[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chyba będę musiał.- Otworzył futerał.- Coś takiego nie powinno sięmarnować.Właśnie się dowiedziałem, że mam w swoim posiadaniu niezwyklecenny skarb.Wiesz, co to jest?- No, skrzypce, chyba nie fortepian? - powiedziała przytomnie.- Bystra jesteś.Ale ja też nie jestem taki głupi, jak się niektórym zdaje.I wiemnawet, czyje to skrzypce.A ty?- A ja skąd mogę wiedzieć?- A widzisz.No, więc tak się jakoś dziwnie składa, że to są skrzypce jakiegośJakubka.Zdaje się, Zuckerberga, czy jakoś tak.Nie wyglądała na bardzo zdziwioną.Może już w ogóle przestała się dziwićczemukolwiek.- Aha - powiedziała.- I co z tego?- Nie jesteś ciekawa, skąd je mam?- Pewnie sam mi powiesz?- Wyobraz sobie, że znalazłem.U babki na Krzeptówkach, w bielizniarce.Niewiesz przypadkiem, jak się tam znalazły?Przysiadła koło niego na oparciu fotela.- Jędrek, czego ty szukasz? - spytała.-1 po co?- Przeznaczenie czasem się spóznia.Nie mówił ci?Wyciągnęła niepewnie rękę i pogłaskała go po włosach, jakby ciągle był tymmałym chłopczykiem, którego wychowała pod nieobecność matki.- Nie przejmuj się tak tym wszystkim.- Właśnie pomału przestaję.- To dobrze - ucieszyła się.- Naprawdę.Nie warto.- Ale jeszcze o coś chciałem cię zapytać.O coś osobistego, dobrze?Znów zrobiła się czujna.- No, słucham?Zdjęła fartuch i teraz było widać, że trochę przytyła.Spodnie wrzynały się jejw brzuch.Ale wciąż była warta grzechu, a jej włosy nie wyglądały na farbowane.- Dlaczego ty właściwie nigdy nie wyszłaś za mąż? - spytał.- No wiesz, delikatny jesteś.- Odpowiedz.Nigdy nie chciałaś być z kimś?- Chyba każda chce.Ale nie spotkałam takiego.Była dobrze opancerzona.Nie wiedział, jak przebić się przez ten pancerz.Uderzył wprost, bez znieczulenia.- Kochałaś się w moim ojcu?Szklanka zabrzęczała, kiedy odstawiała ją na spodek.- Upiłeś się? Po to przyszedłeś? %7łeby mnie dręczyć?- Ja ciebie dręczę? Kochałaś się w nim? Zuzanna, coś ty między niminamieszała? No powiedz mi, coś ty między nimi namieszała? Byłaś zazdrosna?Powiedziałaś mu, że matka zdradza go z Sokolnickim?- Na litość boską, co ty wygadujesz?- Och, przestań wreszcie udawać.Doniosłaś mu, że matka pieprzy się zSokolnickim? Co jeszcze, komu doniosłaś?- Jesteś bez serca.- Ja jestem bez serca? O, proszę cię! - Wziął w ręce futerał ze skrzypcami i miałochotę rąbnąć nimi o podłogę, ale zrobiło mu się żal.- Jak myślisz, skąd skrzypceJakubka wzięły się u babki w szafie?- Skąd ja mogę wiedzieć? Pewnie podarował je Wawrzkowi.- Hojny podarunek.Mógłby sobie za nie kupić bilet do Ameryki.Ojciecwiedział, którędy ci %7łydzi będą uciekać.I Sokolnicki też wiedział.Ale ty udajesz, żenic nie wiesz - już prawie na nią krzyczał, choć wcale nie podnosił głosu - ty nic niewiesz, prawda?- Uspokój się, wszystko pokręciłeś.Zmierć Jakubka była dla nich katastrofą.Toon wszystko organizował.On miał kontakty na Zachodzie, znał trasę, języki,wszystko się na nim trzymało.Bez niego byli jak dzieci.Wszystko się opózniło,pokręciło.Jeśli chcesz wiedzieć, to od śmierci Jakubka zaczęły się wszystkienieszczęścia.- To ty o wszystkim wiedziałaś?- A co myślałeś? Pewno, że wiedziałam.- 1 co, nie chcieli cię zabrać?W głębi domu usłyszeli trzaśniecie drzwi i kroki.Kiedy ojczym wszedł,siedzieli już oboje grzecznie, Andrzej nadal na fotelu, ciotka Zuzanna na kanapie.- Co to za hałasy? - spytał, zanim jeszcze go zauważył.- Andrzej nas odwiedził! - zawołała ciotka głosem sztucznie radosnym.Doktor Zawada od razu wszedł w swoją rolę.Podszedł do pasierba zwyciągniętymi ramionami.- No, nareszcie.Witaj, synu - zadeklamował, jakby naprawdę występował wamatorskim przedstawieniu.- Cześć, tato.- Andrzej podał mu rękę, a doktor ucieszył się, jakby trafił milionw totka.Na pogrzebie matki Andrzej ni stąd, ni zowąd zaczął mówić mu proszępana.Zawada z radości zaproponował, żeby sobie przed obiadem pozwolili namały aperitif.Jak na zwykłego laryngologa z prowincji wyrażał się zawsze dośćwyszukanie.Za komuny właśnie lekarze, a nie sekretarze partii, spijali najlepszealkohole w Polsce.Zawada nie mógł wprawdzie konkurować z kolekcją koniaków iszampanów doktora Rajskiego, ale miał parę okazów, którymi mógł się chwalićprzed znajomymi.Odkąd chłopi z okolic uwierzyli, że warto porządnie leczyćzapalenia zatok, i jemu się poprawiło.Nie miał zresztą aż tak wyszukanychwymagań, jak jego przyjaciel ginekolog.Zazwyczaj wystarczała mu pospolitawhisky Old Smuggler, bo podobała mu się jej nazwa.Do znudzenia nazywał jąStarym Szmuglerem i robił na ten temat niewyszukane dowcipy.Teraz też, kiedywybierali alkohol, zażartował:- To co, mały szmugielek?Andrzej zmusił się do uśmiechu, bo pamiętał, po co przyszedł.Nie mógłojczyma zrażać.Popijali powoli ze szklanek i nie bardzo wiedzieli, o czymrozmawiać.Wreszcie Zuzanna pierwsza nie wytrzymała milczenia.- Wiesz co, Piotrze - odezwała się - może pokażesz Andrzejowi swoje nowezdobycze, a ja tymczasem zajmę się obiadem.- Zwietny pomysł - ucieszył się doktor.Wziął Andrzeja pod rękę i zaprowadził do nowo urządzonego gabinetu.Niebył to jego gabinet lekarski, ale coś w rodzaju filii muzeum wojskowego.Od wielu latkolekcjonował militaria.Zciany gabinetu były obwieszone pistoletami, bagnetami ihełmami.Na wieszakach wisiały mundury, na ścianach fotografie.Andrzej zauważył, że nie jest to już przypadkowa kolekcja, jak dawniej, alejakby specjalnie przygotowana wystawa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]