[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.tu Nadia.Głupio tak jakoś wczoraj wyszło.Prze-praszam.Trudno mi o tym.o tej sprawie rozmawiać.W końcuto nic przyjemnego.Chyba sam rozumiesz? Oddzwoń, jaktylko odsłuchasz.CałujęTrzecie nagranie również zostawiła Lola.Teraz jednak w jejgłosie słychać było zdenerwowanie.Mówiła bardzo szybko: Csar, wiem, że dzwoniła do ciebie Dina.Kochanie, bardzocię przepraszam.Niepotrzebnie jej powiedziałam o naszejrozmowie.Strasznie się zdenerwowała.Proszę cię, oddzwoń.Oddzwoń jak najszybciej.Kocham cięPotem nagrała się Marie: Co się z tobą dzieje? Odezwij się, do diabła.Stary chodziwkurzony, jakby go giez ukąsił.Wścieka się o byle co.Fauquartnie stawił się na zebraniu.Czuję przez skórę, że coś wisi w po-wietrzu.Czekam na pilny kontakt od ciebiePiątą i jeszcze trzy następne wiadomości zostawiła Joan.Wszystkie były do siebie podobne: Dlaczego do cholery, nie odbierasz moich telefonów?!Mam tego dość! Przestań mnie wreszcie oszukiwać! Nie wierzęw te twoje głupie dyżury.Masz natychmiast oddzwonić.Sły-szysz? Natychmiast! Inaczej z nami koniec.Tym razem nieżartujęOstatnie nagranie pochodziło znów od Marie: Cześć, to znowu ja.Mam nadzieję, że dostałeś.że znala-złeś moją kartkę.Strasznie mi przykro.Jak tylko odsłuchasztę wiadomość, zadzwoń.Trzymam kciuki380Skasował wszystkie odsłuchane nagrania i wybrał numerMarie.Po czterech sygnałach połączenie zostało odrzucone.Spróbował jeszcze raz.Znów to samo.Co jest? Postanowił za-czekać.Zdążył dojeść chłodny makaron.Po chwili zadzwoniłtelefon.- Przepraszam, nie mogłam odebrać - usłyszał jej stłu-miony głos.- Jesteś już w domu?- Tak.Dlaczego mówisz szeptem?- Nie bardzo mogę rozmawiać.Spotkajmy się dziś wie-czorem.- Zabrzmiało to dość tajemniczo i Csar poczuł na-tychmiast dziwny skurcz w żołądku.- Gdzie?- Gdziekolwiek.Gdzieś między La Cit a Gentilly.- Ro-ześmiała się cicho.- Plac przy Panteonie? - Było to jedyne, co przyszło mudo głowy.- Okej, może być.- O dwudziestej będę czekał w bistro na rogu.- Zatem do zobaczenia.35.Kiedy Joan wróciła, spał jak suseł.W zasadzie plan miał taki,że zdrzemnie się tylko chwilkę, ale stres i nieprzespana noc wceli spowodowały, że w cieple i ciszy sypialni odpłynął na do-bre.Przetarł piekące powieki.W sypialni panował mrok.Zprzedpokoju sączyła się smuga światła.Spojrzał odruchowo nazegarek.Dochodziło wpół do siódmej.Przeciągnął się i wstał złóżka, myśląc o tym, że niedługo będzie musiał iść na spotkanie381z Marie, co z pewnością nie ucieszy Joan.Nie odbierała dziś odniego telefonu i nawet nie oddzwoniła, chociaż zostawił jejwiadomość, że jest już w domu.Wszedł do kuchni.Joan krzą-tała się przy zlewie.Była ubrana w luzną bawełnianą bluzkę,pod którą rysował się wyraznie okrągły jak piłka brzuch.Za-czynał się szósty miesiąc ciąży.Joan robiła swoje, nie zwraca-jąc na niego uwagi.- Nie oddzwoniłaś - powiedział cicho Csar i usiadł przystole.- Ty też nigdy nie oddzwaniasz - mruknęła.Pod bieżącąwodą płukała sałatę.W dalszym ciągu stała do niego tyłem.- Dostałaś wiadomość od Vincenta?- Wiesz co? Naprawdę mnie zadziwiasz.- Zakręciławodę, zroszone wodą listki przełożyła na sitko i dopiero wtedysię do niego odwróciła.Wytarła dłonie w ściereczkę, po czymoparła się plecami o zlew i skrzyżowała ręce na piersi.Też bar-dzo się zaokrągliły.- W te twoje podłe gierki udało ci się wcią-gnąć nawet przełożonego.Trzeba mieć tupet.- Nie rozumiem.- Csar spojrzał na nią ze zdziwieniem.Już wiedział, że ta rozmowa nie skończy się dla niego pomyśl-nie.- Wychodzisz o różnych porach dnia i nocy, nie mówiszdokąd.Nie dzwonisz.Nie odbierasz telefonów.Namawiaszkolegów, żeby cię kryli.Mało tego, żeby oszukiwali.Mój Boże,co z ciebie za człowiek.W życiu bym na to nie wpadła.Ależeby wpakować w to bagno własnego szefa? To się, cholerajasna, w głowie nie mieści! - Spojrzała na niego z wściekłościąw oczach.Na jej policzkach pojawiły się rumieńce.382- Kochanie, to nie tak.- A jak?! Jak?! - Głos jej się łamał.- Ciekawe, że zawsze,kiedy ty jesteś na jakiejś superważnej, cholernie tajemniczejakcji, Pierre jest w tym czasie w domu i nie ma zielonego poję-cia, co się z tobą dzieje.A przecież to twój przyjaciel i najbliższywspółpracownik.- Już nie.- Aha, bo przestał cię kryć.No jasne.- Nieprawda.- Daj spokój.Jesteś żałosny.%7ła-łos-ny.- powtórzyła,sylabizując.- Już dawno się domyślałam, ale miałam nadzieję,że to coś krótkotrwałego, że to taki skok w bok, bo ja jestem wciąży, nowa sytuacja i tak dalej.Ale nie.To trwa i trwa.Przy-chodzisz do domu tylko po to, żeby wziąć czyste rzeczy i sięprzespać.A i to nie zawsze.- Westchnęła ciężko.Oczy zaszłyjej łzami.- Skarbie, pozwól mi, proszę, wyjaśnić, ja naprawdę.- Nie, Csar.Nie chcę już tego słuchać.Rozumiesz? Jużnie! - W jej głosie brzmiała stanowczość, której nie znał.- Mia-łeś dość czasu, żeby to wyjaśnić, zakończyć.%7łeby po prostuwyjść z twarzą z całej tej historii.Nie zrobiłeś tego, twoja spra-wa.Widocznie nie potrafisz.albo nie chcesz.Proszę, żebyśspakował swoje rzeczy i jak najszybciej się stąd wyniósł.Najle-piej zaraz.- Ależ Joan.- Dość! - krzyknęła, patrząc na niego z odrazą.Pierwszy raz jego żona była tak nieprzejednana.Pierwszyraz postawiła sprawę na ostrzu noża.I niestety po raz pierwszyCsar przyznał jej całkowitą rację.383Był w restauracji pół godziny przed czasem.Torbę z rzeczamipostawił pod stołem.Zamówił butelkę ros, a ponieważ Mariesię spózniała, już kończył ją dopijać.Zdążył dotąd trzy razywyjść na papierosa, ponieważ w lokalu obowiązywał zakazpalenia.Zamówił drugą butelkę wina, żeby Marie nie widziała,jak nisko upadł, pijąc do lustra.Gdy tylko kelner zdążył zamie-nić butelki, w drzwiach stanęła Marie.Rozglądała się po zatło-czonej sali, aż zobaczyła uniesioną rękę Csara
[ Pobierz całość w formacie PDF ]