[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na ustach miały nałożony co najwyżej błyszczyk, a wystrojonebyły w jedną z możliwych kombinacji wytartych dżinsów i swetra lub bluzy,do tego płaszcz koloru piaskowego, z dodatkiem wełnianych czapek,szalików, rękawiczek i zimowych butów. No, tak, to tłumaczy Rose", pomyślała i zaczęła w myślachprzeglądać swoją garderobę.Bluzka bez pleców nie.Skórzane spodnie,też raczej nie.Kaszmirowy blizniak? Jasne, gdyby tylko taki miała,pomyślała i otrząsnęła się z zimna, gdy lodowaty wiatr owiał jej gołą szyję.Potrzebowała szalika.Jak również papierosa, chociaż nie zauważyła, byktóraś z dziewcząt paliła.Może było za zimno albo raczej po prostu nieuznawały papierosów.Prawdopodobnie dziewczyny w reklamachAbercrombiego i Fitcha nie paliły.Maggie westchnęła i zbliżyła się dogrupki trajkoczących studentek, mając nadzieję na zdobycie więcej217RLTinformacji. No, nie wiem mówiła jedna z nich chichocząc, gdy mijały właśnietablicę ogłoszeń, na której można było znalezć informacje o wszystkim,zaczynając od filmów i koncertów, a kończąc na ofertach sprzedażyużywanych gitar. Myślę, że mu się podobam i dałam mu nawet mójnumer, ale jak dotąd nic." Więc mu się nie podobasz, kretynko pomyślała Maggie. Jeśli imsię podobasz, dzwonią.Jasne jak słońce.I to mają być te tęgie głowy? Może ty powinnaś do niego zadzwonić zasugerowała jedna zkoleżanek. No, pewnie , pomyślała Maggie, która nic zadzwoniła domężczyzny, odkąd skończyła z głupimi kawałami przez telefon w wieku lattrzynastu. I może powinnaś jeszcze pomachać chorągiewką przed jegopokojem na wypadek, gdyby nie zrozumiał,o co chodzi.Towarzystwozatrzymało się przed trzypiętrowym, kamiennym budynkiem z ciężkimi,drewnianymi drzwiami.Jedna z dziewcząt zdjęła rękawiczki i wbiła kod.Drzwi się otwarły i Maggie weszła za nimi do środka.Była w jakimś holu.Stało tam około sześciu kanap pokrytych niezniszczalnym, przemysłowymmateriałem obiciowym w kolorze niebieskim, kilka porysowanych stolików,na których leżały porozrzucane gazety i czasopisma oraz telewizor, wktórym pokazywali %7łycie jest piękne co nie było prawdą, przynajmniejjeśli chodzi o Maggie.Dalej były schody, prowadzące najprawdopodobniejdo pokoi.I, sądząc po dobiegających odgłosach, odbywała się tam niejednaimpreza.Maggie postawiła swoje bagaże, a w palcach poczuła mrowienie,gdy krew zaczęła do nich z powrotem napływać. Jestem w środku ,pomyślała.Uczucie triumfu mieszało się z niepokojem, jak uda jej się zrobićnastępny ruch.Gromadka dziewcząt pognała po schodach, wdzięcznie jak stadko218RLTsłoni w swoich ciężkich buciorach.Maggie poszła za nimi do łazienki ( Iniby co mam mu powiedzieć? pytała płaczliwie dziewczyna, do której Onnie zadzwonił).Poczekała, aż wyjdą, spryskała twarz ciepłą wodą i zmyłaresztkę makijażu, jaka została jej na twarzy.Związała włosy w kucyk wstylu Rose (fryzura preferowana w Princeton, wnosząc z tego, co dotychczaswidziała), potem dezodorant, perfumy (ostrożnie) i wypłukała usta wodą.%7łeby wykonać następny etap planu, Maggie powinna wyglądać jaknajlepiej, biorąc pod uwagę, przez co przeszła.Po czym zeszła z powrotem.W holu przeprowadziła rozpoznanie.Jeślizostawi wór na śmieci za kanapą czy ktoś go ukradnie? Nie.Wszyscy tumieli wszelkie ubrania, jakich mogli tylko zapragnąć ustaliła Maggie,sadowiąc się w fotelu w rogu.Objęła rękami kolana i czekała.Nie zajęło jej to dużo czasu.Grupka chłopców czterech, możepięciu, w bluzach i sportowych spodniach, głośno rozmawiając i ciągnąc zasobą zapach piwa popychając się i poszturchując przeszła obok strażnikaprzy wejściu, a potem obok Maggie.Skierowali się na schody.Maggiepodeszła do nich. Hej, hej! odezwał się jeden z nich, mrużąc oczy i wpatrując się wnią z takim trudem, jakby znajdowała się na drugim końcu teleskopu. Dokąd się wybierasz?Maggie uśmiechnęła się. Na imprezę odpowiedziała, jakby to było oczywiste.A onwyszczerzył się do niej, z zaczerwienionymi, podpuchniętymi oczami ijedną ręką na ścianie dla utrzymania równowagi, mówiąc, że to musi byćjego szczęśliwy dzień.Impreza.Oczywiście, że była impreza, ponieważ mimo faktu, że toIvy League, ciągle jednak był to po prostu college, co oznaczało, że zawsze219RLTmożna było liczyć na jakąś imprezkę.Ta, na którą trafiła Maggie, odbywałasię na ostatnim piętrze, w czymś w rodzaju małego mieszkania.Był tamsalon z kanapą i wieżą stereo, dwie sypialnie z piętrowymi łóżkami wkażdej, a pomiędzy nimi wanna pełna lodu z niezbędną baryłką w środku. Przynieść ci coś do picia? zaoferował jeden z facetów poznanychna schodach; może ten, który mówił o szczęśliwym dniu, a może któryś zjego kolegów.W przyciemnionym świetle, przy całym tym hałasie itłoczących się ludziach, nie była pewna, ale skinęła głową, pochylając się doniego i pozwalając, by jej usta musnęły leciutko jego ucho, gdy szepnęła: Dzięki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]