[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.OjciecRiley miał rację; tę staruchę rzeczywiście trzeba było ód czasu do czasu okiełznać.Zacisnęła wargi.- Proszę pani! - zaczęła sztywno.- To nie był mój pomysł.Ojciec Riley wszedł pomiędzy nie, na twarzy miał rozbawienie, ale zanim zdążył cokolwiekpowiedzieć, Katy Forest wyraznie odetchnęła, jej szeroką twarz wykrzywiło zdumienie.- Kto by się spodziewał? - powiedziała, zwracając się do ojca Rileya.- A więc jest i gorąca krew pod tąlodową pokrywą? No, no, proszę! Teraz ciekawam tylko, czy to stworzenie będzie chciało drzeć zemnie pasy?Rick stanął obok Queenie, która nadał kipiała złością.- Och, nasza Queenie to bardzo rozsądna dziewczyna -roześmiał się, z odcieniem dumy w głosie.- To prawda, Katy - potwierdził ojciec Riley.- A przy tym jestem zdania, że niewiele brakowało, bychciała cię obedrzeć ze skóry.- Przysiadł na krześle i pykając fajkę gestem poprosił pozostałych, byzajęli miejsca.- Queenie jest szczera i uczciwa, można na niej polegać, można jej otwarcie mówić, coczłowiek ma na sercu.Jest w tym chyba trochę podobna do ciebie, Katy, przynajmniej tak mi sięwydaje?Rozedrgany śmiechem głos duchownego wpłynął na dziewczynę uspokajająco.Pozbyła się ostatnichokruchów niepokoju.Katy usiadła przy niej i poklepała ją przyjaznie po dłoni.- Może i dasz sobie radę, maleńka - roześmiała się - ale jeśli mam być szczera, to muszę wampowiedzieć, że wolałabym się obejść bez niczyjej pomocy! - Wstała i ku rozbawieniu wszystkichnaprężyła muskuły.- Popatrzcie no tylko na to! - rzekła.Queenie musiała przyznać, że wymiary ra-137Josephine Coxmienia Kary były zadziwiające.- No i co? Pokażcie mi, który mężczyzna ma takie muskuły!- Rzeczywiście, Katy.- Ojciec Riley był wyraznie rozweselony całym zajściem.- Nikt nie twierdzi, żecoś jest nie w porządku z twoimi muskularni.- No to o co chodzi?Z pomocą przyszedł Rick.- Może po prostu nie jesteś już taka szybka jak kiedyś? Katy Forest uśmiechnęła się i po namyślewolno skinęłagłową.- Tak.Może to i prawda.Ale nie jestem jeszcze gotowa do odstawki! Mam dopiero sześćdziesiątosiem lat! - Aypnęła na ojca Rileya oskarżycielsko.- Proszę o tym pamiętać! -Błyskawicznieodwróciła się do Queenie, chwyciła ją za rękę i bezceremonialnie wyciągnęła z fotela.- Chodz,kochanieńka, idziemy! Musisz się dużo nauczyć, a nie będzie lepszej okazji, żeby zacząć!Kiedy Katy wyprowadzała zaskoczoną Queenie z biblioteki, dziewczyna zdążyła jeszcze zerknąćprzez ramię i dojrzeć, jak ojciec Riley i Rick z trudnością powstrzymują śmiech.Nietrudno byłozauważyć zabawną stronę sytuacji i Queenie przygryzła górną wargę, próbując powstrzymaćnarastający w niej chichot.Na próżno.Kąciki ust same uniosły się do góry, musiała się roześmiać.- Opanuj się, kochanieńka! Nie widzę tu nic śmiesznego - Katy Forest nie rozluzniła ani na momentuścisku prowadząc ją stanowczo do kuchni.Queenie musiała dobrze przebierać nogami, żebydotrzymać jej kroku.Po raz pierwszy od bardzo dawna czuła się szczęśliwa.Instynktownie wyczuwa-ła, że w Katy Forest znajdzie przyjazną duszę.Rozdział szóstyOchrypłe śmiechy przeplatane pijackimi krzykami odprowadzały ich wzdłuż Parkinson Street.Queenie czuła się poniżona i upokorzona, ale wiedziała, co należy do jej obowiązków, więc niezawahała się stawić czoło bandzie obiboków.- George'u Kenneyu - powiedziała rozgniewana.Przynosisz hańbę ludzkości! Wiecznie pijany.Niemasz wstydu!Już od półtora z górą roku pracowała na plebanii.W tym czasie coraz częściej zmuszona była odbieraćGeorge'a Kenneya z Nawigacji".Widok tej dziwnej pary stał się powoli nieodłącznym elementemkrajobrazu Parkinson Street i niewyczerpanym zródłem uciechy dla pijanych gburów - stałychbywalców baru.- Dobra dziewczynka! Nie zapomnij mu zdjąć skarpetek, zanim go położysz do łóżka!- Mnie też możesz zabrać do domu, albo gdzie chcesz.,, i położyć do łóżka.Pod warunkiem, żepołożysz się ze mną!Queenie ignorowała drwiny i sprośne propozycje, raniące jej dumę.Bóg świadkiem, że zaczynała sięprzyzwyczajać do patrzenia na podobnie ohydne gęby.Czyż przez te wszystkie lata nie żyła wtowarzystwie okrutnie złośliwego George'a Kenneya? Dawno już zrezygnowała z prób przemówienia131Josephine Coxmu do rozsądku, przekonana, że przez większość czasu w ogóle nie wiedział, co się z nim dzieje.Od ciągnięcia i popychania prawie nieprzytomnego mężczyzny przez długą Parkinson Street bolały jąramiona.W dodatku ciągle deptał jej po nogach, desperacko usiłując wyzwolić się z opiekuńczych rąki wrócić do swoich kompanów.- Odpieprz się! Zabierz łapy! Suka!Machał przy tym ramionami tak zamaszyście, że gdyby dawno temu nie nauczyła się gładko unikaćjego ciosów, jak amen w pacierzu leżałaby już nieprzytomna.A tak panowała nad sytuacją, jedynie odnieustannych obelg i wyzwisk bolały ją uszy.- Spójrz tylko na siebie - utyskiwała - niby dorosły człowiek, a nawet nie potrafisz sam iść.Zdecydowała, że nie ma sensu ciągnąć go do łóżka na piętrze.Nigdy jeszcze nie widziała go w takfatalnym stanie; to już nie mogło długo tak trwać.Po pół godzinie dotarła do domu, zostawiła gorozciągniętego na niewygodnej kozetce i przezornie umieściła w pobliżu jego głowy kubeł.Leżąc w ciemnościach próbowała znalezć jakiś sposób, by uchronić George'a Kenneya przedzapiciem się na śmierć.Nie potrafiła wymyślić nic nowego, a wszystkie dotychczasowe wysiłkispełzały na niczym.Któregoś dnia, przy rzadkiej okazji, kiedy George Kenney był przytomny, wstąpił do nich ojciecRiley.Próbował mu przemówić do rozsądku przypominając o odpowiedzialności za Queenie.Następnie życzliwy ksiądz podkreślił, że George Kenney powoli, lecz skutecznie popełnia samobój-stwo, odbierając swojej duszy możliwość zbawienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]