[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawsze byliśmy we czwórkę.I tak przez cały college.Wzięliśmy ślub dwa miesiące po was.Razem wyjeżdżaliśmy na wakacje, wynajęliśmy mieszkania w tym samym budynku, pierwszedomy kupiliśmy w tej samej okolicy, a teraz mamy domy prawie drzwi w drzwi.Do diabła,nawet dzieci mamy prawie na spółkę.Ludzie ledwie wiedzą, które dzieci są Pope'ów, a któreMaxwellów.Więc można sobie zadać pytanie, czy ja kiedykolwiek byłem zakochany w Teke,czy też zawsze w naszej czwórce.- Musiałeś coś czuć do Teke.- Owszem, ale gdybyśmy byli tylko we dwoje, ten układ mógłby już dawno nie wytrzy-mać.- Ale ty nawet nie dajesz waszemu związkowi szansy!- Dawałem mu szansę przez całe dziewiętnaście lat.W przeszłości to, czego brakowało wnaszym związku z Teke, wypełnialiście ty i Annie.Teraz to jest niemożliwe, bo ty się stałeś wtym układzie problemem.Zostajemy więc tylko we dwoje z Teke.Przez ten cały koszmar zSRMichaelem nie stanowiliśmy dla siebie nawzajem żadnej podpory, żadne z nas nie umiało po-móc drugiemu.Jeśli w takiej sytuacji nic dla siebie nie znaczyliśmy, to kiedy? Mój związek zTeke jest pusty.Trzeba być głupcem, żeby za wszelką cenę podtrzymywać coś, co nie ma żad-nej wartości.- A co z dziećmi?- Będą mnie odwiedzać.- A co ze Zwiętem Dziękczynienia?- Teke może je urządzić.Nikt jej w tym nie przeszkadza.Sam czuł narastające przygnębienie.- Jasne, może je urządzić.Zawsze je urządzała.Robito tak jak nikt inny na świecie.Ale fakt, że Annie nie zgodzi się na to, żeby było tak jak daw-niej, a to oznacza, że po raz pierwszy będziemy obchodzić Zwięto Dziękczynienia oddzielnie.Czyli Teke przyrządzi indyka tylko dla siebie i dzieci, dla nikogo więcej.- Niech sobie zaprosi przyjaciół.- I dorzucił kwaśnym tonem: - Niech sobie zaprosi Gra-dy'ego Pipera.Byli kiedyś kochankami, wiedziałeś o tym?Sam wiedział.Tyle Teke mu powiedziała.- To było dawno temu.- Ale on ciągle ma na to nadzieję.To dlatego tutaj przyjechał i dlatego został.Tylko cze-ka.Może sprawić jeszcze więcej kłopotów.- Policjanci nie zauważyli, żeby robił coś złego, a cały czas mają na niego oko.Wyglądana to, że uczciwie pracuje u Cornelii Hart.- No cóż, ja myślę o tym, jak ma zamiar sobie popracować przy Teke.Zobaczysz, że jąprzeleci.Tylko poczekaj.- A kto zostawia mu pole do popisu? Jeśli nie chcesz, żeby do tego doszło, nie powinie-neś się wyprowadzać z domu.Albo Teke jest twoja, albo nie.Albo obwieszczasz światu, że jesttwoja, albo ją odtrącasz i wyprowadzasz się.- I tak właśnie jest z Annie? Obwieszczasz światu, że jest twoja?- Ona wie, że ja jej nie opuszczę - powiedział Sam i nagle uświadomił sobie, że za-brzmiało to dosyć skromnie jak na człowieka, który miał coś do obwieszczenia I znów powró-ciły mu na myśl te słowa, których używał w programie telewizyjnym - zadośćuczynienie" i odszkodowanie".- Wybaczyła ci?- Staram się, żeby mi wybaczyła.- Czy wystarczająco się stara? Zastanawiał się nad tym.Ciągle jeszcze dawał Annie czas, żeby się sama uporała z tym wszystkim, on zaś starał się wię-SRcej siedzieć w domu.Od czasu sprawy Dunn przeciwko Hannoverowi był bombardowany tele-fonami ofiar poszukujących prawnika, jednak wiele z tych spraw przekazał swoim kolegom.Nawet bieżącym sprawom nie poświęcał tyle uwagi co kiedyś, żeby tylko być dłużej z Annie.Teraz jednak uderzyło go, że może powinien być bardziej agresywny w zdobywaniu jej na po-wrót.- Przynajmniej ja nie widzę koło niej żadnego mężczyzny - dowodził na głos.- Możeszbyć pewien, że gdybym tylko zauważył, robiłbym coś więcej.- Znów skupił się na postępowa-niu Johna.- Więc nie skarż się na Grady'ego Pipera.To ty od niej odszedłeś.Porzuciłeś ją.Bezwzględu na to, co Teke zrobi, ma do tego prawo.- Ciągle jest moją żoną.- Otarł usta serwetką i odłożył ją na stół.- Ale, Boże, niech jąsobie bierze.Nie chcę tylko, żeby się kręcił w pobliżu mojego syna.- Michael potrzebuje jakiegoś mężczyzny - powiedział Sam.Ta myśl zawsze go załamy-wała.- Na mnie nie chce patrzeć, a ciebie nie ma.- Przyjeżdżam do ośrodka.- Czy on wie, że się wyprowadziłeś z domu?- Nie wspominałem mu o tym.Domyślam się, że któraś z dziewcząt mu powiedziała.Ja-na mówi, że chce się do mnie przeprowadzić.A co myśli Leigh, to Bóg jedyny wie.Nigdy jejnie ma w domu, kiedy rozmawiam z Janą.Zawsze jest z Maxem.- Są nierozłączni.- To nic nowego.- No cóż, jest gorzej niż zwykle - zauważył Sam.Kryzys związał Leigh i Maxa jeszczebardziej i jak się wydawało, już zupełnie wyłączyli się ze swoich rodzin.Annie mogła na tymskorzystać, bo częściej miała go pod ręką.Zoe też.- Więc porozmawiaj z Maxem - stwierdził John.- Aatwo ci powiedzieć.Nie ma najmniejszego zamiaru słuchać, co do niego mówię.Dlaniego jestem dwulicowym łgarzem.Może ty będziesz miał więcej szczęścia rozmawiając z Le-igh.John chrząknął.- Leigh nigdy mi się nie zwierzała.Sam pomyślał o własnej córce.Dawniej, kiedy z nim rozmawiała, zdarzało mu się słu-chać jej zwierzeń.Teraz tego nie robi.- Co za bałagan - mruknął.- Owszem, bałagan.SROdwracając się bokiem, Sam bezsilnie opuścił ręce.- W porządku.Nie ma co dalej tegowałkować.- Głęboko wciągnął powietrze.- Co zrobimy z domkiem w górach? Pod koniec mie-siąca zaczyna się sezon narciarski.Jak chcesz to załatwić?John zmarszczył brwi.- A skąd, do diabła, mam wiedzieć, jak to załatwić? Jak Teke chceto załatwić?- Nie pytałem jej o to.Przecież to zawsze ty podejmowałeś decyzje.To, że się wyprowa-dziłeś z domu, w nią najbardziej uderzyło.Teraz będzie się musiała zmierzyć z rzeczywisto-ścią.John odchylił się do tyłu.- A co, jeśli jest w ciąży? Sam był zdumiony.- Ze mną?- Używałeś czegoś? Oczywiście nie, a ona na pewno nie pobiegła na górę po krążek.Sam klepnął go w ramię tak, aż krzesło Johna ze skrzypieniem odsunęło się nieco do ty-łu.- Ona nie jest w ciąży.- A co, gdyby była? - pytał John, a w jego tonie Sam wyczuwał coś w rodzaju zdumienia.- To dodałoby sprawie smaczku.- Ona nie jest w ciąży - powtórzył Sam, ale nagle oblał go zimny pot.Ciąża nie przyszłamu nawet do głowy.Powinna była.Ale nie przyszła.- A pomyślałeś o AIDS? - zapytał John.- Przyszło ci to do głowy?- Nie - oświadczył Sam, teraz już ze złością - ale jeśli to miałoby być problemem, to nieTeke byłaby winna, tylko ty.- Na samą myśl zrobiło mu się niedobrze.W tej chwili już miałdość Johna Davida.Podniósł się z krzesła.- Kiedy ja będę się nad tym zastanawiał, ty zastanów się nad tym, co zrobić z domkiem wgórach i z domem na Sutters.Jeśli mamy się rozwodzić, trzeba się zabrać za negocjowanie wa-runków.I ostrzegam cię, będę walczył o swoją część majątku.Przyjmuję na siebie winę za to,co zrobiłem z Teke i za to, co się przydarzyło Michaelowi, ale to już wystarczy.To wszystkozaszło za daleko.Chcesz się wyprowadzić, w porządku.Chcesz się rozwieść z Teke, w porząd-ku.Chcesz przekonać samego siebie, że nie jesteśmy dla ciebie dobrym towarzystwem i niebędziesz się dłużej plamił obcowaniem z nami, to też w porządku.Ale to dzięki nam przeżyłeśdwadzieścia cholernie dobrych lat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]