[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ciągu godzin spędzonych w barze podjął kilka niezdarnych prób przeczytaniainskrypcji na gwiezdzie.Barman pożyczył mu pióro - Don chciał przerysować znaki, którepróbował odczytać w słabym barowym świetle.Chyba jednak Nils Strindberg słusznieużywał lupy i mikroskopu podczas badania gwiazdy, ponieważ na zapisanej przez Donaserwetce widniała jedynie plątanina linii, która najbardziej ze wszystkiego przypominałaabstrakcyjne dzieło sztuki.Krótki list do Camille a Malraux nadal leżał w kieszeni marynarki.Don nie musiał goczytać po raz kolejny, ponieważ jego tajemniczą treść mógł w każdej chwili odtworzyć zpamięci:Kochany Camilleu!Obietnica, którą Ci złożyłem, została wypełniona.Brama prowadząca do światapodziemnego jest zamknięta.%7łałuję, że nie mogłem zrobić więcej.Wybieram się stąd do mojego własnego Niflheimu, w którym drugi przedmiotzostanie ukryty na wieki.Twój OlafNorweskie słowa mówiące o zamkniętej bramie sprawiły, że Don zaczął się nad sobąużalać.Gdyby tylko dał za wygraną i przekazał gwiazdę Eberleinowi, sprawy w Szwecjipewnie szybko by się ułożyły.Spędziłby kilka tygodni w areszcie, a oni zrozumieliby, żezataczający się koło domu Erika Halla mężczyzna, mimo że znajdował się pod wpływemnarkotyków, był całkowicie niewinny.Był kimś, kto nie miał nic wspólnego z nagłą śmierciąnurka.Don nie mógł przecież zostać oskarżony i skazany wyłącznie wskutek nieszczęśliwegozbiegu okoliczności - coś takiego po prostu nie mogło wydarzyć się w Szwecji.Przerwał rozważania, przypominając sobie odgłos pociągania nosem Wąsa zkomisariatu w Falun.To wspomnienie sprawiło, że wyłuskał jeszcze kilka kapsułekpentobarbitalu i zdecydował, iż powstrzyma się przed pochopnym podejmowaniemjakichkolwiek decyzji, przynajmniej tego wieczoru.Poza tym nie słyszał, żeby obdarzenieNiemców zaufaniem kiedykolwiek dobrze się skończyło.Kiedy w końcu barman wypchnął go z lokalu, Don chwiejnym krokiem ruszył w stronęhotelu Langemark.Miał na sobie ciemnobrązowy aksamitny garnitur i mijając ciemneostrołukowe okna Lakenhalle, całkowicie zlewał się z mrokiem.Kiedy spojrzał w stronę wąskiej ceglanej fasady hotelu, pomyślał, że musieli zacząćjakiś remont.Na czwartym piętrze, pomiędzy dwoma oknami, zobaczył biały krzyż, któryskojarzył mu się z oznaczeniami na budowie.Potem krzyż zaczął się wolno przesuwać w lewo.Don zamrugał.Pomyślał, że choćprzeciwlękowe barbiturany zażywa od dawna, takich halucynacji nie pamięta.Kiedy znalazłsię bliżej hotelu, zobaczył, że krzyż ma nogi i ręce.Piętnaście, może dwadzieścia metrów nadziemią ktoś w bluzce i białych szerokich spodniach, które łopotały na wietrze, szedł wzdłużgzymsu.Mimo że rozpoznał tę sylwetkę bez problemu, nie chciał do siebie dopuścić myśli, iżpostać, która właśnie się potknęła i zaczęła tracić równowagę, to Eva.Instynktownie przyspieszył kroku i ruszył biegiem w stronę hotelowego ogródka zniedorzecznym zamiarem nakazania jej, żeby natychmiast zeszła.Kiedy znalazł się na tyleblisko, że Eva mogłaby go usłyszeć, w oknie kawałek od niej pojawił się cień.Szczupłapostać, ubrana w połyskujący czarny strój, uczepiła się cegieł i ruszyła śladem Evy.Poruszałasię zwinnie i zaskakująco szybko, niczym pająk spieszący do zdobyczy.Eva zbliżyła się do następnego okna, a Don uniósł ręce do ust, żeby wykrzyczećostrzeżenie.W tej samej chwili pani adwokat nagle się zachwiała i patrzący na nią Donodniósł wrażenie, że jej ciało traci oparcie i zaczyna spadać.Cienki jak nitka cień jakimśsposobem dał susa i doskoczył do prawniczki.Chwycił jedną z wymachujących szaleńczo rąki Eva zawisła jak ryba złapana na haczyk.Dodatkowy ciężar zdawał się nie mieć dla ubranejna czarno postaci żadnego znaczenia - jej ręce i nogi sprawiały wrażenie przyklejonych dofasady.Eva została wahadłowym ruchem postawiona na gzymsie i Don odetchnął z ulgą.Naglekrzyknęła.Wyrwała się postaci, zobaczyła Dona i dała mu ręką znak, żeby uciekał.Potemzostała wciągnięta przez okno do pokoju i na Grote Markt znów zapanowała cisza.Postać w czarnym stroju spojrzała na Dona i trzymając się cegieł, zaczęła schodzić pofasadzie.Kiedy znalazła się na wysokości pierwszego piętra, przygotowała się do skoku.Don zachwiał się, odwrócił i na chwiejnych nogach pognał przed siebie tak szybko, jakmógł - oddech wiązł mu w gardle.Pobiegł Rijselstraat, potem skręcił w prawo w Burchtstraat,w pamięci odtwarzając sobie plan miasta.Koło poczty w lewo, potem żwirowaną ścieżkąprowadzącą do parku.Znalazł się za murami miasta, zamknął na chwilę oczy i rzucił sięmiędzy trąbiące samochody na czteropasmowej Oudstrijderslaan.Zatrzymał się dopiero przy autokarach stojących na parkingu po drugiej stronie trasy.Kucnął, chowając się za jednym z kolorowych pojazdów, i po raz pierwszy obejrzał się zasiebie.Kiedy minęły go światła licznych samochodów, zrozumiał, że nikt go nie śledzi.Niezdarnym truchtem ruszył w stronę południowej części miasta.Torbę trzymał podpachą, przyciskając ją do siebie niczym amulet.Po mniej więcej godzinie dotarł w końcu do Ypres Vrachtterminal.Na dworze nadalbyło ciemno.Pochylił się i przeszedł pod czarno-żółtym szlabanem obok budki wartownika,która najwidoczniej nadal stała pusta.Niemal czołgał się wzdłuż torów, usiłując zgadnąć, ileczasu potrwa, nim prawniczka opowie o terminalu i wagonie towarowym.Samotny zielony wagon Green Cargo stał w strumieniu światła.Kiedy Don zobaczyłczarne litery umieszczonego na boku logo, poczuł, że tęskni za domem.Otworzywszy zamek,odsunął drzwi na bok i wspiął się do środka.Zamarł na chwilę, stojąc między brudną ścianą apłytą pilśniową.Wzdrygnął się, gdy z głośników popłynęły jakieś słowa po flamandzku,potem usłyszał gwizd nadjeżdżającego pociągu.W chwili gdy ciężkie wagony wjeżdżały nastację, usunął blokadę i wcisnął się w korytarzyk prowadzący do ciepłego i przytulnegoprzedziału sypialnego.Powietrze w środku było zatęchłe, wciąż było czuć, że ktoś tu spał.Don, błądząc wciemności dłonią, znalazł i zapalił porcelanową lampkę nad dolnym posłaniem.W jejłagodnym świetle zobaczył, że przedział wygląda tak, jak go zostawili przed kilkoma dniami:narzuta leżała skłębiona na łóżku, a otwarty laptop stał na nocnym stoliku.Na wykładziniewidać było ślady jego butów.Zdjął je, opadł na posłanie i schował twarz w dłoniach.Nie mógł zapomnieć o tracącej równowagę Evie Strand i czarnym cieniu na ścianie.Widział, jak daje mu znać, żeby uciekał, i jak znika, wciągnięta przez okno do ciemnegopokoju.Don przesunął ręką po klawiaturze laptopa, który zaszumiał i rozpoczął pracę.Czuł promienie gwiazdy seba, która tkwiła w wewnętrznej kieszeni otoczona złożonymkawałkiem papieru.Pomyślał o zapasach w torbie na ramię, o chemicznym spokoju.Nieczas na uspokajanie się.Nie może też się położyć i raz na zawsze zamknąć oczu.Spojrzał naekran, który wreszcie zamigotał.Wpisał kody do serwera, stojącego w betonowym pomieszczeniu na opuszczonej stacjiKymlinge.Eva też je znała.Chodziło o to, żeby oboje byli w stanie nawiązać kontakt z Hex,w razie gdyby zaszło coś nieprzewidzianego.Wydarzenia na pewno nie potoczyły się tak, jakDon się tego spodziewał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]