[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A wtedybędziemy mieć całą planetą dla siebie.Eryk czuł się chory, zdając sobiesprawę, co wynikło z jego OgnistegoSztormu.Tak jak i Louisa byłaby wstrząśnięta,wiedząc, co się stało z ich dzieckiem.Cynowo-czarny Pyr nie mógłpowiedzieć, że to by złamało jej serce, jakoże sam to zrobił.- Tak, więc, jak przywódca Pyrówzracjonalizuje konieczność zabiciapotomka swojej własnej krwi? - Sigmundporuszał się leniwie po niebie, kusząc ojcado zadania ostatecznego ciosu.-Zwłaszcza, gdy wierzy, że jego rodzajpowinien przetrwać, bez względu nawszystko? - Jak mogłeś stać się Slayerem?Nauczyłem cię, wszystkiego, cowiedziałem.Twoja matka odnosiła się dociebie z taką miłością i troską.Wiedziałeś,co jest dobre, a co złe.- Zrozumiałem, że jedyną drogą bymieć to, co chciałem, było po to sięgnąć -nonszalancko odpowiedział malachitowysmok.- I od własnego ojca dowiedziałemsię, że dla ambicji można poświęcićwszystko.Nauczyłeś mnie, że nic innegosię nie liczy.- Nie! - Warknął Eryk i rzucił się wstronę syna.Zwarli się pazurami i zaczęlisiłować.- Zauważyłem, że nie straciłeś łuski pośmierci matki - warknął malachitowy gad.- Ale czemu mnie to nie dziwi? Porzuciłeśją.- Wcale nie! - Sprzeciwił się Pyr,jednak wiedział, że jest to częściowaprawda. - Czy byłem jedynym, który jąnaprawdę kochał? - Sigmund wyprężyłpierś, pokazują puste miejsce pobrakujących łuskach.W oczach miał zimnąkalkulację.- Jesteś ode mnie dużosilniejszy, ojcze.Zmiało, wykorzystaj mojąsłabość.Wyzywał Eryka, by go zabił.Ale wtedy cynowo-srebrny smokspojrzał w oczy przeciwnika i w spojrzeniuSigmunda dostrzegł Louisę, kobietę, którąskrzywdził.Nie mógł zabić Sigmunda,dziecka, które ona mu urodziła.Nieważne,kim ich latorośl się stała.Odepchnął odsiebie Slayera, nie interesując się gdzie tenspadnie, po czym zwrócił się w stronęBorysa.Lider Pyrów wiedział, kto skierowałjego syna na manowce.Miał zamiarprzedyskutować to z rubinowym smokiem. Eryk zdawał sobie sprawę, że szeptRosjanina trafił na podatny grunt, wprzypadku jego jedynego potomka.Jednak Louisa spodziewała się po nimczegoś więcej.Sorensson uznał, że nie chce wiedziećjak mocno jego uderzenie zaszkodziłosynowi, nie słuchał też szeptu przyszłości.Właśnie dlatego, nie oczekiwał, żeSigmund zmieni tor lotu i poleci za nim.Był tak skupiony na Borysie, któryuśmiechał się widząc jego przylot, że nieusłyszał zbliżania się drugiego Slayera.Gdy Sigmund uderzył go mocno w tyłgłowy, Eryk miał sekundę na zrozumienie,czemu lider przeciwników był takirozbawiony.Syn uderzył go jeszcze raz, mocniej, awtedy rubinowy smok tchnął w niegoogniem.Eryk stracił przytomność i zacząłspadać w kierunku ziemi. **Ambrose wszedł do środka chatki, gdySara nie podjęła jego wyzwania.- Zaczyna się tu robić gorąco - mruknąłz głodnym uśmiechem.Wszedł głębiej dopomieszczenia, upewniając się, że niedotknie go ogień.W blasku płomieniwydawał się lśnić.- Nie mów, że Wiwernauciekła, nie zabierając cię ze sobą.Sara miała zamiar nie udzielać muwięcej informacji, niż musiał wiedzieć.Sophie poruszyła się lekko w jej kieszeni.- A co jeśli to zrobiła?Ambrose roześmiał się, biorąc słowadziewczyny za potwierdzenie swychpodejrzeń.- To by znaczyło, że poświęciłaś sweżycie za nic.Nie żeby mi to przeszkadzało.Tchnął ogniem w jej stronę, otaczającSarę kręgiem płomieni.Dziewczynapróbowała wyskoczyć z niego zanim sięzamknie, ale smok działał zbyt szybko. Momentalnie stanęła w środku kręgu ogniao średnicy trzech metrów.Płomieniesięgały jej do ramion.Myślała, że szybkozgasną, nie mając żadnego paliwa, ale niezapowiadało się na to.To było niemożliwe, ale jednak miałomiejsce.Odwróciła się w miejscu, szukającwyjścia.Gorąco sprawiło, że cała spływałapotem.- Nie ma żadnej drogi ucieczki -mruknął ironicznie smok.- Przykro mi.- Nie jest ci nawet trochę przykro.- Nie, nie jest - Przysunął się bliżej,pierścień ognia trochę się zacieśnił.Saramiała nagle jeszcze mniej miejsca.Okrągmiał teraz tylko niecałe 2 metry średnicy, apłomienie były coraz wyższe.Sara próbowała nie wpadać w panikę.Wiwerna siedziała całkowicie nieruchomo.- Smoczy ogień nie potrzebuje paliwa -Poinformował ją Ambrose, leniwie oglądając sobie szpony.- %7łycie jestdostateczną energią.- Nie ma życia w tym klepisku.- %7łycie jest wszędzie.Tylko nie jesteśdość czuła, by to pojąć - Posłał jej zimnyuśmiech.- Jakże niezorientowany wniczym gatunek.Języki ognia zaczęły lizać ją podłoniach i nogach.- Jeśli o paliwie dla ognia mowa -mruknął zadumany Ambrose.Sarazrozumiała, że ogień pochłonie jej życie,zanim ją spali.Złoty smok wyciął sobie w płomieniachdziurę, przez którą na nią teraz patrzył.Płomienie z jednej strony zbliżyły sięjuz do niej, zaczęły pożerać materiałszortów.Dziewczyna gołymi dłońmi zaczęłagasić płomyki.Kiedy uporała się z tymzadaniem, spojrzała w górę, prosto wuśmiechnięty pysk Ambrose'a. - Jesteś moim najbardziej godnymprzeciwnikiem - przyznał.- Ale jak mówiBorys - koniec i tak zawsze jest taki sam.Jakże głupi - Ziewnął potężnie, adziewczyna dostrzegła w czeluści jegopaszczu gromadzące się nowe płomienie.Nie mogła przeskoczyć kręgu.Nie mogła dać nura dołem.Nie mogłasię ruszyć z tego miejsca, które przeciwnikdla niej wybrał.Co za pech, że nie umiała absorbowaćsmoczego ognia, jak to robił Quinn.Spojrzenie złotego smoka błyszczałozadowoleniem.Sara spojrzała w nie,szykując się na nieubłaganą przyszłość.Ambrose wziął głęboki wdech idziewczyna wiedziała, że zaraz wypuściostateczne inferno.To była beznadziejna śmierć, aleprzynajmniej szybka.Zamiast świstu płomieni, usłyszałagrzechot na dachu. Chłodny wiatr owiał jej skórę, a nadgłową nagle miała czyste niebo.Slayer zaklął, gdy dach chatki zostałoderwany i odrzucony na bok przez trzechPyrów.Sara chciała się już uśmiechnąć, gdyzobaczyła ponuro patrzącego Quinna,którego łuski mieniły się błękitem.Poczuła, że dym z pomieszczenia unosi sięku górze i wylatuje, by rozpłynąć się wpowietrzu.Widziała, po tym jak Rafferty,Donovan i Quinn się wzdrygali, że ich teopary kąsają.Dotarło do niej, że jeśli spróbujązanurkować po nią w dół -to zginą.Podeterminacji widocznej w spojrzeniuTyrrella, wiedziała, że on będzie mimo tochciał spróbować.A wtedy dym go zabije. - To nie fair! - Ryknął Ambrose iwzleciał w niebo, do Pyrów.Postanowiłpozostawić Sarę płomieniom [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •