[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Przywiozę ją jutro po południu i.- Nie! - Jego głos był chrapliwy i ledwie słyszalny, alezaciekły i zawzięty.Cassidy podskoczyła i upuściła torebkę.Klucze i portfelwypadły na kaflową podłogę.Więc jednak słyszał.Tylkoudawał.Poczuła ulgę i złość.Podniosła torebkę ipozbierała rzeczy.Wyciągnęła rękę przez pręty me-talowego łóżka, żeby dotknąć palców, które wystawały zbandaża.- Jednak mnie słyszysz!Cisza.Upiorna, martwa cisza.293- Sunny bardzo chce cię zobaczyć, dotknąć cię i upewnićsię, że wszystko w porządku.- Powiedziałem - nie! - Głos był przytłumiony i rwał się,bo Chase owi przeszkadzała złamana szczęka i druty.- Na miłość boską, Chase, to twoja matka! Martwi się ociebie śmiertelnie i chociaż czasami nie jest w stanieoddzielić rzeczywistości od fantazji, musi cię zobaczyć nawłasne oczy, musi się przekonać, że z tego wyjdziesz!- Ale nie teraz!Ta jego cholerna duma.Jednak Cassidy podejrzewała, żechodzi o coś więcej.Chase czuł się winny wobec matki, żezmusił ją, żeby wyprowadziła się ze starego baraku przystrumyku, z domu, który kochała.Dla jej dobra.W każdymrazie tak twierdził.Którejś nocy, niedługo po tym, jak się pobrali, Chaseznalazł matkę nieprzytomną w małej wannie.Z pociętychnadgarstków płynęła krew, tworząc w rdzawego koloruwodzie czerwone smugi.Chase zadzwonił na pogotowie.Kiedy przyjechała karetka, Sunny była nieprzytomna.Od tamtego czasu Sunny McKenzie przebywała wprywatnej klinice, ogromnym domu, po którym piął siębluszcz.W szpitalu pracował doborowy zespół lekarzy.Cotydzień donosili, że stan Sunny - od początku niezbytstabilny - raczej nie rokuje nadziei na poprawę.Przestałazadawać sobie ból, jednak istniała obawa, że znowu staniesię niebezpieczna.Dla samej siebie i dla innych.Chaseniechętnie zgodził się zostawić matkę w szpitalu.Podpisywał dokumenty z zamglonymi oczami.Potemzbiegł szybko szerokimi schodami kliniki.Chwycił Cassidyza rękę i pobiegł na oślep przez malowniczy ogród, międzypięknymi stawami.Odezwał się dopiero, gdy znalezli się294na parkingu.- Znienawidzi to miejsce - powiedział przygnębiony.Zręcznie wślizgnął się za kierownicę swojego porsche iwłożył kluczyki do stacyjki.- Dlaczego nie możemy jej zabrać do domu? - KiedyCassidy po raz pierwszy odwiedziła Sunny po śmierciAngie, była śmiertelnie przerażona.Zlekceważyła jejprzepowiednię, ale po latach nauczyła się, że SunnyMcKenzie trzeba szanować.- I dopuścić do tego, żeby jeszcze raz podcięła sobie żyły?Albo się powiesiła? Albo odkręciła gaz? Boże, Cassidy,chciałabyś tego? - Przekręcił kluczyk w stacyjce i silnikgłośno zawył.- Oczywiście, że nie.Ale powinna być wolna.- Może pózniej.- Jego twarz miała zacięty wyraz.Byłblady jak ściana.- Tutaj będzie bezpieczna.Nie polubi tegomiejsca, ale będzie bezpieczna.I tak zostało.Przez lata Cassidy podsuwała różnepropozycje.Zaproponowała nawet, żeby Sunnyzamieszkała z nimi.Chase w ogóle nie chciał o tymsłyszeć.Czasami Cassidy miała wrażenie, że mąż wstydzisię matki wróżbitki.Kiedy indziej wydawało jej się, że onnaprawdę wierzy, że Sunny znalazła się w najlepszym dlaniej miejscu, że Chase martwi się o bezpieczeństwo matki io jej zdrowie psychiczne.Przecież mieszkał z nią bardzodługo i nie wyprowadził się nawet po tym, jak Brigzniknął.Chase był dobrym synem.Ze smutkiem pomyślała, że jej mąż jest skomplikowanymmężczyzną, którego trudno zrozumieć.Czasami trudnobyło go kochać.- Chase - wyszeptała łagodnie.Chciała, żeby295odpowiedział.Ale wyglądało na to, że znowu się wyłączył.- Pan Wilson z Biura Szeryfa chce ci zadać kilka pytań.Dużo pytań.O pożar i o człowieka, z którym byłeś.Nie drgnął.Chciała go jakoś sprowadzić na ziemię.Niesłyszy jej? Nie obchodzi go to?Spróbowała jeszcze raz.- Chyba słyszałeś, jak rozmawialiśmy o tym, że onprawdopodobnie tego nie przeżyje.Stracił za dużo krwi ichyba ma poważne obrażenia wewnętrzne.- Tak naprawdę,nie wiedziała, jak ciężko ranny jest drugi mężczyzna.Dotarło do niej tylko, że z tego nie wyjdzie.Wykrzywiłausta.- Kto to jest?Oko mężczyzny zamknęło się.- Chase, proszę.Wydaje mi się, że wiesz.- Ujęła jegodłoń.Drgnął.- Chase.Oko się otworzyło.- Nie! - prawie zawył chrapliwym, zmienionym nie dopoznania głosem.- Nie dotykaj mnie.- W końcu spojrzałna nią przerazliwie jaskrawoniebieskim okiem, któregokolor kontrastował z zaczerwienioną twarzą.- Nigdywięcej mnie nie dotykaj.Zabrzmiało to opryskliwie i grubiańsko.Nie mógłporuszyć szczęką, ale słowa raniły jak nóż.- Powiedz mi tylko, z kim byłeś - nalegała.Nie chciała siępoddać, chociaż serce biło jej tak mocno, że ledwieoddychała.Przeszył ją wzrokiem i nie mogła się oprzećwrażeniu, że to, czego się domyśla, jest prawdą.- To Brig,prawda? Wiem, że przed laty powiedziałeś mi, żebym onim zapomniała i że on nie żyje, przynajmniej dla ciebie idla mnie, ale.ale ja nigdy w to nie uwierzyłam, a teraz.-Głos jej się załamał.-.a teraz myślę.O Boże, nie wiem,296co myśleć, ale z jakichś powodów spotkałeś się z Brigiemi.- Brig nie żyje.- Jeszcze żyje! Leży na oddziale intensywnej terapii iwalczy o życie.- Myślałem, że już to sobie wyjaśniliśmy.Myślałem, żezrozumiałaś.- Jego głos był cichy i przytłumiony.Dłonie,mimo tego, w jakim był stanie, zacisnęły się w pięści.- Chyba celowo pozwoliłeś mi wierzyć, że Brig umarł,chociaż wiedziałeś, że żyje.- Na miłość boską, Cassidy, przestań! On nie żyje.Nieżyje od siedemnastu lat.Pogódz się z tym.Podniosła się na drżących nogach i chwyciła poręczyłóżka tak mocno, że zbielały jej kostki palców.Patrzyła naChase a z góry.Próbowała sobie przypomnieć, dlaczego zaniego wyszła, dlaczego porzuciła dla niego swojedziewczęce marzenia i karierę.- Więc kto to jest?- Nie wiem.- Nie wierzę Chase.Znowu robisz mnie w konia.Jeżeliten mężczyzna nie jest Brigiem, to chciałabym wiedzieć,kim jest.Dlaczego go kryjesz? Wiesz, że agencjaubezpieczeniowa już rozpuszcza pogłoski, że mogłeśchcieć spalić tartak? Mogą udowodnić, że to byłopodpalenie.Szukają tylko sprawcy.- Po co miałbym chcieć spalić tartak?- %7łeby zarobić i nie uchodzić za złego faceta, którywywala ludzi z pracy.Przecież pracowałeś z nimi przedlaty, a teraz są od ciebie zależni.Ze swoich pensjiutrzymują rodziny.Na parceli Buchanana jest niewieledrewna.Prowadzący śledztwo, biorąc pod uwagę prawo297federalne dotyczące ziemi, doszli do wniosku, że bardziejopłacało się podpalić tartak.- I zginąć w płomieniach? - Od wysiłku po jegoczarnosinym czole ciekł pot.- Może popełniłeś błąd.Albo zaryzykowałeś, żebyoddalić od siebie podejrzenia.- To jest niewiarygodne.- I najwyrazniej ci się to udało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]