[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jadłam dopiero wtedy, gdy mojewnętrzności skręcały się z głodu.Julka dalej była u mamy, alecodziennie mnie odwiedzała.Sprzątała, coś do mnie mówiła, ale ja niepotrafiłam odróżnić słów.Były też dni, kiedy wstawałam skoro świt ipędziłam na cmentarz.Wkładałam płaszcz na piżamę.Nie obchodziłomnie, copowiedzą inni.Stawałam przed grobem Wiktora i rozmawiałam znim, a raczej wyrzucałam mu to, co mnie bolało.- Jak mogłeś mi to zrobić? - pytałam.To absurdalne, ale jeśli piekło istnieje, chciałam, żeby on się w nimsmażył.Potem jednak żałowałam moich złorzeczeń i życzyłam mu,aby jego dusza pływała sobie w niebieskich obłokach.- Dlaczego mnie oszukiwałeś? Dlaczego z nią sypiałeś? Czy byłalepsza ode mnie?Małgosia spytała mnie, czego potrzebuję.A ja krzyknęłam:- Chcę powtórki z naszego wspólnego życia! Chcę odzyskać mojegomęża!- Już dobrze.- Przytuliła mnie mocno.- Gosia, ty nie rozumiesz.Nie jest dobrze i nigdy nie będzie.- Będzie.Zobaczysz.Mój ból, mimo że ogromny, o dziwo, mnie nie zabił.Do wszystkiegomożna się przyzwyczaić.Także do bezdechu, krwawiącego serca,zranionej duszy.„Czy coś to zmieni, jeśli będę się zadręczała? Słońcedalej będzie wstawać, chmury będą zbierać się na deszcz, będzie wiałwiatr, a drzewa będą gubiły liście" - rozmyślałam.Pewnego dnia rozmawiałyśmy z Małgosią o śmierci i przeżywaniużałoby.- Jak mam sobie pomóc? - zapytałam, popijając melisę nauspokojenie.- Masz świadomość, że potrzebujesz pomocy, a to jest ważne.Mogębyć dla ciebie drogowskazem, ale ty sama musisz to przeżyć, niestety.-Spojrzała na mnie smutno.- Tak.- Kiwnęłam głową i rozpłakałam się.- Płacz, trzeba swoje wypłakać.- Wczoraj byłam w kościele - wyznałam.- Przede mną w ławcesiedział stary człowiek.Pewnie po osiemdziesiątce.I wiesz,zapragnęłam być już taka stara jak on, bo miałabym świadomość, żewkrótce umrę.- Natalia, teraz tak myślisz, ale to przejdzie, ten ból, złość, gorycz,niezgoda.- Kiedy?- Z czasem.- Myślisz, że o nim zapomnę?- Nie zapomnisz.To było dokładnie miesiąc po pogrzebie.Zadzwonił ten przeklętytelefon.- Pani Natalia? - Usłyszałam w słuchawce cichy kobiecy głos.-Tak, to ja.- Chciałabym się z panią spotkać.,- Kto mówi? Cisza.- Kto mówi? - powtórzyłam- Spotkałyśmy się w szpitalu.Jestem.- Wiem, kim pani jest.Nie chcę mieć z panią nic wspólnego! -wykrzyczałam do słuchawki.„Jakim prawem ta zdzira do mniedzwoni?".Zatrzęsło mną ze złości.- Niestety, nasze losy zostały ze sobą splecione już na zawsze -powiedziała cicho.- Nie rozumiem.- Proszę się ze mną spotkać, a wszystko pani wytłumaczę.To nic jestrozmowa na telefon.Gdyby przynajmniej była ładniejsza, szczuplejsza, bardziejelegancka, czułabym się lepiej.A ona była nijaka.Szarobura.Pulchna,z mysimi włosami.Ale te oczy - była w nich jakaś magia i piękno.Ilemogła mieć lat? Patrzyłam na nią przenikliwym wzrokiem, kiedy piłasok pomidorowy.Wyglądała na trzydzieści.Więc nie taka młoda, alejednak młodsza ode mnie.- A więc mieliście romans? - rzuciłam wściekle.- Nie do końca.- Wzruszyła ramionami.Była zdenerwowana.Spoconymi dłońmi gniotła chusteczkę.- Kochałam go.- Tak się składa, że ja też.Na chwilę zamilkła.- Wiedziałaś o mnie? - spytałam.Babska ciekawość wzięła górę.Gula goryczy zatkała mi gardło.Przez chwilę nie mogłam zaczerpnąćpowietrza.-1 co? - Wbiłam w nią oskarżycielski wzrok- Nic.- Jak to, kurwa, nic?- Musiałam z tym żyć.- Spuściła głowę i zaczęta płakać Wcale jej mewspółczułam.Czułam tylko nienawiść.Tak wielką nienawiść.- Ty wredna.Podniosła głowę i spojrzała mi w oczy.Tylko przez moment- Nie chciałam tego.- Ale zrobiłaś to z premedytacją! - wysyczałam.- Razem to zrobiliśmy, razem.- Jak ty właściwie masz na imię? - zapytałam.- Aleksandra.- Ola.- Pokiwałam głową.Takie pospolite imię.Pasowało do niej.Milczałyśmy przez kilka minut.- To nie było tak, jak pani myśli.- A, kurwa, jak? - Coraz bardziej mnie drażniła- Poszliśmy do łóżka tylko raz.Bardziej z mojej inicjatywy -przyznała.Poruszyła się i dodała: - Zrobiłam test ciążowy tydzieńprzed jego wypadkiem.- urwała.- Miałam mu pokazać to.- Wyjęłaz torebki małe buciki.Pobladłam, zakręciło mi się w głowie.W jednej chwili zrobiło mi sięniedobrze.- Jesteś w ciąży?- Tak.To dziewiąty tydzień.Zabrakło mi tchu.„Czy mam jej gratulować? A może uderzyć wtwarz? Co mam zrobić? Ta śmierć przyszła nie w porę.Urwałabymfiuta draniowi" - myślałam zrozpaczona.- Mieliśmy o tym porozmawiać.- Zaczęła miętosić w dłoniachdziecięce buciki.Przez chwilę nawet jej współczułam.- Czyli on nie wiedział o dziecku?- Wiedział.- głos jej drżał.- Powiadomiłam go telefonicznie.Tylkoże to wszystko wydarzyło się po tym, jak ze mną zerwał.On odpoczątku nie był chętny do nawiązania bliższej znajomości.- Ty chciałaś? -Tak.- Zaciągnęłaś mojego męża do łóżka, chciałaś go wrobić w ciążę.-Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.- Jesteś podła,wyrachowana, pozbawiona skrupułów.- Kiedy dowiedział się o dziecku, napisał mi, że je uzna - odparła zsatysfakcją.Tego było już za wiele.Wypiłam duszkiem całą szklankę lodowatejwody.- Kłamiesz!- Nie, mam jego esemesy.Pokazać pani? Zaniemówiłam.- I czego, kurwa, ode mnie teraz oczekujesz? Pieniędzy, wsparcia?Podziału majątku? Nie dostaniesz nic, rozumiesz, nic!- Niczego nie chcę - odpowiedziała spokojnie.- Oprócz.- urwała.Wiedziałam, że musi być jakieś drugie dno.- Oprócz tego, aby mojedziecko poznało swoją przyrodnią siostrę.Nie mam rodziny i.- Po moim trupie! - przerwałam jej głośno.- Zabrałaś mi jego, alecórka jest moja! Moja!Tak bardzo chciałam ją upokorzyć, zniszczyć, wykrzyczeć w jejstronę same bluźnierstwa.Nie zrobiłam tego.Wstałami wyszłam.Marzyłam tylko o tym, by zniknęła z mojego życia raz nazawsze.Padał deszcz.Szłam wolno wyboistym chodnikiem, rozmyślając oWiktorze.Czułam się upokorzona.Jak miałam wybaczyć mu zdradę?Czy on faktycznie jej nie kochał? Czy był to jednorazowy skok w bok?Czy nasze małżeństwo od samego początku było skazane na porażkę?Potem pomyślałam o Olce.„Jak ona sobie poradzi? To nie jej wina, żepokochała żonatego mężczyznę.Nie wygląda na modliszkę.A możejednak pozory mylą? Chciałabym jakoś ją zrozumieć, a mimo to niepotrafię.Rana jest zbyt świeża".A on? Nigdy nie przypuszczałam, że mój mąż może mieć romans.Romans czy skok w bok to co innego, a miłość to miłość.To inny,głębszy wymiar.Musiał ją kochać, skoro chciał uznać to dziecko.Ajeśli ona blefuje? Mogłam zobaczyć te przeklęte esemesy.Górę wzięłyemocje, skrywane żale.Czułam się sponiewierana i upodlona.Jak onmógł? Jak oni mogli?Zadzwoniłam do Małgosi, prosząc, żeby jak najszybciej do mnieprzyszła.Opowiedziałam jej wszystko, powtarzając w kółko słowo„ZDRADA".- Mieliście kryzys.- Gosia jak zwykle była szczera do bólu.- Tak, ale zostałam z Wiktorem i próbowałam ratować naszemałżeństwo.A jak on mi odpłacił?- A gdyby w twoim życiu ktoś się pojawił? Zastanawiałaś się nadtym?- Tak - odparłam twardo.- Nigdy nie zostawiłabym rodziny.- Czyżby? - Małgosia włożyła do ust ptasie mleczko.- Teraz takmówisz, ale nie wiesz, jak by było.Może zwinęłabyś manat-ki ipoleciała do kochanka.- Tylko że ja nigdy Wiktora nie zdradziłam.A on.Jak mogłamniczego nie zauważyć?- Typowe.Zdradzane żony dowiadują się o wszystkim ostatnie.-Otworzyła okno i usiadła na parapecie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]