[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To ty je instalowałeś.Greg z grubsza pamiętał schemat pola minowego: miny zakopywał co trzydzieścicentymetrów na planie siatki romboidalnej.Nie miał jednak przy sobie \adnej miarki.Zostawała ocena na oko.Naraz przypomniał mu się Wietnam i pola w rejonieHue& Tam te\ było piekło.A jednak chętnie by teraz wrócił do Indochin.Ostro\nie ruszył do przodu.Po grubej, świe\ej warstwie popiołu kroczyli jak pośniegu, a Pawlik dokładnie stawiał stępy w jego ślady.Zajęło im to około dziesięciuminut.Druty kończące pole były tu\ tu\.Tymczasem zza pleców dobiegły ich licznedetonacje, to ogień dotarł do skraju zaminowanego terenu.Ferguson nerwowoobejrzał się i z determinacją postąpił do przodu.Wykonując ten ostatni krok, czułjednak, \e wyliczył zle& Czemu więc go zrobił?! Detonacja! Ciało Gregaposzybowało do przodu, opadło na druty i obaliło je razem ze słupkami.Maciekśmiało wskoczył w lej po wybuchu i po chwili stał ju\ na drodze.Agent krwawił. O, Bo\e, chyba urwało mi wielki paluch& Ale prze\yję to!Kusztykając, dobiegł do parkingu.Stały tam trzy samochody terenowe. Poprowadzisz tego landrovera zawołał chłopak. Wpierw muszę odłączyć ładunki. Nie ma czasu! Do czego je podłączyłeś? Do wiatraka chłodzenia, gdy tylko się włączy, będzie bum& Nie włączy się, zapalaj! Tylko pozwól mi się skoncentrować.Z duszą na ramieniu Greg przekręcił kluczyk.Ruszyli.Właściwie nale\ało jedyniespuścić hamulec.Sunęli serpentynami niczym tocząca się kula, minęli Passopisci iskręcili w lewo, kierując się na Alcantarę.Ferguson z niepokojem spoglądał nawskaznik temperatury pnący się do góry.Dawno minął ju\ punkt, w którym powinnowłączyć się chłodzenie, ale wiatrak ani drgnął.Agent zachichotał. Numer jak ze śmigłowcem! Trzymasz wirnik? Naprawdę jesteś niezły.Wiesz,powinniśmy zrobić spółę.Działając wspólnie, zawojowalibyśmy ten świat.Chłopak milczał. Cokolwiek zamierzasz, chętnie ci pomogę.Chcesz załatwić dokońca parszywą szóstkę , proszę bardzo.Mam na dyskietce tyle haków naMeyerholda, \e w wypadku ich ujawnienia nie dostałby nawet posady tragarza psiegogówna& Nadal brak odpowiedzi. Cholera, to się zaraz zagotuje, zatrzymam się,co?Pawlik kiwa głową.Ferguson z ulgą opuszcza stanowisko kierowcy.Idą w stronęmostu przerzuconego nad nurtem rzeki.Chłopak jest nadal bardzo skoncentrowany,stawia nogi jak automat.Greg opró\nia pęcherz.Patrzy na Pawlika stojącego tyłem namoście.Doskonale zdaje sobie sprawę, \e nie ma mowy o \adnym partnerstwie.Zdrugiej strony Maciek jest zbyt potę\ny, by móc urobić go na ślepego wykonawcęrozkazów.Agent wyciąga pistolet& W tym momencie Pawlik się odwraca, w jegooczach pojawia się zdumienie, znika wyraz koncentracji& I& Mój Bo\e!Greg nieomal czuje szarpnięcie wiatraczka.Potworna detonacja rozrywa landrovera.Podmuch uderza w Pawlika i przerzucago przez barierkę; koziołkując i obijając się o ściany, leci w głąb wąwozu, gdzie czekana niego lodowato zimna toń rzeki Alcantara.Kres Fergusona nadchodzi o wiele szybciej.Szybująca maska samochoduelegancko odcina mu głowę.*Nie mogłem uwierzyć, \e tak łatwo nam poszło.Staliśmy na dachu PalazzoOrlandi.Wepchnąłem relikwiarz pod koszulę.Amanda wywijała liną jak lassem.Celem był wystający konar drzewa rosnącego na ulicy ju\ poza ogrodzeniem posesji.Zrobiła to z wprawą zawodowego kowboja.Pozostała nam ju\ tylko chwila zabawy wlinoskoczka.Zsunąłem się po sznurze, chwaląc swą przezorność, która kazała mi zabraćrękawiczki, inaczej poraniłbym dłonie do krwi.Zejście z drzewa to była ju\ tylkodziecinna zabawa.Szybko podbiegliśmy do lancii.Naraz oświetliły nas reflektory policyjnego radiowozu.Psiakrew! Ale wpadka!Zawracamy i skręcamy w jakąś uliczkę.Rozlega się syrena.Karabinierzy ruszająza nami.Szczęśliwym trafem uliczka, którą uciekamy, jest bardzo wąska.Jesteśmyszybsi i bardziej zdeterminowani.Znów skręcamy, ginąc: patrolowi z oczu. Dokąd teraz? pyta Amanda, która docenia moją; wy\szość, jeśli idzie oorientację terenową. Jeśli dotrzemy do parku Pincio, wywrócimy dresy na kolorową stronę iukryjemy gdzieś Malachiasza.Pózniej wrócimy po samochód. Daleko to jeszcze? Dwie przecznice.Widzisz stary mur miejski? Biegniemy i po paru minutachbędziemy ju\ w parku.Niestety.Z piskiem opon zaje\d\a nam drogę policyjny radiowóz, z drugiejparkowej alejki wysuwa się drugi.Koniec.Amanda podnosi ręce do góry.Idę w jejślady.Wyskakuje dwóch karabinierów, mają broń gotową do strzału& Nie wiem, coim powiem.Jedno jest pewne kariera pana Byrnesa dobiegła końca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]