[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najwięcej godności mieli Murzyni,niewolnicy trzymający się z tyłu w towarzystwie Metysów, Chiń-czyków i Mulatów, ale biały motłoch w pierwszym szeregu - te kobietyo grubych rysach, prymitywne twarze marynarzy, kupców i agentówKompanii Indyjskiej - napełniał go pogardą.Szczury! Takie jak te,które znowu pojawiają się w pokoju, przebiegają między nogami.Ile jeszcze nocy do przeżycia, do śmierci tutaj?Myśli o aplauzie ludności Portoferraio, kiedy wylądował na Elbie, oich pieśniach i wiwatach, kiedy zaledwie siedem miesięcy temuwyruszał na podbój Francji.A teraz znajduje się tutaj - na tej „strasznej wyspie", która stanowizarazem jego więzienie.- Powinienem umrzeć wcześniej - szepcze.- Powinienem był zginąćpod Waterloo.A może nawet wcześniej.Gdybym poległ pod Moskwą,zyskałbym sławę największego zdobywcy w dziejach.Patrzy na Marchanda.Pokojowiec stoi oparty o ścianę.Usiłowałprzekształcić tę klitkę w coś znośniejszego.Ale lepsza już była stodołana polu bitwy, jakaś ferma zniszczona pociskami i zapełniona rannymi izabitymi żołnierzami niż ta niechlujna izba pełna szczurów.Lepsza jużbyła wojna i śmierć niż ta wyspa.Obserwował ją z Northumberlanda przez cały dzień.Widział stromeklify, puste równiny, karłowate drzewa uginające się w podmuchachwiatru.Domyślił się, że po ulewnych deszczach i porywach zimnego,chłoszczącego wiatru następują tu przytłaczające upały.Potemzobaczył ten tłum niewolników i drobnych właścicieli.Oto moje więzienie pośrodku oceanu, wśród szczurów.I to ja się tuznalazłem!Wraca do łóżka.Siada znowu, zaprasza Marchanda, aby zrobił taksamo.Pokojowiec siada na ziemi.Rozmawiałem z królami, marszałkami, ministrami, uczonymi.Dyktowałem kodeksy i prawa, które zmieniały obyczaje, obmyślałemplany kampanii, w których brały udział setki tysięcy łudzi.A terazmoimi jedynymi rozmówcami będą ten oddany młody człowiek, mójpokojowiec Marchand, i kilku wiernych towarzyszy,którzy, tak jak to się już działo na Northumberlandzie, kłócą się międzysobą i są o siebie nawzajem zazdrośni, ponieważ wygnanie jestnieszczęściem.Jeśli ustąpię Anglikom choćby o krok, jeśli zapomnę, kim jestem,skąd przybywam i czego dokonałem, jeśli moja czujność osłabnie, tozostanie mi odebrane wszystko, co mam: moja osoba i moja godność, amoja dawna chwała zostanie tym poddaniem zbrukana.Oni właśnie tego pragną: pomniejszyć mnie, pokazać światu, żeodkąd umieszczono mnie między szczurami, jestem już nikim.Właśnie teraz muszę być cesarzem, prowadzić walkę, z którejjedynym wyjściem jest śmierć.Muszę sformować czworobok.Ja samjestem teraz Wielką Armią.Jestem moją starą gwardią, która umiera,ale się nie poddaje.- Można mi zadać gwałt - mówi - ale nie zhańbić.- Prostujesię.Tupie, aby odpędzić szczury.- Wzniosłem się z nizin do pozycji najpotężniejszego monarchy świata.Europa leżała u moich stóp.Wbrew pamfletom nie boję się o swoją sławę; potomność odda misprawiedliwość.Patrzy na ulicę.Tłum wciąż tam stoi, teraz oświetlony blaskiemksiężyca.Faluje, szemrze.Zapomnieć o tych twarzach, o tej wyspie.Podążać swoją drogą,tutaj, w umyśle.Narzucić katom i strażnikom więziennym moją wolnośćpozostawania sobą, pomimo uwięzienia.I odpierać ich za każdymrazem, gdy będą uzurpować sobie moje prawa.Ignorować ich.Niedostrzegać tak samo jak szczurów, much, wiatru, upału, wilgoci.Trzymać się.- Wielkie wypadki - ciągnie - ześlizgiwały się po mnie jak śrutpo marmurze.To, co się tutaj wydarzy, tym bardziej mnie nie dosięgnie.Towszystko jest niczym, ponieważ przeszedłem swoją drogę w pełnymblasku.A teraz muszę służyć swemu przeznaczeniu.Zamieszkuje w Briars, w przybudówce domu agenta KompaniiIndyjskiej W.Balcombe'a.Wokół rosną krzaki dzikiej róży i palmy.Trzeba zaczekać, aż skończą dla niego przygotowywać rezydencję wLongwood, na szczycie pustynnego płaskowyżu.Tu czy gdzie indziej, co za różnica?Marchand i służący krzątają się, aby urządzić sypialnię z pokoju odrewnianych ściankach, które przegryzają szczury.Montholonowie zdziećmi, Gourgaud i Las Cases z synem Emmanuelem rozmieszczająsię, jak mogą, po klitkach bądź pod namiotem.Bertrandowie wybralidom położony w Hufs Gate, w pewnej odległości od Briars.Zaczyna znowu dyktować Las Cases'owi.Zachęca innych członkówswego otoczenia do pracy.Zwiedza okolice Briars.Kiedy tylko może,jeździ dalej, na jednym z koni oddanych przez admirała Cockburna dojego dyspozycji.Czasami towarzyszą mu dwie młode córkiBalcombe'ow.Młodsza z nich, Betsy, jest wesoła, gadatliwa, figlarna.Napoleon nachwilę oddaje się zabawie, śmieje się, lecz nagle milknie.Oficerangielski, którego zadaniem jest go nadzorować, chce zostać muprzedstawiony.Napoleon oświadcza, że nie przyjmuje strażnikówwięziennych.Niech wielki marszałek dworu Bertrand go odeśle.Niech nie zapominają, że to ja jestem panem mego więzienia.-Jeśli chcą pogwałcić moją prywatność, przestrzegam, że żołnierzewejdą dopiero po moim trupie!Oficer nie nalega.I tak samo będzie ze wszystkimi, których nie chceprzyjmować i którym nie udzieli audiencji, jeśli nie podporządkują sięetykiecie i nie spotkają się z urzędnikami dworu cesarskiegoBertrandem, Montholonem, Gourgaudem.Nie przyjmę żadnego zaproszenia.Ani na kolację, ani na bal.Czy tenadmirał Cockburn wyobraża sobie, że ja będę się pokazywał tym„szczurom"? W grzeczności Anglików dostrzegam jedynie „wrogość izniewagi".- Niech pan sobie przypomni - zwraca się do Las Cases'a - jak napokładzie Northumberlanda nie chciałem pozostawać dwie, trzygodziny przy stole i upijać się winem.Wolałem przechadzać się popokładzie.Kiedy wstałem od stołu, admirał Cockburn powiedziałpogardliwie: „Myślę, że generał nie czytał nigdy lorda Chesterfielda",co miało znaczyć, że brak mi ogłady i nie umiem zachować się przystole.Cockburn to tylko rekin! Jak można miećczelność nazywać mnie generałem Buonaparte! Jakim prawem? Jakbyoni mogli mi odebrać to, kim jestem.- Wzrusza ramionami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]