[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krą\ył podomu, zdenerwowany i roztargniony, mruczał coś do siebie, wyglądał wcią\ przez okno, jak gdybylękał się, \e ktoś go znienacka zaskoczy.Zdenerwowanie jego udzielało się te\ ciotce i Mary.Ciotka zerkała na niego niepewnie i równie\ zwracała spojrzenie ku oknu, nasłuchując, ściągającustawicznie wargi, gdy tymczasem ręce zwijały i rozwijały brzeg fartucha.Z zaryglowanego pokoju, w którym znajdował się kramarz, nie dobiegał \aden odgłos.Gospodarz zresztą nie poszedł tam wcale i ani razu o kramarzu nie wspomniał.Cisza ta była samaprzez się czymś dziwnym i niesamowitym.Gdyby kramarz ciskał przekleństwa lub dobijał się dodrzwi, byłoby to bardziej zgodne z jego charakterem, ale on le\ał w ciemnościach nie czyniąc\adnego ruchu, nie wydając dzwięku, i Mary mimo nienawiści do niego wzdrygała się na myśl, \emo\e ju\ tam umarł.Do posiłku południowego zasiedli przy stole w kuchni.Jedli bez słowa, niemal ukradkiem, agospodarz, który zazwyczaj odznaczał się wilczym apetytem, tym razem w zamyśleniu bębniłpalcami po stole i nie tknął wcale zimnego mięsa na talerzu.W pewnej chwili Mary podniosła oczyi spostrzegła, \e wuj wpatruje się w nią spod krzaczastych brwi.Ogarnął ją paniczny strach, \e oncoś podejrzewa, \e domyśla się jej planów.Liczyła, \e będzie w równie dobrym humorze jakpoprzedniego wieczoru, miała zamiar w razie potrzeby dogadzać mu, odpowiadać na \arty \artami,nie sprzeciwiać się jego \yczeniom.Teraz jednak siedział zasępiony, pogrą\ony w zadumie, awiedziała z doświadczenia, \e w takim nastroju jest najbardziej niebezpieczny.Wreszcie zdobyłasię na odwagę i zapytała go, o której godzinie zamierza wyruszyć z "Jamajki".- Jak będę gotów - odpowiedział krótko i nie dodał nic więcej.Mary jednak nie dała zawygraną.Kiedy ju\ pomogła sprzątnąć ze stołu i popełniając jeszcze jedno oszustwo przekonałaciotkę, \e trzeba koniecznie zapakować koszyk \ywności na drogę, zwróciła się znów do wuja.- Je\eli mamy dziś jechać - rzekła - czy nie lepiej będzie, je\eli ciocia i ja poło\ymy się teraz,\eby odpocząć przed podró\ą? W nocy przecie\ nie zmru\ymy oka.Ciocia od świtu jest na nogach,ja zresztą te\.Nie na wiele się to chyba zda, je\eli będziemy czekały tutaj do zmroku.Starała się mówić jak najswobodniej, bez nacisku, ale obręcz ściskająca jej serce świadczyła otym, \e czeka na odpowiedz pełna lęku, nie mogła te\ spojrzeć wujowi w oczy.On zastanawiał sięchwilę, ona więc, aby ukryć niepokój, odwróciła się i udawała, \e szuka czegoś w kredensie.- Mo\esz się poło\yć, je\eli chcesz - powiedział w końcu wuj.- Czeka was obydwie jeszczedu\o pracy.Masz rację, \e w nocy spać nie będziecie.Idzcie, idzcie, rad będę, \e mi na kilkagodzin zejdziecie z oczu.Zrobiwszy pomyślnie pierwszy krok, Mary pozostała jeszcze chwilę przy kredensiekontynuując rzekomą pracę, obawiała się bowiem, \e zbyt pospieszne opuszczenie kuchni mo\e sięwydać podejrzane.Ciotka, która zawsze jak marionetka poddawała się wszelkim sugestiom, bezsłowa poszła z siostrzenicą na górę i podreptała korytarzem do swego pokoju niby posłusznedziecko.Mary weszła do pokoiku nad gankiem, zamknęła drzwi i przekręciła klucz w zamku.Serce biłojej mocno, choć sama nie wiedziała, co bierze w niej górę, podniecenie czy te\ strach.Do Altarnungościńcem jest blisko cztery mile, mo\e przebyć tę drogę w ciągu godziny.Je\eli wyjdzie z"Jamajki" o czwartej, kiedy ju\ się zmierzcha, zdą\y wrócić kilka minut po szóstej, a wuj nieprzyjdzie chyba po nią przed siódmą.Ma więc trzy godziny na wykonanie swego planu, co dosposobu zaś wydostania się z domu decyzję ju\ podjęła.Wyjdzie na dach ganku i zeskoczy stamtądna ziemię, tak jak Jem tego ranka.Nie jest tam zbyt wysoko, grozi jej najwy\ej kilka zadrapań, no iprzykry wstrząs.W ka\dym razie bezpieczniej jest obrać tę drogę, ni\ narazić się na spotkanie zwujem w korytarzu na dole.Cię\kie drzwi frontowe zawsze skrzypią przy otwieraniu, a znówgdyby chciała wyjść przez bar, musiałaby minąć otwarte drzwi kuchni.Wło\yła najcieplejszą suknię, dr\ącymi gorącymi rękami zawiązała na ramionach swój staryszal.Teraz najbardziej ucią\liwe było przymusowe czekanie.Kiedy znajdzie się na drodze, szybkiruch i cel wyprawy doda jej otuchy i odwagi.Usiadła przy oknie, patrzyła na bezludne podwórze, na gościniec, którym nikt nigdy nieprzechodził, i czekała, a\ zegar na dole wybije czwartą.Kiedy wreszcie zaczął bić, uderzeniarozbrzmiewały jak dzwon na trwogę, szarpiąc nerwy.Otworzyła drzwi na korytarz, nasłuchiwałaprzez chwilę i zdawało jej się, \e słyszy jakieś kroki i szepty.Była to oczywiście tylko gra wyobrazni, nic się nie poruszało.Zegar tykał obojętnie.Terazka\da chwila była droga, nie wolno było zwlekać.Zamknęła znów drzwi na klucz i podeszła dookna.Wydostała się przez otwór w szybie, za przykładem Jema opierając ręce na parapecie, i zasekundę siedziała okrakiem na szczycie ganku, patrząc w dół, na ziemię.Teraz, gdy się tu ju\ znalazła, odległość wydawała się większa, brakowało te\ koca, którymposłu\ył się Jem, \eby osłabić wstrząs.Dachówka była śliska, nie dawała oparcia ani dla rąk, anidla stóp.Mary odwróciła się, czepiając się rozpaczliwie parapetu okna, który wydał się naglebezpieczną, dobrze znaną przystanią, po czym zamknęła oczy i skoczyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]