[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Choć nerwy miała w strzępach, nie okazywałatego.Co jakiś czas spoglądała na wbitego w fotel, bladego jak ściana.Dawida i posyłała mu ciepły uśmiech.Tylko w taki sposób mogła choć trochę ukoić jegowewnętrzny ból.Nie wiedziała, co dokładnie wydarzyłosię w celi.Słyszała, że zginął strażnik.PodobnoKrzyżanowski oszalał i rzucił się na niego.Nie miałajednak pojęcia, w jaki sposób chłopak zdołał pozbawićżycia uzbrojonego mężczyznę.Nie zamierzała pytać.Nieteraz.Zerknęła ukradkiem na Galińskiego.Jego twarzbyła spocona, usta spieczone, a z oczu spozierała groza.Zdjęła prawą rękę z kierownicy i pochwyciła jegodłoń.Odwrócił głowę i uśmiechnął się słabo.Wjechali nawąską, piaskową dróżkę.W oddali zamajaczyły dachydomków jednorodzinnych. Za chwilę wezmiesz prysznic i się położysz powiedziała miękkim głosem. Podam ci coś nauspokojenie.Skinął nieznacznie głową. Jutro poczujesz się lepiej.Musisz tylko odpocząć.Nie wiem, jakim sposobem zdołałeś przekonać policję,aby po tym, co się stało, puścili cię do domu, ale cieszęsię z tego powodu bezgranicznie.Muszą ci wierzyć.Wierzyć.Wierzyć.Co za paranoja!Nie.Oni coś kombinują, był tego pewien.Tam stało sięcoś jeszcze, pomyślał.W dalszym ciągu nie potrafił sobieprzypomnieć.Dziura.Czarna dziura. Trzecia osoba. wydukał, na siłę zmieniająctemat. Słucham? Kaśka zatrzymała auto na podjezdzie izgasiła silnik. Trzecia osoba tego dnia mówi mi, że muszęodpocząć.A ja, na Boga, o niczym innym nie marzę.* * *Sądził, że głosy wrócą, ale milczały.Wysiadając zauta, przystanął na moment i przymknął oczy.Szokpowoli mijał, za to dało o sobie znać zmęczenie.Byłwykończony.Ledwo trzymał się na nogach.Gdzie jesteś? warknął w duchu, zirytowany.Czy potym wszystkim, co się stało, nie możesz po prostupowiedzieć, o co tu chodzi? Kim jesteś, do cholery?Kaśka przyglądała mu się w skupieniu.Pewnie mamnie za czubka, pomyślał.Sam zaczął zastanawiać się nad wizytą u dobrego psychologa.A może z miejscapowinien udać się do psychiatry? Do diabła, przecieżsłyszał te głosy.Nie były jedynie wytworem jego chorejwyobrazni.Podobnie jak nie wymyślił sobie masakry wceli Krzyżanowskiego.Otworzył drzwi i weszli do salonu.Z początkuprzyszło mu do głowy, że to, co ujrzał rozglądając siętępo po salonie było tylko wywołanym przez zmęczenie,przewidzeniem.Kiedy jednak usłyszał za sobą cichy jękKaśki, wiedział już, że wzrok go nie myli.Ktoś ściągnąłze ścian wszystkie obrazy i gobeliny.Przedmioty byłyzniszczone i poniewierały się po podłodze.Nie to jednaksprawiło, że osłupiał.Spoglądał na ściany.Każda z nich pokryta byłabarwnymi, urzekająco realistycznymi malowidłami.Pierwsze, zdecydowanie największe, przedstawiałoozdobionegokolorowymipióramiwojownika.Mężczyzna biegł w sobie tylko znanym kierunku, jegodługie włosy rozwiewał wiatr.Patrząc na wyraz jegotwarzy, można było przypuszczać, że jest przerażony.Uciekał przed czymś, co miało za moment wyłonić się zlasu.Drzewa posiadały ogromne korony.Ktoś, kto jemalował, zadbał o najdrobniejsze szczegóły.Każdy liśćodwzorowano tak realistycznie, iż niemal dostrzegało się,jak faluje na wietrze.Wojownik miał doskonaleumięśnione ciało, głęboko osadzone oczy i wysokieczoło.Momentalnie skojarzył się Galińskiemu zwyciosaną z kamienia głową bożka na ścianie piramidy.Nainnymmalowidledostrzegłidealnieodwzorowanego jaguara.Zwierzę pędziło na łeb na szyjęw stronę lasu.Trzymało w pysku krwawy strzęp mięsa,najprawdopodobniej ludzkiego.Pokrywała go gładkasierść, która mieniła się w świetle księżyca.Galiński dopiero po chwili spostrzegł, że obamalowidła stanowią całość.Pędzący wojownik uciekałprzed jaguarem.Zwierzę pałało żądzą rozszarpaniauciekiniera na kawałki.Rysunek na przeciwległej ścianiedokładnie ukazywało tę brutalną scenę.Zciskający wpysku kawał mięsa drapieżnik, rzucał się na wojownika.Długie i ostre jak szpikulce lodu pazury wbijały się w jego nagie plecy.Z ran tryskały fontanny krwi.Kaśka podeszła do jednej ze ścian i spuściła głowę.Chciała coś powiedzieć, ale Galiński ją uprzedził: Widzisz z czym mamy do czynienia? Kto to mógł zrobić? Odwróciła się i popatrzyła naniego. Nie mam pojęcia. Wiesz, ile czasu zajmuje namalowanie czegośtakiego?Zesztywniały, zastanawiał się nad tym.Nie było gow domu ładnych kilka godzin. Miesiąc? Dwa? Jej głos drżał. Drzwi były zamknięte. Może miał klucze? Klucze posiadam tylko ja. Jakakolwiek próbawyjaśnienia tego, co się stało, była całkiem bez sensu.Wszedł na piętro.Pchnął drzwi od sypialni.Zapaliłświatło, choć i bez tego z łatwością mógł dostrzecmalowidła na ścianach.O, kurwa.Wielki, opierzony wąż patrzył na niegowprost ze ściany.Jego gigantyczna głowa unosiła siękilkadziesiąt centymetrów nad ziemią.Idealnie okrągłe,sprawiające wrażenie doklejonych, oczy miały fioletowyodcień.Hipnotyzowały.Długie,ozdobioneróżnokolorowymi piórami cielsko wiło się pośródmałych, nowonarodzonych węży.Stworzonka trzymały wszczękach ludzkie części ciała.Dłonie, stopy, genitalia ikości ociekały krwią, która tworzyła ogromną,połyskującą w słonecznym świetle kałużę.W niej zaśodbijał się cień ogromnego opierzonego węża.W chwili gdy do sypialni weszła Kaśka, rozdzwoniłsię telefon.Galiński podniósł słuchawkę, nawet niespoglądając na dziewczynę. Galiński. Dawid? to był Tomasz Kaczmarek, nauczycielwychowania fizycznego.Jego głos brzmiał, jakbydochodził z tunelu. Słuchaj, musisz tu przyjechać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]