojczyzna.A może by tak jednak nawiać?Dobrego dnia.Ile ja tu mam roboty po tym przyjezdzie!!!Biurko pod korespondencją się ugina.Swoją drogą, samychzaproszeń na jakieś imprezy, uroczystości, rocznice,otwarcia, jubileusze - kilogramy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]