[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedyś kochał Fię z namiętnością, która teraz budziła się w nim tylko wtedy,gdy zabijał.Pragnął jej ponad wszystko na świecie, a był na tyle młody, albo możena tyle ludzki, żeby wierzyć, że może ja.mieć.Nie tylko Carr, ale i sama piękna Fia pozbawili go złudzeń co do tego.Obojebyli okrutni, ale rozmowa z Fią zraniła go bardziej.Patrzyła na niego bez cieniazainteresowania; jej oczy przypominały srebrne lustro.Nie ofiarowała mu nawetleczniczego balsamu wrogości.Tylko całkowitą obojętność i krótkie, nieodwołalne nie.Nie zadała sobie trudu, żeby coś wyjaśnić, oskarżyć go o coś.Nie uznała zastosowne nawet się roześmiać.Tylko nie.Był dla niej przedmiotem.Był przedmiotem.Carr przekształcał go w przedmiot powoli, stopniowopozbawiając człowieczeństwa.Gdyby tylko zdobył się na odwagę przeddwudziestu laty i oddał się w ręce władz za zabicie po pijanemu karczemnejdziewki.Ale się nie zdobył.Uciekł, pewien, że nikt nie odkryje jego tajemnicy.Ale ponury uśmiech wykrzywił jego usta nie można uciec przed własnąprzeszłością.Carr był tam owej nocy.Nie był świadkiem morderstwa, ale znalazłkogoś, kto podpisał papier, stwierdzający jego winę.Od tamtej pory trzymał go wgarści.Tunbridge szarpnął głowę do góry, patrząc na zewnątrz niewidzącymwzrokiem.Teraz nic nie mógł już zrobić, ale przynajmniej pocieszała go myśl, że Fiajest nie mniej rzeczą , niż on sam.Przyglądał się jej przez te wszystkie lata, odkądgo odepchnęła, i wiedział, że żaden mężczyzna, zwłaszcza ten szkocki głupiec, zaktórego wyszła, nie przyniósł jej nawet chwili prawdziwego szczęścia.Była równiepozbawiona uczuć jak Carr.Jak sam Tunbridge.I to napełniało go zadowoleniem.Odprężył się, zastanawiając nad informacją, którą Carr, w nietypowy dlasiebie sposób, z nim się podzielił.Tak więc Thomas Donne był McClairenem.Zaskoczyło go, że Carr tak długo nie robił z tego żadnego użytku.O ilerzeczywiście tak było.Powóz zatrzymał się i Tunbridge uświadomił sobie nagle, że upłynęłagodzina, odkąd wyjechał z portu.Drzwi otworzyły się i woznica rozwinął schodki,odsuwając się, kiedy Tunbridge zaczął schodzić.Wspiął się po schodach przed budynkiem i zapukał w drzwi frontowe.Wszparze ukazała się dumna twarz lokaja, który skłonił się i powiedział: Dzień dobry, panie, żałuję jednak, ale mojej pani nie ma w tej chwili wdomu. Nie szkodzi oznajmił Tunbridge, wchodząc do środka. Bo to ciebiechciałem zobaczyć.Tunbridge opuścił dom po dwudziestu minutach, zaczerpnąwszy informacji,których szukał.Zajęło mu trochę czasu przekonanie dostojnego lokaja.Nie zaprędko zdoła odzyskać szacunek do siebie i zapomnieć, że w końcu strachprzeważył nad wiernością.Tunbridge zdawał sobie sprawę, że taka lekcja mogła&zniszczyć człowieka, jeśli by ją powtarzano zbyt często.Co nie oznacza, żeobchodziło go to.Lokaj potwierdził, że Fia wyjechała tego samego dnia, co Thomas Donne, zrodu McClairen.Wyraziste wskazówki, że Fia obdarzyła innego mężczyznę tym,czego Tunbridge tak bardzo kiedyś pożądał, zatruły mu niespodziewanie krew.Nienawiść przerosła jego żale, a za tym wszystkim kryło się poczucie straszliwejstraty.Tak, lordzie Carr, myślał ponuro, już w powozie, z pewnością ukarzę ichoboje.22 Ja i inne kobiety pani MacNab postawiła kociołek z duszoną baraniną naziemi i oparła potężne dłonie na szerokich biodrach chciałybyśmy widzieć, cochcesz zrobić z młodą wdową? Kiwnęła głową w stronę, gdzie Fia siedziała przyprostym stole obok muru zamku, pochylając się w skupieniu nad rysunkiem.Thomas, który właśnie sięgał po kociołek, wyprostował się nagle. Co? Z młodą wdową MacFarlane cmoknęła niecierpliwie pani MacNab. Niewykorzystałeś jej, kiedy była we dworze.Mogę przysiąc i zrobiłam to, kiedy była otym mowa.Powiadają, że nocą śpisz pod gołym niebem, z innymi mężczyznami ciągnęła chociaż każdy, kto ma oczy w głowie, widzi, że aż się palisz z ochoty. Widać to? powiedział Thomas, odzyskując głos. Tak odparła sucho pani MacNab. A z czymś, co wprost bije w oczy,trzeba w końcu coś zrobić i o to właśnie cię pytam: co zamierzasz zrobić?Do diabła.Jak miał odpowiedzieć, skoro sam nie wiedział? Wyraz oczu paniMacNab wskazywał, że nie odejdzie, nie uzyskawszy odpowiedzi, a chciał, żebyodeszła.Zaniesie wtedy kociołek Fii, która przerwie pracę i całą uwagę poświęcijemu.Bardzo się rozpuścił przez tych krótkich osiem dni.Bo jeśli odmawiał sobierozkoszy, którą znalazł w ramionach Fii, z pewnością nie skąpił sobie przyjemnościpłynącej z jej towarzystwa.Nic dziwnego, że oczarowała kobiety z roduMcClairenów i ich mężczyzn.Pracowała wytrwale i bez słowa skargi.Niewykorzystywała swojego z nim związku, ale dawała się cenić za własne zasługi.Ichoć wyraznie nie uważała się za jedną z nich, nie uważała również, że jest lepsza. No? zapytała pani MacNab. Pytasz mnie o moje zamiary wobec lady MacFarlane, pani MacNab? Tak.Bo my zerknęła szybko przez ramię w stronę niespokojnej grupkipięciu kobiet z klanu McClairen polubiłyśmy dziewczynę i nie chcemy, żebynasz wódz potraktował ją zle czy bez szacunku, tylko dlatego, że kiedyś byłaAngielką.Kiedyś była Angielką.Tak właśnie myślały o Fii, jakby była jedną z nich, zjakiegoś tajemniczego powodu urodzoną w angielskiej rodzinie, niczym odmieniec.I tak było, stwierdził Thomas.Nigdy się nie dowiedzą, jak bardzo bliskie sąprawdy.Co by się stało, gdyby jego klan dowiedział się, że Fia jest córką hrabiegoCarra? Może i tak pozostaliby pod jej urokiem.Z drugiej strony, równie dobrzemogli ukamienować ich oboje.Chociaż prawem krwi był ich wodzem, w gruncierzeczy niewiele wiedział o ludziach, których z takim trudem tu ściągnął.Był wodzem , jeśli można go było nazwać w ten sposób, na odległość.Uznawał, że ich wierność odnosi się nie do niego, ale do tego, co reprezentuje.Co mógł powiedzieć pani MacNab? Przyrzekam, pani MacNab, że nie potraktuję lady MacFarlane zle czy bezszacunku. Ale&Nie była zadowolona.On też nie. Masz moje słowo, pani MacNab powiedział tonem, który podrywał nanogi jego załogę, a wrogów przyprawiał o drżenie. Tak, panie dygnęła i podreptała do swoich towarzyszek.Thomas podniósł kociołek, wyrzucając z pamięci panią MacNab i jej obawy.Dzień był przyjemny i słoneczny, a Fia siedziała w odległości kilku metrów przywielkim zniszczonym stole, który Jamie ustawił pod zwieszającymi się konaramiwielkiej olchy.Marszczyła czoło w skupieniu.Nie podniosła głowy, kiedypodszedł. Czemu służyła ta komnata? zapytał Thomas, pochylając się nad nią iwskazując miejsce na rysunku.Zapach jej świeżo umytych włosów podrażnił jegozmysły. Ta? Nie odwróciła się. Tak. Pochylił się jeszcze niżej i ostrożnie jak złodziej musnął policzkiemjedwabiste sploty.Zwieże.Chłodne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]