[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie mogę uwierzyć, Gabrielu, że się uśmiechasz.Czyżbyś postradał rozum?- To z twojego powodu się uśmiecham, Johanno.Bardzo się zmieniłaś od dnia ślubu.Naturalnie miałaś wtedy te wszystkie cechy, co dzisiaj, ale głęboko ukryte za tarcząobojętności.Prawdę mówiąc, wbijasz mnie w dumę, kiedy mi się przeciwstawiasz.O, tak,wbijasz mnie w dumę.To nieprawdopodobne.Prawił jej komplementy teraz, kiedy trwała gorąca dyskusja,której wygranie było jej obowiązkiem.Pomyślała, że to podstęp.No tak, na pewno podstęp.Chciał tą nędzną pochwałą zbić ją z tropu.Nie wezmie jej na to.- Ty też wbijasz mnie w dumę - burknęła.- Ale mimo to nie wchodzi w grę zabicieniuchacza.Stanowczo się temu sprzeciwiam, mężu, więc lepiej mi ustąp.Nie zmięknę, pókity nie zmiękniesz.Sprawiała wrażenie, jakby miała kogoś zabić, i Gabriel pomyślał, że lada moment toon może stać się ofiarą.Nie potrafił jednak odmówić sobie przyjemności podrażnieniaJohanny jeszcze przez chwilę.- Postanowiłem ustąpić w kwestii wymiany, żeby zrobić ci przyjemność, ale wsprawie niuchacza muszę bardzo stanowczo sprzeciwić się twojemu zdaniu.Oświadczenie starszego klanu zostało poparte kilkoma głośnymi pomrukami uznania.- Nie możemy pozwolić, żeby ten człowiek wrócił do domu.Sprowadzi na nas armię,która skradnie baryłki - wyjaśnił Keith, gdy gniewne spojrzenie Johanny zatrzymało sięakurat na nim.- Stanowczo nie możemy - wykrzyknął któryś z Maclaurinów.- Ona znowu stoi - palnął Bryan.- Na miłość.Mężczyzni sarkając zaczęli wstawać.Johanna zignorowała ich.- Gabrielu, jeśli niuchacz nie wie, gdzie jest jaskinia, i jeśli nie zobaczy wiodącej tamdrogi, to nie może nikogo zaprowadzić w to miejsce, prawda? Dlatego.Wniosek zostawiła mężowi.Jest wprawdzie barbarzyńcą, ale przecież inteligentnym.Potrafi zmusić umysł do pracy i domyślić się, co mu chce powiedzieć.Calum plasnął dłonią o blat stołu.- Na Boga, ona dobrze kombinuje, MacBain.- To dość okrutne - mruknął Keith.- Wolałbym raczej zginąć.No, ale jeśli pani upierasię, by pozostawić niuchacza przy życiu, to muszę przyznać, że rozwiązanie jest dobre.- Bystra dziewczyna, nie ma co - oznajmił z dumą Anggie.Johanna nie wiedziała, oczym mężczyzni teraz mówią.Nadal patrzyła tylko na męża.Gabriel patrzył jej w oczy przezdobrą minutę, po czym powiedział:- Nie pozwolisz mi go zabić, co, żono?W jego głosie usłyszała bezbrzeżny smutek.Niech więc on usłyszy jej irytację.- Pewnie, że nie.Westchnął przeciągle i dramatycznie.- Do diabła.Zinterpretowała to przekleństwo jako oznakę swego zwycięstwa.- Dziękuję - szepnęła.- Wiedziałam, że potrafisz być rozsądny.Z ulgą opadła nakrzesło.Wszyscy mężczyzni zgodnie wzięli z niej przykład.- Skorzystamy z twojej propozycji - oznajmił Gabriel.- Jest okrutna, ale uczciwa.- Keith sprawiał wrażenie, jakby udzielał pani wielkiejpochwały.- Okrutna? - Ocena Keitha wydawała jej się zupełnie bezsensu.Błyski w oczachGabriela również wydawały jej się bezpodstawne.Czyżby mąż był zadowolony z porażki wdyskusji?Spojrzała w bok, żeby sprawdzić reakcję ojca MacKechnie.Powinien się uśmiechaćpo tym zwycięstwie, a jednak wcale się nie uśmiechał.Znowu coś go gryzło.Johannanatychmiast wzmogła czujność.- Keith, co masz na myśli, mówiąc, że moja propozycja jest okrutna?- To sprytny pomysł, milady, okrutny czy nie: wszystko jedno- powiedział Calum.- Jaki pomysł?- Ten, który nam pani podsunęła - odparł.- Nie pamięta pani?- Ona wyraznie ma kłopoty z pamięcią - zauważył Keith.- Nigdy nie wie, jaki jestdzień.O, nawet teraz nosi niewłaściwy tartan.- Czy ktoś może mi łaskawie wyjaśnić, na czym polega mój pomysł?- Wyłupimy mu oczy.Tę haniebną decyzję przekazał jej Keith.Dookoła ozwały się pomruki poparcia.Johanna znów zerwała się na równe nogi.Mężczyzni natychmiast zrobili to samo.- Mam taki pomysł, żeby przywiązać panią do krzesła - mruknął Anggie.- Męczymnie wstawanie i siadanie co minuta.Johannę zaczynał dręczyć łupiący ból głowy.Jej cierpliwość była na wyczerpaniu.Niemal rycząc, kazała mężczyznom usiąść.Naturalnie zaraz to sobie uświadomiła ipróbowała się uspokoić.Rozum, pomyślała.Tak, tych dzikusów trzeba wziąć na rozum.- Ludzie, do każdego zamku są co najmniej dwa wejścia - zaczęła głosem ochrypłymod tłumionej złości.- Milady - przerwał jej Keith -już o tym mówiliśmy.Czy pani sobie tego niezapamiętała? Mamy tylne drzwi i frontowe.- Siedz cicho! - nakazała Johanna, znów podnosząc głos do krzyku.Przeczesałapalcami włosy, a potem podjęła już ciszej:- Przez was mam ochotę wrzeszczeć.Słowo daję.- Przecież pani wrzeszczy - uświadomił jej Lindsay.Wzięta głęboki oddech.Boże, albo wbije im rozumu do głowy, albo sczeznie usiłującto zrobić.Z pewnością chociaż kilku pojmuje, jak grzeszny jest ich najnowszy pomysł.Doniej należało przekonać resztę.Są przecież członkami jej klanu, ponosi więc za nichodpowiedzialność.- Niebiosa, pomóżcie - szepnęła.- Co ona powiedziała? - spytał Lindsay.- Nie mogę uwierzyć, że rozważacie oślepienie nieszczęsnego człowieka -wykrzyknęła.- To pani nam podsunęła ten pomysł, milady.- Keith, jeśli znajdę pod ręką misę, to przysięgam.- Denerwujesz panią - ostrzegł go Anggie, Johanna zwróciła się do męża:- Niech nikt nie waży się oślepić tego człowieka.Nie chcę o tym słyszeć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]