[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nie wolno mi? Jest jakiś zakazi — Wariatka, znów się w coś wrąbałaś! Czy ty się nigdy nie zaczniesz starzeć? Z wielką stanowczością zapewniłam go, że nigdy, zabrałam wszystko co mi Darek pożyczył i pojechałam do Maćka.Wysypałam mu na tapczan cały uzyskany materiał fotograficzny i kazałam patrzeć.Heinrich okazał się kuśnierzem.O ile oczywiście kuśnierzem był facet, ostrzegający niegdyś Maćka przed niekompletną mapą i mający coś wspólnego ze skórami.W każdym razie był to ów Heinrich.Maciek rozpoznał go bez chwili wahania i gotów był w tej kwestii złożyć dowolną liczbę przysiąg.Odłożyłam zdjęcie na bok i postanowiłam, że pożyczę to wszystko od Darka na nieco dłuższy okres czasu… *Włamanie do Fredzia zgodnie uznaliśmy za wydarzenie interesujące, poleciałam zatem do milicji.Informacje o zamkniętej już sprawie uzyskałam bez trudu.Zdaniem władzy, nie było to nic ciekawego.Włamywacze, Dojda i Ząbek, ani przez jedną chwilę po złapaniu nie usiłowali się wypierać, wyznali prawdę od razu.Jak się okazało, służyli sprawiedliwości.Jeden taki poprosił ich o tę przysługę, bo podlec z willi ukradł mu parę rzeczy, nic cennego wprawdzie, ale za to pamiątki.On sobie kolekcjonował różne ciekawe zdjęcia i mapy, hobby ma takie geograficzne, a tamten łobuz był u niego i rąbnął.Wartości obiektywnej to nie ma, do milicji nawet dzwonić nie warto, niemniej jednak ulubione przedmioty chciałby odzyskać, więc po prostu trzeba je odkraść.Sam nie potrafi.Dojdą i Ząbek niech się włamią, łobuza akurat nie ma, dom pusty, niech broń Boże nie biorą niczego cennego, nic w ogóle dla siebie, niech wygarną tylko wszystkie mapy i wszystkie fotografie, na których są mapy.On już sobie wybierze co jego, a resztę łobuzowi szlachetnie zwróci.Owszem, za przysługę zapłacił.Dojda i Ząbek zlecenie wykonali uczciwie, przeszukali cały dom, możliwe, że trochę bałaganu zostawili, ale do sprzątania nikt ich nie angażował.Co tam geograficznego znaleźli, to wzięli i przynieśli właścicielowi, więc właściwie dokonali czynu przyzwoitego i sprawiedliwego.Zleceniodawcy nie znają.Widzieli go dwa razy, raz, jak zlecał, a drugi, jak odbierał towar i płacił za usługę.Jak wygląda naprawdę, nie wiedzą, bo kudłaty był gorzej niż małpa.Wiadomo, że wszystko sztuczne, ale co ich obchodzi.Peruka, wąsy, broda, jak Machabeusz wyglądał, brwi miał dolepione i do tego na nosie plaster, taki z opatrunkiem.Nie poznają go za skarby świata.Poszkodowany przyznał, że istotnie zginęło mu trochę starych szpargałów, bezwartościowych zupełnie i na dobrą sprawę największą szkodę stanowi zepsuty zamek.Zaprzeczył, jakoby kiedykolwiek komuś coś kradł.Ząbek miał za sobą dość bogatą karierę, głównie w różnych kioskach, gdzie troska o sprawiedliwość nie wchodziła w rachubę, więc jako recydywista dostał trzy lata.Dojda natomiast dał występ pierwszy raz, jego dotychczasowa przeszłość była nieskalana, wyszedł z tego zatem z zawieszeniem.Zawieszenie było długie, cztery lata, jeszcze mu się chyba nie skończyło.Ale słusznie nie poszedł siedzieć, bo chyba nie miał przestępczych inklinacji, przerażony był śmiertelnie i w ogóle wyjechał z Warszawy.Odseparował się od towarzystwa, do którego Ząbek usiłował go przylepić.Oryginalny pseudonim pochodzi od określenia „niedojda”, którym to mianem długo był obdarzany przez grono przyjaciół, aż wreszcie postanowił się wykazać, zaprzysiągł zuchwałe czyny i wówczas stwierdzono, że już nie jest niedojda.Nie niedojda, zatem dojda, i tak mu zostało.Zainteresowali mnie obaj.Ząbek nazywał się naprawdę Marian Rysiak, a Dojda Leonard Wiśniewski.Przepisałam sobie adresy.Z Ząbka zrezygnowałam od razu, bo otoczony był towarzystwem, z którym nie znalazłam wspólnego języka.Żulia straszliwa, gorzałą zionąca.Pod adresem Dojdy zastałam mamusię i siostrę; mamusia kamiennie milczała, a siostra poinformowała mnie, że Dojda wyjechał.Domyśliłam się, że odgrodził się od Ząbka przestrzenią, zrobiłam dobre wrażenie i uzyskałam ściślejsze dane.Zakotwiczył się gdzieś w okolicy Bolesławca i dorwał jakąś robotę przy lesie, gdzie dokładnie siostra nie wie, bo korespondencję wysyła mu się do Bolesławca na poste restante.Od Alicji przyszła wiadomość o ordynansie.Nazywał się Benon Gobola i mieszkał w Wałbrzychu przy ulicy Wrocławskiej.Było to trzydzieści lat temu, więc możliwe, że obecnie mieszka zupełnie gdzie indziej.Umrzeć nie musiał, bo wtedy był młody i zdrowy, teraz jest w sile wieku i ma prawo cieszyć się pełnią życia.Nawet do emerytury jeszcze nie dorósł.Podróż na Ziemie Zachodnie miałam już jak w banku.*W Wałbrzychu po Benonie Goboli nie było najmniejszego śladu.— Mamy dwie drogi — powiedziałam w zadumie do Maćka, gapiąc się na nowiutką mieszkaniówkę, wyrosłą na miejscu, gdzie Gobola mieszkał przed trzydziestu laty.— Jedna, to iść do władz dzielnicy i udawać, że piszę historię rozwoju Wałbrzycha.Upatrzyłam sobie, jako przykład, akurat ten dom.A druga, to popytać zwyczajnie w ADM–ie, w biurze meldunkowym i na milicji.Nie wiem, co gorsze.— Ja bym zaczął od ciecia — powiedział Maciek.— Poza tym wszędzie trzeba powiedzieć, po co go szukamy.Masz jakiś pomysł? — Jasne.Chcę, żeby mi powiedział cokolwiek o mojej krewnej, zaginionej pod koniec wojny.Szukam jej śladów już od dawna i właśnie dowiedziałam się, że Gobola ją znał.Możliwe nawet, że wie, gdzie została pochowana.— Na diabła ci ta krewna? — Dzieci się o nią upominają.Siedzą za granicą, chcą postawić pomnik na grobie.Krewna i pomnik na grobie przypadły Maćkowi do gustu.Podzieliliśmy role, żeby nie tracić czasu.Zmarnowaliśmy olbrzymią ilość sił i zdrowia i w rezultacie jedyną instytucją, na którą można liczyć, okazała się milicja.Dzielnicowy w komisariacie był wprawdzie młody i o Benonie Goboli w życiu nie słyszał, ale podsunął mi poprzednika swego poprzednika, który parę lat temu przeszedł na emeryturę i zamieszkał na wsi, gdzie odziedziczył dom i grunta po teściach.Obecnie hoduje króliki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]