[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odnalazł mnie, bo był mój -szukał mnie, bo należał do mnie.To była ciemność, z którą dzieliłamswoją duszę.Ciemność, której chciałam się wyprzeć.Teraz ją przyjęłam - uznałam to, że składam się z czegoś więcej niż zciała i kości.Uwolniłam swój mrok.Bestia w środku czekała po prostuna moment, aż ją zaakceptuję.Tak jak Haden - musiał zjednoczyć się zeswoją demoniczną naturą, żeby mnie uratować.Może w ten sposób skazywałam swoją duszę na wieczne potępienie,ale niewykluczone, że na nic innego nie zasługiwałam.Jedno było pewne, mój demon domagał się zemsty.Usiadłam i patrzyłam, jak wszystkie kościotrupy kruszą się irozpadają, lecą na podłogę, bo ich kości zamieniają się w proch.Bo jazamieniam je w proch.Niesamowite uczucie.Donny i Amelia leżały cały czas przywiązane do stołów, więcodepchnęłam wiekowego chirurga, ale upadłam razem z nim na ziemię.Wzięłam z podłogi skalpel i podniosłam się, żeby przeciąćdziewczynom paski.Mara jednak stanęła przede mną i zagrodziła midrogę.- Odsuń się.- Poczułam w sobie przypływ niewiarygodnej brawury.Miałam już tego wszystkiego serdecznie dość.Królowa Podziemi zmrużyła oczy.- Chyba się zapominasz.- Znam swoje miejsce i na pewno nie jest to tutaj.Koniec twoichrządów terroru, Maro.Atakujesz mnie ciągle na wszelkie możliwesposoby, ale ja zawsze odpieram twój atak i nie zamierzam się poddać.266Pomyślałam o każdej silnej kobiecie, którą znam -o swojej matce, oMuriel, o przyjaciółkach.o Buffy, postrachu wampirów.Nie cofnęsię.Nie skapituluję.W mojej głowie wszystko sprowadziło się do podstaw.Umocniła sięwe mnie jakaś pewność, doznałam niemal objawienia.Poczułam, jakbyreflektor oświetlił mi jedną jedyną myśl - nie boję się.Jestem wolna.Może obłąkana, ale wolna od strachu.Szłam ze skalpelem w ręce w kierunku Donny i Ame, a Mara zaczęłasię cofać.Obłęd chyba przejmował nade mną kontrolę, ale czułam wsobie jednocześnie wielką siłę.Miałam coś, czego ona nie miała.Pogroziłam jej nożem.- Twoje zło jest silne, ale nie muszę ci chyba mówić, że moja miłośćjest silniejsza.I to cię tak bardzo złości, prawda? Mimo krzywd, jakiepotrafisz wyrządzić.mimo spustoszeń, których możesz dokonać, mimocałej swojej mocy, i tak nie zdołasz zniszczyć ludzkości.Ani teraz, aninigdy w przyszłości.Cały czas usiłujesz wykraść naszą siłę, bo namzazdrościsz.Syknęła.- Zabiję cię.Zabiję ich wszystkich.Przekonamy się, ile masz w sobiesiły, gdy pożrę twoje śliczne serduszko.- Potrafisz tylko straszyć.Słyniesz z tego, że siejesz wśród ludziprzerażenie, ale to jedynie sztuczki.Ułuda.Co mi zrobisz, Maro?Napuścisz na mnie więcej kościotrupów? Skruszę je na pył.Naślesz namnie doktora? - Spojrzałyśmy na niego, leżał nieprzytomny napodłodze.- Ty mała zdziro! Myślisz, że bez pomocy doktora nie mogę ciępociąć? Będziesz jak jedna z tych służących, których tak się boisz.Zapamiętaj moje słowa.Będę cię kroić po kawałku.Parsknęłam śmiechem.Naprawdę parsknęłam śmiechem.267- Ty naprawdę nic nie wiesz o ludziach.Na jej twarzy odmalowałosię zdziwienie.- Nie przestanę z tobą walczyć.Wykorzystałaś juz cały swój arsenał.Chciałaś wymazać to, kim jestem, więc mnie porwałaś.Potem chciałaś,żebym zapomniała o swoich bliskich i przyjaciołach, więc zabawiłaś sięmoją pamięcią i zabrałaś wszystkich, na których mi zależy.Ale ja wciążtu jestem i wciąż z tobą walczę.- Radziłabym, żebyś nie dostarczała mi amunicji, dziecinko.Zapominasz, że ja też nadal trzymam się na nogach.- Już niedługo, Maro.- Okej, moja brawura była częściowo udawana.- Strasznie mi zazdrościsz.Wężowe bransoletki na jej rękach zasyczały i zwijały się w miarę,jak w niej narastała wściekłość.- Zniszczę cię.- Złości cię, że Haden mnie kocha, że on potrafi kochać a ty nie.Ajuż do szału doprowadza cię to, ze człowiek ma duszę, dla ciebienieosiągalną.Nieważne, ile z nich ukradniesz czy zniszczysz, żebywejść w ich posiadanie, nigdy nie będziesz miała własnej duszy.Uśmiechnęła się pod nosem.- Widziałaś się może ostatnio z tatusiem, koteczku? Wiesz, jakcierpi? To wszystko twoja wina.Przez ciebie cierpi.Wszyscy przezciebie cierpią.- Nie słuchaj jej, Theia.- Głos Amelii, jasny i wyrazny przedarł sięjak dzwon przez harmider moich wątpliwości.- Cierpimy przez Marę,nie przez ciebie.Bawi się nami już od bardzo dawna.Mara się roześmiała.- Ach Amelio, żałosna dziecino.Tyle mi zawdzięczasz i tak sięodpłacasz? Byłaś niczym.Ciągle jesteś niczym.Co byś osiągnęła bezmojego daru?- To nie dar.Rzuciłaś na mnie klątwę! Królowa wzruszyłaramionami.268- A jak byś ze mną walczyła bez tej klątwy? Moje zaklęcie dało cimoc, Amelio.A teraz nie zostało ci już nicPrzypomniałam sobie, jak Mara pewnego dnia zesłała na nas jakąściemność.Stanęłyśmy wtedy razem i odparłyśmy atak jej magii.Terazteż mogłyśmy to zrobić.Zaczęłam recytować słowa, których Ame nauczyła nas wtedy naplaży.- Choć w cieniu mrok się straszliwy skrywa.Mara spojrzała namnie bezdusznie.- Trzykrotne zaklęcie z pomocą przybywa.Syknęła.Ame przyłączyła się do mnie.- Komu mam ufać w ciemności woalu.- Cholera - wrzasnęła Donny.- W ogóle tego nie pamiętam.Ja i Ame ciągnęłyśmy dalej:- Lecz miłość swoją uchronię od czaru.Demoniczna władczyniPodziemi zrobiła się nagleo kilkadziesiąt centymetrów wyższa, a od twarzy zaczęła odchodzićjej skóra, odsłaniając coś przerazliwego.Jęknęłam cicho.- Theia, jeszcze raz! - wrzasnęła Ame.- Choć w cieniu mrok się straszliwy skrywa.- Skrywa - powtórzyła Donny.- Trzykrotne zaklęcie z pomocą przybywa.- Przybywa! - Donny nadrabiała ubytki pamięci entuzjazmem, głośnopowtarzając ostatnie słowo każdego zdania.- Komu mam ufać w ciemności woalu.Paski, którymi dziewczyny były przypięte do stołów rozerwały się ztrzaskiem i poszybowały w różne strony' Szpony Mary stawały się corazdłuższe, coraz ostrzejsze Donny przyłączyła się do nas w ostatniejlinijce.- Lecz miłość swoją uchronię od czaru.269Słowa nie miały specjalnie sensu, ale ich moc wykraczała pozaznaczenie samych wyrazów.Amelia na pewno wygrzebała to zaklęcie zjakiejś newage'owej księgi, której autorzy nigdy nie musieli stawiaćczoła prawdziwemu złu.Ale chodziło o to, że we trzy sięgałyśmy ponaszą moc, naszą więz.Mara skoczyła na mnie z rozczapierzonymiszponami.Ledwie zdążyłam wyciągnąć przed siebie ręce, a ją odrzuciło,jakby z impetem wpadła na ścianę.Uśmieszek Amelii wyraznie mówił,że wcale nie była tak bezbronna, jak sądziła wielka królowa.Podbiegłyśmy z Amelią do Donny - w tak zaawansowanej ciążymiała problem, żeby zejść ze stołu.Musiała być przerażona.Marapodniosła się, urosła jeszcze o trzydzieści centymetrów i zaczęłazupełnie tracić ludzką postać.Pod skórą miała oślizgłe łuski.Salę wypełnił smród siarki.Mara obnażyła zęby w jakimś gadzim grymasie.Rozdzierającymbębenki głosem zaczęła szczegółowo opowiadać, jak to nas posieka nakawałki.- Będę się tarzać w waszej krwi, Theio.Wysysać kości i chłeptaćdusze, a na koniec pożrę mózgi.Złapała Donny za gardło i bez trudu uniosła ją nad głową.Donnyobwisła bezładnie.Rzuciłyśmy się z Amelią na Marę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]