[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Posłuchaj mnie - powiedział ostrożnie.- Chcę tylko wyjaśnić, wytłumaczyć się.Nigdy niedałaś mi takiej możliwości.A to chyba nie jest w porządku.- Twój postępek, Grady, też nie był w porządku.Teraz przepraszam cię, nie mam czasu.Muszę przygotować kolację.- Weszła do domu i przed zamknięciem drzwi dodała: - Nie chcęcię więcej widzieć.Nigdy tu nie wracaj.Uwiązał konia z drugiej strony zagrody i dlatego nie widziała, jak odjeżdża.Dopiero terazpoczuła, że drży.Wytarła spocone dłonie o nogawki spodni.Najwyższy czas zabrać się doprzygotowania posiłku.Postanowiła nie wspominać Jake'owi o tej wizycie.To mogłoby go tylko zdenerwować.Od powrotu z przyjęcia w River Bend zachowywali się względem siebie poprawnie iuprzejmie.Odstąpiła od poprzedniego zamiaru, aby przygotowywać mu jedzenie na tacy iwystawiać za próg, gdyż zaraz po posiłku wychodził i jechał do miasta.Nie chciała nawetmyśleć, dokąd się udaje i z kim się spotyka.Do szynku? Zobaczyć Dorę Lee? Nigdy niezasypiała przed jego powrotem.%7łyli obok siebie, tolerując się wzajemnie.Pojawienie się Grady'ego nie było wartewzmianki, a mogło tylko popsuć tę kruchą koegzystencję.Była pewna, że Grady nie poważysię na powrót po tak stanowczej odprawie.Ale zrobił to.Wrócił następnego dnia.Mniej więcej o tej samej porze.Pózniej zastanawiała się, czyplanował swe wizyty tak, by nikogo poza nią nie zastać.Tym razem zapukał do tylnych drzwi.Trzymał w ręku bukiet kwiatów.- Mówiłam ci przecież, byś nigdy nie wracał.- Mogę wejść?- Nie! Odejdz!- Banner, proszę cię.Proszę.Przyjrzała mu się.Zmienił się.Jego twarz nie była już jak dawniej chłopięco przystojna,uczciwa i beztroska.Miał zmarszczki wokół oczu i ust, których przedtem nie widziała.Wyglądał mizernie.Poczuła litość.Może też cierpi? Nie! To niemożliwe.Mężczyzni zawsze wychodzą z takichsytuacji nietknięci.Tak powiedziała Lydia.Mogła to być litość, ale równie dobrze odwaga.Zdecydowała się pokazać mu, że się go nieboi.Otworzyła szerzej drzwi.Przestąpił próg.Nie poprosiła, by usiadł.Niezgrabnie trzymałw ręku kwiaty; dopiero po chwili położył je na stole.- Banner, zdaję sobie sprawę, że masz powody do gniewu.- Nie żywię do ciebie nienawiści.W ogóle nic do ciebie nie czuję.Wszelkie uczucia umarły,gdy dowiedziałam się o twojej zdradzie.Zapatrzył się w swoje buty.Do licha! Wcale nie miał ochoty odgrywać pokornego cielęcia.Nie przyszedł tu jako skruszony grzesznik.Jeszcze trochę, a powie jej, że całą rodzinęColemanów może piekło pochłonąć!Ale nie! Musi się opanować.Mogą mu się przydać, tym bardziej że dwa ostatnie tygodnieto był najgorszy okres w jego życiu.Przede wszystkim musiał udawać zbolałego i zaszokowanego faktem śmierci w pożarzeswej żony i teścia.Potem było normalne w takich sprawach dochodzenie.Zakończyło się tak,jak przewidział.Ogień i śmierć uznano, z braku jakichkolwiek innych poszlak, zaprzypadkowe, ale niepokoił Grady'ego sposób, w jaki szeryf i wiele innych osób w mieścieprzyglądało mu się.Potrzebował wsparcia rodziny Colemanów.Jeśli uzyska jej przebaczenie, wówczas całaspołeczność też go przyjmie.Jego interesy nadal nie były zagrożone, bo jego tartak byłjedyny w okolicy, lecz ludzie już go nie szanowali.Poza tym wcale niebłahą sprawą był las, który teraz należał do Banner.By wejść w jegoposiadanie, Grady gotów był przełknąć gorzkie pigułki, które mu podawała.Musiał grać rolęzałamanego i cierpiącego; kobiety bardzo lubią, gdy mają okazję wybaczać mężczyznom.Niepotrafią się oprzeć pokusie zdobycia nad nimi przewagi, Banner nie powinna byćwyjątkiem.- Banner, scena w kościele była ohydna.Gnębiło mnie to bardziej ze względu na ciebie niżna mnie.Wiedziałem bowiem, co musisz przeżywać, dowiadując się o mnie takich rzeczy.- Naraziłeś mnie i moją rodzinę na wstyd przed całym miastem.- Wiem.- To nie jest coś, co można łatwo zapomnieć.- Mam nadzieję, że w przyszłości.- zaczął żarliwie.- Jeśli tylko dasz mi szansęwytłumaczenia się.- Nie chcę żadnych wyjaśnień.Lepiej już idz stąd!- Banner, proszę cię, wysłuchaj mnie.Zwilżył wargi i z wyciągniętymi rękami zrobił krok w jej kierunku.- Okropna jest myśl o tym, w jaki sposób zginęła Wanda, Doggie, niemowlę, wszyscy.Zarazem jednak czuję się jak ktoś, kto został skazany na dożywocie i nagle go uwolniono.Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że ta dziewczyna nic dla mnie nie znaczyła.- Kochałeś się z nią! - krzyknęła.Zwiesił głowę.- Wiem, wiem.Wierz mi, żałuję tego ogromnie.Byłem z nią jeden, jedyny raz - kłamał jakz nut.- Przysięgam! Takiej dziewczyny jak Wanda nie można kochać.Chodziło o cośinnego.Poza tym nieprawdą jest, że byłem ojcem jej dziecka; przysięgam Bogu, że niebyłem! Niestety, nie mam możliwości, by to udowodnić.- Dla mnie nie ma to żadnego znaczenia.Rzecz w tym, że mnie zdradziłeś i zdradziłeśmiłość, którą mi wyznawałeś.- Wiem, że tobie, szanującej się kobiecie, trudno zrozumieć ten rodzaj pożądania.- Oczymiał opuszczone, więc nie mógł zauważyć pobladłych nagle policzków Banner.- To czasemsię zdarza; nim się zreflektujesz, już zrobiłeś rzeczy, których pózniej żałujesz.Kiedy zaryzykował i podniósł głowę, chcąc sprawdzić, jaki skutek odniosły jego słowa - jużnie patrzyła na niego.- To wszystko wydarzyło się tak szybko - zaczął mówić dalej, przyjąwszy jej milczenie zadobrą monetę.- Pojechałem tam, bo chciałem kupić trochę samogonu.Była sama.Ona.ona, możesz sobie wyobrazić, jak potrafiła być bezwstydna.Wówczas wracałem prosto odciebie i bardzo cię pragnąłem.Kiedy ją całowałem, wydawało mi się, że to ty.Tylko że onanie chciała przestać.Nie powinienem mówić ci takich rzeczy, ale dotykała mnie i pieściła.- Dość! Przestań! - Banner zacisnęła palce na oparciu krzesła z taką siłą, że poczuła ból
[ Pobierz całość w formacie PDF ]