[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Albo wybaczyć, dodała w myśli.Nie przejmuj już się tym wszystkim, dobrze? I nie bój się panaRafferty ego.On tylko tak groznie wygląda, ale na pewno niechciał cię przestraszyć.Dobrze? Zgoda odparł Michael, wzruszając ramionami.Znów przezjakiś czas siedzieli w milczeniu. Mamo?44 Słucham? A gdzie ty będziesz spała? Chyba u Emilki odparła, powstrzymując śmiech. Ale ona strasznie chrapie powiedział Michael poważnie.Nie słyszałaś, co było przy kolacji?Zmęczona upałem i całodzienną zabawą Emilka położyła nagległowę na stoliku i usnęła w połowie posiłku.Michael miał rację.Mała chrapała i to donośnie. W takim razie. Maggie udała zastanowienie może i sięschronię u ciebie. Och, mamo zaprotestował chłopak, ale widać było, że zro-zumiał żart. Moje łóżko jest za małe i jeszcze mnie zgnieciesz. No cóż, pozostaje tylko pokój Emilki powiedziała, wzdy-chając ciężko. Nie, jest jeszcze Ciapa i Szybki zaproponował z niewinnąmin ą Michaelu McKenna powiedziała groznym tonem,udając oburzenie. Proponujesz, by twoja matka spała z psa-mi?! Ale z nimi byłoby ci lepiej niż z Emilką upierał się Michael,po czym puścił nadzwyczaj dużą bańkę, która żeglowała w po-wietrzu jedynie przez krótką chwilę, zanim pękła, opryskującich drobinami mydlin. No dobrze, dosyć tego gadania zarządziła Maggie. Terazchcę wreszcie zobaczyć jakieś porządne bańki, dobrze? Dobrze, mamusiu.Chase spał właściwie na okrągło, jeśli nie liczyć krótkich przerwnajedzenie, przyjmowanie lekarstw i pójście do łazienki.Wresz-cie jednak nadeszła chwila, kiedy obudził się na dobre.Akuratbyła noc, czarna jak atrament, chociaż księżyc stał wysoko.Całydom był cichy i uśpiony, ale mimo najwyrazniej póznej pory wjego sypialni na stole paliła się stojąca lampa.Od razu domyślił się, że to zasługa Maggie.Musiała zajrzeć45wieczorem i zapalić światło, żeby nie było mu nieprzyjemnie,kiedy zbudzi siew ciemnym, obcym domu.Najwyrazniej chciałaoszczędzić mu przykrych przeżyć.Zastanawiał się tylko, dlaczego?Ułożył się na plecach i słuchając szumu wiatru za oknami, roz-myślał nad tym, że wciąż niczego nie rozumie.Ani zachowaniasię Maggie, ani powodów, dla których chciała, żeby tu został.Zresztą tak naprawdę nie pojmował wielu wydarzeń z minio-nych lat.Na jesieni upłyną trzy lata od śmierci Daniela McKenny.Chasetysiące razy przypominał sobie tamten wieczór.Wałkował gonieustannie tam i z powrotem, analizował swoje błędy, pomyłki,nie przemyślane decyzje.Nieważne, że niedawno przeniesiono go do Seattle i prawiewcale nie znał okolicy.Albo że to nie była jego zmiana.A takżeto, że był na służbie od ponad trzydziestu sześciu godzin i pra-cował nad zupełnie inną sprawą, a na akcję posłano go w ostat-niej chwili, w zastępstwie policjanta, który został ranny w wy-padku samochodowym.No to co, że był zmęczony? Zmęczony i wściekły, że odrywajągo od ważnej sprawy, w której miał szansę złapać naprawdęgrubą rybę, i każą zajmować się płotką? Co z tego, że postępo-wał zgodnie ze wszelkimi procedurami?Zapomniał o własnych zasadach.Nie sprawdził wszystkiegoosobiście.Zdał się na innych i w rezultacie Daniel McKennaponiósł śmierć.To był jego błąd, za który ponosił odpowie-dzialność.Był przygotowany na konsekwencje, na karę, jaką przewidziałodla niego prawo. Skrewiłeś, musisz zapłacić jeszcze po tylulatach dzwięczały mu w uszach słowa ojca.Ile razy w życiu jesłyszał? Setki? Tysiące razy?Wszystko było oczywiste, ale wtedy wmieszała się w to Mag-46gie.Potem Chase już nie potrafił pozbierać się do kupy.Wbrew swojej woli został przeniesiony do podrzędnego komi-sariatu na przedmieściach St.Louis.Nie miał tam nic d o robotyi mógł całymi dniami rozmyślać o tym, co się stało.Z kolei wnocy dręczyły go koszmary.Wciąż widział to zdziwione spoj-rzenie McKenny, kiedy trafiła go kula.Słyszał słowa, które wy-szeptał na chwilę przed śmiercią: Maggie.to boli.Wtedy zaczął pić.Wziął urlop i przez jakiś czas żył niemal jakwłóczęga, a kiedy urlop się skończył, nie wrócił już do pracy.Lekki wiatr poruszył zasłonką, przerwał Chase owi rozmyślaniao przeszłości.Rafferty rozejrzał się powoli po pokoju, zauważa-jąc wiele szczegółów, które wcześniej umknęły jego uwagi.Na komodzie stała, oprawiona w ramkę, fotografia dzieci Mag-gie.Obok niej mieniła się różnymi kolorami wiązanka kwiatów,włożona do słoika po dżemie.W kącie leżała mocno podnisz-czona para dziecinnych tenisówek, a z oparcia bujanego fotelazwisał sweter.Na półce zobaczył stertę książek, ułożoną nie-bezpiecznie wysoko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]