[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gwałtownie podniosła oczy.- Co.?- Zabij mnie - odparł.- Nie będę cię powstrzymywał.Bonniewpatrywała się w niego ze zdumieniem.- Zabić cię? Czyś ty zgłupiał?- Przecież już skazałaś mnie na śmierć.Dlaczego sama niewbijesz noża?Czysty obłęd, szaleństwo w najgorszym wydaniu.- Bo nie odbiorę życia drugiemu człowiekowi, oto czemu!84RS- Ale nie masz nic przeciwko temu, by mi je odebrał kto inny.Ciekawostka.Zaskakujesz mnie, wiesz? Nie sądziłem, że jesteśpodszyta tchórzem.Ten przytyk odebrała jak siarczysty policzek, bolesny i zupełnienieoczekiwany.Kiedy się znów odezwała, nie potrafiła ukryć urazy.- Czemu winisz mnie za swoje kłopoty?- Och, ależ ja ciebie nie winię - odparł głucho, z wrogością.-Winię samego siebie za to, że mnie poniosło do tej barbarzyńskiej,zacofanej wsi.- To po co żeś przyjeżdżał, skoro ci się tutaj nie podoba?Przysunął się ukradkiem, nie spuszczając czujnego wzroku z twarzydziewczyny.- Sądzę, że lepiej byłoby zapytać, dlaczego ty tu przyszłaś.domojej celi.Sama - dodał głosem ochrypłym jak po whisky, żeby jąprzestraszyć, z powodzeniem zresztą.-Czyżby pod tą warstwą loduszalały dzikie żądze?Bonnie czuła się przyparta do muru.Musiała się stąd wydostać,przemyśleć sobie wszystko.Wbiła wzrok w tacę z jedzeniem.Wswoim przejęciu na chwilę zapomniała, że nadal kurczowo ściska ją wpalcach.- Skoro nie jesteś głodny.- Jedzenie to ostatnia rzecz, na którą mam teraz chrapkę.-Stałjuż tak blisko, że brzuchem dotykał niemal krawędzi tacy.Wyjął jąBonnie z rąk i niedbale cisnął na ziemię; naczynia potłukły się,jedzenie rozbryznęło po podłodze.85RSGłośny brzęk wyrwał dziewczynę z oszołomienia,uzmysławiając jej, iż znalazła się w obliczu nader realnegozagrożenia, i rozbudził w niej uśpiony dotąd instynkt obronny.Wyrwała zza cholewy buta niewielki kozik i wyciągnęła goprzed siebie, mierząc nim w Graya.Ostrze znieruchomiało o mniej niżcal od jego piersi.- Nie zbliżaj się, ty diabelski pomiocie, bo ubiję jak psa! Grayuśmiechnął się, słysząc tę grozbę.- Myślałem, że już to sobie ustaliliśmy, dziewczyno.Dałem ciszansę wyprawienia mnie na tamten świat, ale ty z niej nieskorzystałaś.- Teraz skorzystam.Lepiej, cobyś się co do tego nie łudził.- Korzystaj więc.- Przysunął się nieznacznie, nie zważając na to,że czubek kozika opiera się o mięsień tuż poniżej żeber.Na skórzeukazała się kropla krwi.Spłynęła powoli i znikła pod szarfą, którą byłprzewiązany w pasie.- No dalej - odezwał się miękko, nachylając sięnad dziewczyną.- Zabij mnie, Bonnie.Ciepły oddech owiał jej ucho i pomyślała, że zaraz zemdleje.Ręka jej zadrżała.- Dlaczego mi to robisz?- A dlaczego nie? - zamruczał z ustami przy jej policzku, aBonnie zapragnęła odchylić głowę i przekonać się, jakie to uczucie,kiedy delikatnie muskałby wargami jej szyję.- Zostaw mnie w spokoju - poprosiła bez tchu.Wyprostował się.W jego oczach zabłysnął gniew.86RS- Nie myl mnie ze swoim narzeczonym.Ja nie położę uszu posobie.- A potem opasał zaskoczoną dziewczynę ramieniem w talii,unieruchomił dłoń, w której nadal zaciskała kozik, i odsunął nabezpieczną odległość.Bonnie krzyknęła z przestrachu.W głowie się jej zakręciło od tejbłyskawicznej napaści.Zaczęła się szamotać jak oszalała.Usiłowaławyrwać rękę, jednak równie dobrze mogła ona tkwić w imadle.Zdjętacoraz większym lękiem, wolną ręką.okładała Anglika na oślep, alenie na wiele to się zdało.Gray złapał ją za drugi nadgarstek, a pochwili unieruchomił Bonnie, przypartą do ściany, z rękomauniesionymi nad głową, przesłaniając jej całe pole widzenia swojąmasywną sylwetką.Początkowy strach zmienił się w panikę w chwili, gdy pojęła, żejej rozpaczliwa szamotanina nie robi na nim najmniejszego wrażenia.Nawet nie próbował jej powstrzymać od podejmowania kolejnychbezowocnych, gorączkowych wysiłków.Spokojnie czekał, by doszłado wniosku, który dla niego od samego początku był najzupełniejjasny.O ucieczce nie było mowy.Przestała się miotać i znieruchomiała, oddychając ciężko.Miaławrażenie, że czas stanął w miejscu.Bez słowa wpatrywała się w oczyGraya, kuszące jak leniwa z pozoru, choć pełna wirów rzeka - i jakona śmiertelnie niebezpieczne.- Czemu nie chcesz mi dać spokoju? - spytała drżącym głosem.- Bo nie mogę - burknął; jego spojrzenie stało się twarde, twarzmu sposępniała, jakby poczynił to wyznanie wbrew swej woli, jakbyzostało z niego przemocą wyciągnięte.- Bóg mi świadkiem, że87RSpróbowałem o tobie nie myśleć, nie pragnąć ciebie.Nie czuć do ciebienienawiści.- Skuliła się, przerażona bijącym od niego gniewem, aleteż właśnie ów gniew czynił z niej zakładniczkę Graya, może nawetbardziej niż silne ramię oplatające jej kibić.- Ale wszystko, o czymbyłem w stanie myśleć, to chwila.chwila, kiedy to ty będziesz zdanana moją łaskę i niełaskę.Poczuła się, jakby wylał na nią kubeł zimnej wody.- Nie pozwolę, cobyś się na mnie mścił za to, co cię spotkało!- Nikt cię o zdanie nie pyta.- Pochylił głowę.Jedwabiste włosymiękko osunęły się na jego twarz.W słabym świetle lampki kładły sięna niej dziwne, kanciaste cienie.- Za moment przypomnę sobie, po tejdługiej przerwie, jaki smak ma wolność, i będę się nią delektował dosyta.Chcę, żeby to trwało jak najdłużej.- Na mnie nie licz! - zawołała Bonnie, próbując wyrwać się zżelaznych ramion Graya.- Nie? - Zastygł z ustami tuż przy jej ustach.To jedno ochrypłe,niesamowicie zmysłowe słowo rozbudziło w Bonnie gwałtowne, choćnienazwane pragnienie.Całym swoim jestestwem reagowała na jegofizyczną bliskość, bez ratunku, bez nadziei na ucieczkę.W tymjednym momencie całym jej światem stał się cudownie niebezpieczny,wysoki na ponad sześć stóp mężczyzna.Nie poddała się jeszcze, leczwzrokiem bezwiednie szukała już jego ust.- Nie - powtórzyła z głuchym uporem.Kącik jego ust uniósł się w lubieżnym uśmiechu; ten poczynił wsercu dziewczyny prawdziwe spustoszenie.88RS- Widzę, że nie tracisz werwy.To dobrze.Nie zamierzam ci jejodbierać, a jedynie znalezć dla niej odpowiednie ujście.- Niby jakie? - spytała z przekąsem, choć brakowało jej tchu irozmyślała nad tym, jaki diabeł podsunął jej te słowa, kazał jejspojrzeć w oczy Graya i całkowicie się w nich zatracić, szukać choćbynajbłahszych powodów, by bitwa zakończyła się kapitulacją na jegowarunkach.- Pocałunek - odparł aksamitnym tonem.- Jaki pocałunek?- Ten.- Brutalnym gestem przycisnął ją do szerokiego,muskularnego torsu i pocałował w usta.Bonnie zapamiętała się w tejpieszczocie, która przeniosła ją w inny świat, gdzie nie istniało nicprócz zmysłowych doznań, odurzających i uzależniających jaknarkotyk.Ogarnęła ją dziwna słabość i żal do własnegozdradzieckiego ciała.Wargi Graya nakazywały posłuch, język szukał wstępu do jejust
[ Pobierz całość w formacie PDF ]