[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy możliwe, że to mogło być to? Zanotowałem w zeszyciei zacząłem myśleć nad kolejną częścią.W Pustkowiu wszystko powstawało ze zlepiania już istniejącychkawałków.Jak wyczytałem, to miejsce zmieniało wszystko, co do niego trafiało, jakby Pustkowietworzyło z Pradawnych jakieś zwariowane potwory Frankensteina.Ale Licho mimo wszystko nie miałonic wspólnego z lodem ani szronem.A może po prostu były to dwie Istoty? Jeśli przyjąć tę wersję, drugi stwór kojarzył się z zimnem iśniegiem.Jakiś cholerny yeti? Zacząłem przeszukiwać więc mitologie i legendy Ludów Północy.Zebrałsię tego cały stos.Siedziałem kilka godzin, a ciągle nie mogłem natrafić na coś, co by pasowało.Odłożyłem kolejną książkę na stos przejrzanych i westchnąłem.Nagle poczułem na twarzy lekki wietrzyki wydawało mi się, że coś przemknęło obok krzesła.Jednak niczego nie dostrzegłem.W tej samej chwilijedna z książek upadła na podłogę.Otworzyła się, kartki zaszeleściły jak pod wpływem wielkiegopodmuchu wiatru, a potem nagle znieruchomiały.Pochyliłem się i sięgnąłem po książkę.Zaznaczyłemdłonią otwarte miejsce i przejrzałem resztę.Była napisana kilkadziesiąt lat temu przez IgnacegoDomowskiego, jak wyczytałem ze wstępu, polskiego podróżnika.Zawierała relację z podróży naGrenlandię.W ostatnim rozdziale autor opisał kilka legend, które usłyszał od plemion tamtejszychInnuitów.W tym miejscu właśnie otworzyła się książka.Strona dwieście sześćdziesiąt.Czyżby jakiśpomocny Duch Księgi? To lepsze niż Google mruknąłem.Zerknąłem na wytłuszczony podtytuł i zacząłem czytać.Lodowy StaruchJedno z plemion do dziś wierzy, że jego przodkowie potrafili zamieniać się w niedzwiedzie polarne.To właśnie tam usłyszałem ciekawą legendę, do dziś powtarzaną w mrozne wieczory i budzącąpowszechny strach.Dawno temu żył młody mężczyzna o imieniu Taneki.Taneki był bardzo dobrym myśliwym,podziwianym w całej wiosce.Kiedy osiągnął więc odpowiedni wiek, nietrudno mu było znalezć żonę.Wybrał najpiękniejszą z dziewczyn w wiosce.Miała ona na imię Enuki.Taneki i Enuki żyli w szczęściu.Jednak było coś, czego im brakowało.Mimo że czas mijał, Enuki nie mogła powić dziecka.Młodzizwrócili się do miejscowej uzdrowicielki.Ta wypróbowała przeróżne mikstury na to, aby Enuki mogłazajść w ciążę, na nic się to jednak zdało.W końcu uzdrowicielka zrobiła zasępioną minę i powiedziała: Wypróbowałam już wszystko.Przykro mi. Naprawdę nie ma już żadnej nadziei? zapytał Taneki, widząc łzy w oczach ukochanej na tesłowa.Staruszka poprawiła skóry i dorzuciła drewien do ognia pod kociołkiem.Obserwowała lśniąceściany igloo, przeżuwając, jak zawsze kiedy myślała, paski foczej skóry. Jest jeszcze jedna rzecz. Jaka? zapytał z nadzieją Taneki. Istnieje pewien kwiat.Zakwita on w środku zimy.Ma lśniące niebiesko-złote płatki.Nie sposóbgo pomylić z niczym innym, jeśli się go ujrzy.Napar z jego płatków na pewno by pomógł.Aleznalezienie go graniczy z cudem.Jest bardzo rzadki. Znajdę go. Taneki zacisnął pięści.Kiedy wychodzili, staruszka przytrzymała go jeszcze przy wyjściu. Jest coś, o czym powinieneś jednak pamiętać zaskrzeczała bezzębnymi ustami. Kwiat musiszzerwać sam.Nie wolno ci od nikogo go przyjąć nakazała.Przez następne miesiące Taneki szukał kwiatu.Wykorzystywał każdą chwilę, kiedy wyruszał napolowania.Często udawał się także w dalekie podróże specjalnie w tym celu.Stało się to tak wielkąobsesją, że Enuki zaczęła się o niego martwić.Po kwiecie nie było jednak ani śladu.Taneki stawał sięcoraz bardziej zgorzkniały.Pewnego dnia ustrzelił kilka zajęcy polarnych i karibu i wracał już do domu, kiedy kilka metrówdalej coś zalśniło wśród bieli śniegu.Podszedł bliżej i z radością dostrzegł błękitno-złoty kwiat.Wyglądał naprawdę pięknie.Taneki pochylił się i już miał go zerwać, kiedy coś zauważył.Czyjeśposiniałe palce zaciskały się na kwiecie.Rozgrzebał pospiesznie śnieg dookoła.Po chwili zaczęływyłaniać się ludzkie kształty okutane w skóry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]