[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale nie dość silną, jak widać - skwitował Doug, sięgając po drinka.- Wjej przypadku  silna" to dosyć łagodne określenie.Brenda była nachalna,agresywna i czasami wredna jak żmija.- Pokiwał głową.-Rzucała się nahollywoodzkich ważniaków jak wściekły pies.- Doug! - skarciła go Jennifer.- Przecież to prawda - próbował się bronić.- Tak uważasz? Była nachalna i wredna jak żmija tylko dlatego, że toBrenda? Gdyby któryś z was, mężczyzn, atakował w taki sposóbhollywoodzkich tuzów, wychwalano by go pod niebiosa za jego odwagę.- No wiesz, Jen! - Doug poczuł się urażony.- Chodziło mi tylko o to, żenie była takim znowu niewiniątkiem i chodzącą cnotą.Mogła w cośwdepnąć.- Chcesz powiedzieć, że sama się prosiła o taki koniec?! - uniosła sięJennifer.- Oczywiście, że nie.- Doug spojrzał błagalnie na Conara.- Hej, pomocy!- Moim zdaniem, on chciał tylko powiedzieć, że Brenda narobiła sobiewrogów, to wszystko - orzekł Conar, przyglądając się Jennifer.- No właśnie! A ty, Jen, zachowujesz się, jakbyśmy byli na wiecufeministek.- Doug pokręcił z niesmakiem głową.- Ale.- zaczęła, lecz w tym momencie do pokoju wszedł Edgar.- Przepraszam, panie Henson, ale mam wrażenie, że coś wylało się wpańskiej torbie, i postanowiłem panu od razu powiedzieć. Pozwoli pan, że zaprowadzę pana do pańskiego pokoju, żeby się panrozeznał w sytuacji?- Oczywiście, oczywiście.Przepraszam na chwilę.- Doug, pewnie nic się nie stało - zaprotestowała Jennifer.- Sprawdzę tylko - rzucił Doug i wyszedł za Edgarem.Jennifer i Conarzostali sami.Zapadła cisza.Napięcie rosło i stałosię niemal namacalne.Pierwszy odezwał się Conar.- Przykro mi, że mój pobyt tak cię irytuje.- Niby dlaczego miałabym się irytować? - zapytała i nagle się przeraziła,że mówi jak dziecko.Conar wzruszył ramionami.- Pewnie ci się wydaje, że wchodzę na twoją działkę.- Jesteś aktorem i przyjąłeś zaproponowaną ci rolę.Co to ma wspólnegoze mną?- Przecież to twój serial.- Skądże znowu! Ja tylko w nim gram.To moja praca.A ciebie wszędzieprzyjmą z otwartymi ramionami.- Naprawdę?- Ależ tak.- Cieszę się.To twój serial i twój dom.A ty nie masz nic przeciwko mojejobecności.- To nie mój dom, tylko mojej matki.- Powtarzała mi, że każdy z jej domów należy do ciebie.To miło z jego strony, że coś takiego powiedział.Tak miło, że na momentjakby odrobinę odtajała.On jednak w następnej sekundzie wszystkopopsuł, dorzucając:- Zawsze tak twierdziła.Nawet wtedy, gdy zachowywałaś się w stosunkudo niej jak skończona debilka.Zcisnęła w palcach koktajlówkę.- Bardzo ci dziękuję.I kto to mówi? Nawrócony chuligan!- Uhm - mruknął.- Ten nawrócony chuligan, zaproszony tu przez twojąmatkę.Gość, który zarabia fortunę i wkurza wszystkich wokół.Nie wiem, czy jestem tyle wart, czy nie, ale tyle mi zaproponowalii nie zamierzam im nic zwracać.Poza tym jestem coś winien twojejmatce.- Nie jesteś jej nic dłużny Ona robi różne rzeczy dla ludzi z własnej inieprzymuszonej woli.Bez żadnych zobowiązań czy długówwdzięczności.Zapamiętaj to sobie.- No, dobrze, niech ci będzie.Kocham twoją matkę.- Naprawdę? - Miała nadzieję, że w jej głosie zabrzmiało wyłącznieuprzejme zainteresowanie.- Tak, naprawdę.A ty ją kochasz?Obok zadzwonił telefon, ale Jennifer nie zwróciła na to większej uwagi.Przecież i tak Edgar odbierze.Czuła, że rozgrywa się między nimi jakaśdziwna bitwa.Stali, sczepieni wzrokiem, a w powietrzu aż iskrzyło odnapięcia.Co spodziewała się wygrać w tym pojedynku na spojrzenia?- To moja rodzona matka, a nie kobieta, która była kiedyś moją macochą.Poza tym, jak już mówiłam, jesteśmy w domu Abby, a serial, w jakimmamy razem występować, to nie jest mój prywatny film.Skoro mojamatka uważa, że jej dom jest również moim domem, cieszę się, ioczywiście.- W tym momencie uświadomiła sobie, że nie widziałajeszcze Abby tego wieczoru, i załamała ręce.- Siedzę tu i kłócę się z tobąsama nie wiem o co.- Instynkt podpowiadał jej, że powinna natychmiastodejść, byle dalej od niego.- Przepraszam cię - powiedziała - ale muszę.- Nie, Jennifer.Jeszcze chwilę.Dokończmy rozmowę.- Nie widziałam się jeszcze z matką, Markham.A ty możesz sobiepoczekać.- Nie, panno Connolly.To ty możesz poczekać jeszcze minutę, ażskończę.- Lepiej się pospiesz.- Dobrze.Zrozum, przyjechałem na zaproszenie Abby.- Wiem.Mam ci współczuć czy gratulować?- I zostanę tutaj - czy ci się to podoba, czy nie. Podniosła ręce, gotowa wybuchnąć, zdołała się jednak opanować.- To też wiem.- Dopóki będę tu mieszkał, dopóty zamierzam być miły i uprzejmy -dodał, robiąc krok w stronę Jennifer.Chciała się cofnąć, ale przecież nie pozwoli się zastraszyć.Była wściekła,a mimo to kolana miała jak z waty Dlaczego on zawsze robił na niej takiewrażenie?- No cóż - rzuciła gładko - Postaram się także być uprzejma.- Dobrze.Spróbuj.- A teraz przepraszam, ale muszę się zobaczyć z matką.- No to idz.Cieszę się, że moja obecność w tym domu to dla ciebie żadenproblem.- Absolutnie żaden.Będę starała się zachowywać w cywilizowanysposób.- Jesteś przecież cywilizowaną istotą.Odstawiła szklaneczkę na stół i szybko wyszła z pokoju.Zanim sięzorientowała, biegła korytarzem, co było, zresztą, całkiem usprawiedli-wione, bo po powrocie do domu zaczynała zawsze od wizyty u Abby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl