[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.SR- Ukradł je, parszywy złodziej! Musisz coś z tym zrobić, Verne.Gnojek staje się corazbardziej zuchwały.Po prostu wszedł i wyjął pieniądze z kasy.Gdyby nie Eugene, już dawno bydał drapaka.Cutter zamierzał zaprzeczyć, ale straszliwie bolały go jądra.W tej chwili potrafił tylkobezgłośnie leżeć i łapać powietrze szeroko otwartymi ustami.Za wszelką cenę chciał im poka-zać, że nic mu nie jest, że nie jest żadnym gnojkiem.- Już od jakiegoś czasu szykował się na tę stację - zawołał ktoś, przekrzykując łomotdeszczu o zardzewiałą rynnę.Ktoś inny dodał:- Ostatnim razem obrobił sklep.Niecałe dwa miesiące temu.Trzeci głos dorzucił:- Ten chłopak to same kłopoty.Od pierwszego dnia urodzin.Nic dziwnego, że jego oj-ciec tyle pił.Cutter udawał, że nie słyszy tych uwag.Znał je już na pamięć.Spojrzał na Eugene'a, któ-ry również mu się przyglądał.Czuł, że zaczyna mu się kręcić w głowie.Verne pochylił się.Z daszka czapki spłynęła woda.- Co masz do powiedzenia, synu? Nie potrafisz się trzymać z dala od kłopotów? Znowubędę cię musiał zamknąć w areszcie, a jeśli Judd złoży oskarżenie, pojedziesz do więzienia wPortland.Wez sobie adwokata, tym razem możesz go potrzebować.- On nie znajdzie żadnego adwokata - mruknął Eugene.Uważnie przyglądał się pobladłeji zlanej potem twarzy chłopca.- Nie ma rodziców, nie ma pieniędzy i sądząc po wyglądzie, niema nawet na jedzenie.Zwolnił ucisk na krocze Cuttera.Zbolały chłopak odsunął się na bok i zwinął w kłębek.Eugene położył mu dłoń na ramieniu i poradził szeptem:- Oddychaj głęboko.Cutter nabrał spory haust powietrza, zaraz po nim następny.Po trzecim zamroczenie za-częło ustępować.W tej samej chwili Eugene puścił jego ramię i chciał pomóc chłopcu usiąść.Czując, że wszyscy na niego patrzą, Cutter odtrącił pomocną dłoń.- No więc co masz do powiedzenia, synu? - powtórzył Verne.- Tobie na pewno nic - odwarknął Cutter, specjalnie nadając głosowi niskie i opryskliwebrzmienie.- Wolisz rozmawiać z sędzią?SR- Co to ma za znaczenie? Nie dba o mnie, tak samo jak ty.- Jak sobie chcesz - odfuknął policjant i wyprostował się.- W porządku, ludziska, ro-zejdzcie się, wracajcie do swoich zajęć.- Patrzył na odchodzących gapiów.- Judd, zamierzaszzłożyć oskarżenie?- Jak nic, do diabła.Nikt nie ma prawa zabierać mi moich pieniędzy.Ciężko na nie pra-cuję.Ten smarkacz sam mógłby tego spróbować.Verne odwrócił się do Cuttera, który choć z trudem, podnosił się spiesznie na nogi.Byłwyższy od policjanta.Wiedział o tym i chciał to wykorzystać.- Słyszałeś, synu? Tym razem naprawdę wpadłeś w tarapaty.Judd złoży oskarżenie, dotego dojdą wszystkie inne twoje przewinienia, a to nie wróży nic dobrego.- Nie wiem, co dla ciebie jest dobre - odpowiedział chłopak tak samo krnąbrnie jakprzedtem.- Powiedz mi coś, czego jeszcze nie słyszałem.- Czy wiesz, jak to jest w więzieniu? - zapytał Eugene.Cutter odwrócił głowę w drugą stronę, byleby tylko nie patrzeć na mówiącego.Może imiał fizyczną przewagę nad Verne'em, ale dużo mu brakowało do tego potężnego mężczyzny,który w dodatku rządził połową miasta.- W więzieniu - kontynuował Eugene - jest o wiele straszniej niż w najgorszym śnie.Tamjest ponuro, bez perspektyw i nadziei na lepsze jutro.Od chwili przejścia bram więzienia sta-jesz się więzniem, a potem już na zawsze byłym więzniem.Uważasz, że trudno ci żyć z nazwi-skiem twojego ojca? Dodaj do niego nazwę eks-więzień i wyobraz sobie, jak to jest.Cutter pomyślał o olbrzymim domu Eugene'a, jego wielkim aucie i jeszcze większymkoncie bankowym i odezwał się głosem pełnym zwątpienia:- Skąd pan może to wiedzieć?- Miałem kiedyś przyjaciela.Urodził się tutaj, tak jak ty.Alvie Joplin, pamiętasz, Verne?Nie, zdaje się, że to było jeszcze przed twoim nastaniem.- Eugene ponownie zwrócił się doCuttera.- Specjalizował się w kradzieżach samochodów, ale nie tu, tylko w Bostonie.W końcugo złapano i zamknięto, a kiedy już wyszedł i chciał znalezć jakąś pracę, ludzie bali się zatrud-niać takich jak on, był przecież tylko byłym więzniem.Ponieważ jedno, co potrafił, to kraśćsamochody, postanowił wrócić do starego fachu i szybko trafił z powrotem do więzienia.Tymrazem posiedział dłużej.Gdy znalazł się na wolności, nie był już dzieckiem, stwardniał.Znówukradł samochód i pomógł dwóm kolesiom, czekając na nich przed bankiem, który okradali.- Co się z nim stało? - zapytał Verne, pochłonięty opowieścią.SRAle Eugene wpatrywał się w Cuttera.- Gliny go dopadły.Został postrzelony.Przeczytałem w gazecie, że jest w ciężkim stanie,więc poszedłem odwiedzić go w szpitalu.Nie mogłem go poznać.Minęło dziesięć lat od na-szego ostatniego spotkania, a wyglądał o trzydzieści lat starzej.Umarł następnego dnia.Cutter przywykł już do pouczania.Ludzie opowiadali mu różne historie z morałem, obli-czone na wywarcie na nim odpowiedniego wrażenia.To było zbyt łatwe.- Ciekawe - rzucił.- Prawdziwe - padła odpowiedz Eugene'a.- Wyciągniesz z tego jakąś naukę, synu? - zapytał Verne.Banalna uwaga policjanta, tak inna w stylu i treści od spokojnego monologu Eugene'a,była dla Cuttera jak policzek.- Niczego się od was nie będę uczył - warknął.- No i dobrze - oświadczył Verne - ale idziesz ze mną, czy chcesz, czy nie.- Pochwyciłchłopca za rękę, ale ten wyrwał mu się.- Uważaj, synu, chyba że chcesz do swojego oskarżeniadołożyć punkt stawiania oporu władzy.- Wyciągnął dłoń, lecz tym razem powstrzymał go Eu-gene.- Daj mi go, Verne.Cutter strzelił oczyma w stronę mówiącego, podczas gdy Verne powtórzył:- Chcesz go?- Właśnie.Pozwól mi go przetrzymać do końca dnia.- Zwariowałeś?- Czy wyglądam na wariata? - zapytał Eugene całkowicie poważnie.- Co chcesz z nim zrobić?- To sprawa między nami.- Skoro tak, będziesz go miał.Ale na twoim miejscu byłbym bardzo ostrożny.Nim sięspostrzeżesz, zwieje ci.- Będę uważać.- Złapał ramię Cuttera.- Idziemy.Chłopak nie opierał się.Sam nie wie-dział dlaczego.Może chodziło o wybór między Eugene'em a Verne'em, a może o wspomnienie twardegokolana na kroczu albo o ciekawość, czy jeszcze coś innego.Tak czy inaczej poszedł, choć wca-le nie był spokojny.Eugene zachowywał się o wiele bardziej władczo niż Verne.Był takżemocniejszy, szybszy i sprytniejszy.Trudno będzie mu się wyrwać.Nie to, żeby Cutter miał jużSRw tej chwili takie plany.Warto trochę poczekać, może trafi mu się ciepły posiłek.- Dokąd mnie zabierasz? - zapytał.- Zobaczysz.- Chcę to wiedzieć.- Jeśli tak bardzo chciałeś wiedzieć, dokąd idziesz, trzeba było pójść z Verne'em.Trzymany mocnym uchwytem za nadgarstek, Cutter nie miał innego wyjścia, jak tylkomaszerować obok mężczyzny przez deszcz i błoto, z powrotem na miejsce przestępstwa.Nie rozmawiali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]