[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podobała się sobie.Gdy Norman West wszedł do salonu,zastał ją w fotelu, przy stoliku do herbaty w pozie wdzięcznej i niedbałej.Naokrągłym stoliku, prócz zastawy do herbaty, stała waza z pąsowymi różami.Ko-ronkowy obrus opadał prawie do podłogi.Z urzekającym uśmiechem Gladys podała Normanowi rękę do ucałowania, onzaś patrzył na nią z lekkim, wesołym uśmiechem. Podróż dobrze pani zrobiła, Mrs.Boverley.Wróciła pani o kilka lat młodszaLRT powiedział z poczciwą galanterią, wiedząc, że Amerykanka przepada za kom-plementami.Oczy Gladys zabłysły. Mówi pan poważnie?Norman czuł się bezpieczny wiedząc, że wkrótce opuści Nowy Jork, toteż,mimo iż widział, że ona znów przypuszcza na niego atak, odparł z mniejszą niżzwykle ostrożnością: Oczywiście, Mrs.Boverley.Jest pani jeszcze piękniejsza niż zwykle.Powiedział to wiedząc, że Gladys lubi przesadne komplementy.Ale też wciążjeszcze poczuwał się do wdzięczności wobec tej kobiety, która tyle lat temu, gdybył zupełnie obcym człowiekiem w Ameryce, otworzyła dla niego gościnne po-dwoje swego domu.Rozumiał dobrze, że Gladys nie jest właściwie zła i nie chciałbyć sędzią jej słabostek.Toteż prawił jej komplementy ciepłym i dobrotliwymtonem, który czynił tego tak poważnego zwykle przemysłowca uroczym człowie-kiem.Gladys nie trzeba było wiele, by znów zapłonął w jej sercu przytłumionypłomień miłości.Norman West wciąż stał przed nią, a ona, nie zmieniając pozy, spoglądała kuniemu unosząc głowę roziskrzonym wzrokiem.Norman Wesrbył wysokim, szczupłym mężczyzną o muskularnej, dobrze wy-trenowanej sylwetce, szerokich ramionach, wąskich biodrach i miękkich ruchach.Jego szare oczy, wyzierające z wąskiej i opalonej twarzy, zwykle spoglądałychłodno i bystro, czasami (jednak pojawiał się w nich wyraz dobroci, odmieniającytwarz Niemca jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.Zdarzało się to naprzykład, gdy przyglądał się dzieciom lub innym bezbronnym stworzeniom.Otym, że przy całym jego poważnym trybie życia, nieobce mu było poczucie hu-moru, świadczyły drobniutkie znfarszki w kącikach oczu.Wąski nos i wyrazisteusta w połączeniu z rysami świadczącymi o energii i stanowczości, szeroki, rasowypodbródek i piękne białe zęby, które ukazywał mówiąc lub śmiejąc się wszystko to nadawało jego twarzy sympatyczny wyraz.Miał imponującą osobo-LRTwość i patrząc na niego, łatwo było zrozumieć, że zaszedł tak wysoko.Gladys w duchu porównywała go z Herbertem Lassbergiem.Ten ostatni byłprzystojniejszy, ale Norman West miał osobowość! I znów poczuła gorące pra-gnienie przywiązania do siebie tego mężczyzny.Jak zwykle zabrała się do tego niezręcznie.Człowieka takiego jak NormanWest nie można było zdobyć kokieterią.By osiągnąć cel, kobieta musiałaby miećinne, głębsze i lepsze cechy niż Gladys Boverley.Ale Norman West był na tyle poczciwy, że nie zauważył niewybrednej gryGladys Boverley.W dobroci serca brał wszystko za dobrą monetę.Prawił jejkomplementy, mówił to, co pragnęła usłyszeć.Ona zaś opowiadała mu o swejpodróży, zwłaszcza o wrażeniach z Niemiec, zabawną, łamaną niemczyzną.Słu-chał jej z przyjemnością, wreszcie rzekł: Poczyniła pani zdumiewające postępy w niemieckim, Mrs.Bover- ley.Cieszę się, że mogę teraz z panią rozmawiać w moim ojczystym języku.A w ogóle,dopiero teraz widzę, jak bardzo mi pani brakowało przez te wszystkie miesiące powiedział nieostrożnie i przestraszył się widząc, jak jej oczy zabłysły szczęściem. Czy to aby prawda, proszę pana? Zawsze mówię prawdę, o ile nie muszę akurat kłamać odparł ze śmie-chem, siląc się na swobodę. Naprawdę cieszę się, że znów jestem u pani naherbatce.Pani dobrze wie, że jej dom przez długi czas był dla mnie cichą przy-stanią zwłaszcza póki żył mój przyjaciel, a pani małżonek. Och, ten dom może być nadal dla pana cichą przystanią, jeśli pan tylko ze-chce odparła podniecona.Norman nie umiał powiedzieć, na ile Gladys mówiła to poważnie.Na wszelkiwypadek odparł wymijająco: Wolę na to tak bardzo nie liczyć.Jest pani zbyt młoda, by pozostawać nadalw stanie wdowieństwa.A jeśli pani pewnego dnia wprowadzi do domu nowegomałżonka, on będzie decydował, kto tu ma prawo wstępu, a kto nie.LRTGladys spojrzała na niego dziwnym wzrokiem. Gdybym kiedykolwiek wyszła za mąż, to.to mój mąż z pewnością panapolubi.Tylko pod tym warunkiem zdecyduję się po raz drugi wyjść za mąż, żeznajdę człowieka, który we wszystkim będzie do pana podobny, będzie tak samojak pan męski i godny zaufania.Jej ton powiedział mu więcej niż słowa i Norman West poczuł się nieswojo.Poderwał się nagle, spojrzał na zegarek i powiedział szybko: Niestety, muszę już panią pożegnać.Mam jeszcze kilka konferencji.Gladys wpadła w gniew. Ach, te okropne interesy!Norman roześmiał się wesoło. Takie są kobiety; złoszczą się na interesy, które im zapewniają wygodneżycie, jakiego potrzebują, by czuć się szczęśliwe.Teraz i Gladys musiała się roześmiać.W końcu rzekła proszącym tonem: Ale odwiedzi mnie pan znów niebawem?Chciał jej odpowiedzieć, że nie będzie mógł jej w przyszłości tak często od-wiedzać, gdyż najpózniej za dwa miesiące wybiera się do Niemiec; ale jakieśnieokreślone uczucie powstrzymywało go wciąż przed zawierzeniem jej tegoplanu.I tak dowie się w porę.Zamiast tego powiedział więc, całując ją w rękę: Spróbuję wpaść za kilka dni.Mam teraz bardzo dużo pracy.Była to prawda.Planowany powrót do Niemiec przysparzał mu dużo zajęć ikłopotów.Ale był zadowolony, że ma wymówkę, zorientowawszy się, że GladysBoverley wciąż jeszcze myślała o związku z nim.Pożegnał się spiesznie.Gladys odprowadziła go wzrokiem. Ten albo żaden! wyrzekła przez zaciśnięte zęby.Wróciwszy w godzinę pózniej do domu, Herbert Lassberg zastał panią w złymLRThumorze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]