[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Szlachetny panicz się znalazł.Lepiej przestań się podlizywać, dzieciaku.Jesteś w swojej celi,a on nie.To poważne naruszenie zasad.Wyłaz stamtąd, Hatcher.Z wyraznym wahaniem Zet podniósł się z pryczy i wyszedł z celi.Faceci w czerniunieśli swoje paskudne pukawki i wyprowadzili go na korytarz.- Przepraszam! - zawołałem, ale już ich nie było.Nagle przypomniał mi się Toby,martwy, leżący na podłodze obcego domu, zabity przez moją głupotę i chciwość.Niepotrafiłem uwierzyć, że znów do tego doszło.- Zamknąć Fu!Drzwi zatrzasnęły się z łoskotem, a ja chwyciłem za kraty, próbując zobaczyć, dokądprowadzą Zet.Chłopak wspinał się po schodach i chwilę pózniej zniknął mi z oczu, podążającna spotkanie z przeznaczeniem.- Dokąd go zabierają? - Odwróciłem się do Donovana.- Co z nim zrobią? To przecieżnie on zawinił, tylko ja.Odpowiedzią był huk wystrzału, który sekundę pózniej zagrzmiał w kamiennychmurach więzienia, przeszywając moje serce.Padłem na kolana, próbując zmusić czas, byodwrócił bieg, starając się zanegować ostatnie wydarzenia.Wtedy pojawił się kolejny dzwięk.Tym razem nie był to wystrzał, a znajomy zgrzytmetalu o metal.- Otworzyć D24! - rozległ się głos strażnika i zgrzyt stał się jeszcze głośniejszy.Opierając czoło o chłodne kraty, zanosiłem dziękczynne modły do tego, który najwyrazniejmnie wysłuchał.Usłyszałem trzask zamykanych drzwi, a obaj strażnicy wrócili do schronuprzy wtórze jazgocących syren.- Nic mu się nie stało - wymamrotałem do siebie.- Wszystko będzie dobrze.Donovan ponownie parsknął mrożącym krew w żyłach śmiechem.- Tak ci się tylko wydaje, Alex - oznajmił.- Właściwie to jesteś już trupem, choćjeszcze o tym nie wiesz.Wtedy pojawił się kolejny dzwięk.Tym razem nie był to wystrzał, a znajomy zgrzytmetalu o metal.- Otworzyć D24! - rozległ się głos strażnika i zgrzyt stał się jeszcze głośniejszy.Opierając czoło o chłodne kraty, zanosiłem dziękczynne modły do tego, który najwyrazniejmnie wysłuchał.Usłyszałem trzask zamykanych drzwi, a obaj strażnicy wrócili do schronuprzy wtórze jazgocących syren.- Nic mu się nie stało - wymamrotałem do siebie.- Wszystko będzie dobrze.Donovan ponownie parsknął mrożącym krew w żyłach śmiechem.- Tak ci się tylko wydaje, Alex - oznajmił.- Właściwie to jesteś już trupem, choćjeszcze o tym nie wiesz.NAUCZKA OD NACZELNIKAKiedy obudziłem się następnego ranka, przez chwilę miałem wrażenie, że całe mojeciało płonie.Każde włókno skręcało się w agonii.Bolały mnie wszystkie mięśnie, łącznie ztymi, o których istnieniu nie miałem jak dotąd pojęcia, i w takich miejscach, o których niewiedziałem, że w ogóle istnieją.W mojej głowie dudniły jakieś plemienne bębny, gardłomiałem tak odrapane, jakbym połknął tarkę, a z oczu ciekło mi jak po założeniu soczeweknamoczonych w occie.Przerzucając bezużyteczne nogi nad krawędzią pryczy, wydobyłem zsiebie żałosny jęk.- Zabij mnie, najlepiej od razu - wymamrotałem.Kiedy stanąłem na podłodze,poczułem się tak, jakby mój kręgosłup został zrobiony z płatków śniadaniowych, wszystko wnim strzykało, zgrzytało i chrupało.Kiedy jednak przekuśtykałem wokół celi niczym zbolałystarzec, poczułem w końcu, że ból zaczyna słabnąć.Podczas drugiej rundy zauważyłemDonovana, który ze współczuciem spoglądał na mnie z łóżka.- Po pierwszej robocie przy kuciu następnego dnia rano zawsze wszystko boli -stwierdził, tłumiąc ziewnięcie. Nie potrafię sobie jednak wyobrazić, jak możesz się czuć popracy, bójce i ucieczce przed psami.- Tak jakby ktoś powbijał we mnie rozgrzane igły.- Jego twarz wyraznie sięskrzywiła, gdy usłyszał odpowiedz.- Jakby ktoś próbował mnie obedrzeć ze skóry i przypalałmi wnętrzności pochodnią.- Przy tym wyraznie pobladł.- Jakby mnie oblano kwasem i.- Dobra, wystarczy - przerwał, machając ręką w powietrzu.- Chciałbym jeszcze dziśzjeść śniadanie.Pogadaliśmy przez chwilę, czekając na poranną syrenę, która zawyła, gdy siedziałemna sedesie, co sprowokowało serię żenujących dowcipów w wykonaniu Donovana.Niewiedziałem czemu, pomimo wczorajszych wydarzeń, wciąż nie opuszcza nas radosny nastrój.Pobyt w więzieniu coś musi zmieniać w mózgu, uznałem.Budząc się każdego ranka,odczuwałeś ulgę, że udało ci się przetrwać, i sama możliwość chodzenia wypełniała cięeuforią, nawet jeśli wcześniej zostałeś stratowany przez słonia.Nastrój prysł, gdy otwarły się drzwi do cel.Z kwaśnymi minami powlekliśmy się nadziedziniec i nękani nie do końca skrywanym lękiem rozglądaliśmy się wokół, wypatrującjakiegokolwiek zagrożenia.Zauważyłem kilka chust: pozbawione życia, czarne oczodołyponad pozbawionymi życia, poszarzałymi twarzami, ale nie licząc sporadycznego wycia,wszyscy zdawali się mnie ignorować.Opuściłem ręce wzdłuż boków gotów, by w każdejchwili wyprowadzić cios, tak na wszelki wypadek.Z jakiegoś powodu ten poranek różnił się od poprzedniego.Przy drzwiach windy, tużpod olbrzymim ekranem stało dwóch strażników w czerni.Stanęliśmy przed nimi jak pokornestado.Z trudem powstrzymałem się przed głośnym zamuczeniem, chęć tę powodował raczejstrach niż rozbawienie.Milczałem, dopóki nie dotarliśmy do dziedzińca i nie stanęliśmy natyłach tłumu.Minęło kilka minut, nim wszyscy więzniowie zeszli po schodach, szurającnerwowo pod rozmigotanym ekranem.To było jak oczekiwanie na egzekucję.Jeden ze strażników uniósł strzelbę i oddał pojedynczy strzał w powietrze.Pomimoogłuszającego huku usłyszałem brzęk kuli odbijającej się od krat gdzieś nad moją głową.Mogłem mieć tylko nadzieję, że wszystkim udało się zejść, w przeciwnym wypadku każdy,kto przebywał teraz wyżej, mógł skończyć z paskudną dziurą.Na dziedzińcu momentalniezapanowała cisza, wszyscy z całych sił zaciskali usta i próbowali nie zwracać na siebie uwagi.- Zdaje się, że zrobiliście na nich niezłe wrażenie - szepnął dyskretnie Donovan.Miałem nadzieję, że nie ma to nic wspólnego z wczorajszymi wydarzeniami, oceniając jednakpo spojrzeniach, jakimi mierzyli mnie współwięzniowie, mogłem się spodziewać, że takiemyślenie było głupie.Z białego szumu widocznego na ekranie zaczęła się wyłaniać rozmazana, ciemnasylwetka.Twarz mężczyzny kryła się w cieniach, jednak pojedynczy promień światłarozbłyskujący na zębach i oświetlający złamany nos upewnił mnie, że widzę Naczelnika.Mężczyzna nagle pochylił się do przodu, odsłaniając całe oblicze.Tym razem okazało się, żemogę popatrzeć mu prosto w oczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]