[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tego rodzaju przypuszczenie rodziłoinne, zatrważające domysły.Nie potrafiła wprawdzie skonkretyzować swoich podejrzeń, tymnie mniej jednak instynkt samozachowawczy ostrzegał ją przed dawaniem wiary słowom Lu-dwika Bluma.Teraz dopiero pod wpływem rozbudzonej nieufności, Anita przypomniała sobie, jak częstoBlum, bywając w domu jej ojca prześladował ją wiele mówiącym spojrzeniem, w którym beztrudu można było wyczytać to wszystko, co kryje się w tajnych głębiach serca młodzieńca.Wiedziała zatem dobrze, że w obecnym położeniu, kiedy los jej zda się wyłącznie zawisnąłod woli Ludwika, pokost pozornej kultury może zbyt łatwo pęknąć, a spod tej kruchej powło-ki wyjdzie prawdziwa natura mężczyzny. Mężczyzny z rodzaju tych pomyślała, którzynie przebierają w środkach, gdy chodzi o zdobycie pożądanej kobiety.Tego rodzaju przypuszczenia ziściły się wkrótce co do joty.Blum, w którym pod wpły-wem świadomości, że znajduje się sam na sam z bezbronną pożądaną kobietą, na nowo zaga-sły chwilowo rozbudzone szlachetniejsze uczucia, był znów tym samym okrutnym z uporemzdążającym do celu zbrodniarzem.Gra słów, dwuznaczne powiedzenie, utarte ścieżki takzwanego flirtu, jednym słowem wszystkie te drogi, którymi każdy prawie mężczyzna zdążado jednego celu, jakim jest posiadanie kobiety wydały mu się bezdennie głupie i nieodpo-wiadające odwiecznym prawom natury, dającej mężczyznie przewagę fizyczną nad kobietą.W dodatku zdawał sobie sprawę z tego, że Anita pomimo cechującej ją ekscentryczności,43przepojona jest purytańskimi zasadami moralności, jakie wpajała w nią od wczesnych latdzieciństwa matka-Polka, i z tych też względów nie mógł się spodziewać łatwych sukcesów. A jednak wolałbym nie uciekać się do przemocy myślał przypominając sobie, że małeokienka pokoju wychodzą na ulicę i krzyk lub szamotanie się ofiary może dolecieć do uszulicznych jeszcze o tej porze przechodniów, między którymi nie trudno o znienawidzonegoprzez niego policmana.Z tą myślą.Ludwik podszedł do łóżka i usiadł na jego krawędzi.Anita jakby w przeczuciutego, co ma niebawem nastąpić, spoglądała na podnieconego, dwuznacznie uśmiechniętegomłodzieńca zalękłym wzrokiem, postanawiając równocześnie walczyć do ostatniego tchnieniaw obronie własnej godności.Mimo to łudziła się jeszcze, że Blum, ten Ludwik Blum, jakimgo znała dotąd, wytworny i posiadający wszelkie zewnętrzne cechy gentlemana, nie zdobę-dzie się na jakikolwiek grubszy nietakt względem niej, przede wszystkim kobiety, a następniecórki potentata Childsa i zarazem narzeczonej Stefana Ronickiego.Niestety, Blum był teraz już tylko samym sobą, pragnąc uniknąć niepożądanej ze zrozu-miałych względów awantury, jeszcze raz spróbował zagrać komedię. Miss rzekł, przysuwając się bliżej do leżącej kobiety przez całe życie, odkąd pamię-tam, hołdowałem jedynie prawdzie, nie cierpiąc całą duszą fałszu i nikczemnej obłudy, ukry-wanej pod płaszczem zdawkowych, idiotycznych konwenansów, czemu z zapałem oddaje sięwspółczesna młodzież.Dlatego też nie wezmie mi pani za złe, że wyznam jej szczerze towszystko, co dawno noszę ukryte głęboko na dnie serca: Kocham panią, Anito!. Ostatniedwa słowa wymówił w sposób, jakiego nie powstydziłby się najlepszy aktor.Zapadła długa minuta ciężącej ciszy.Dziewczyna zaskoczona tak niespodziewanymzwrotem w zachowaniu Ludwika, nie mogła zdobyć się na żadną odpowiedz.Przed chwiląbyła przygotowaną, że Blum dla zaspokojenia swoich niskich, zwierzęcych instynktówwprost siłą rzuci się na nią, gdy tymczasem, przybierając pozę pełną powagi i dystynkcji, wy-znaje jej swoją miłość.Ale szybko uporządkowane myśli już w kilka sekund pózniej przeniknęły chytrą, wyrafi-nowaną grę młodzieńca, który uważając się za gentlemana, jednocześnie stara się wykorzy-stać dla swoich niskich celów nieograniczoną wprost władzę, jaka posiada w tej chwili nadsłabą, bezbronną kobietą.Lecz mimo doznanej odrazy Anita, zdając sobie sprawę z grożącego jej niebezpieczeń-stwa, postanowiła grać na zwłokę. Panie Ludwiku, proszę mnie zostawić w spokoju rzekła tonem, usprawiedliwienia.Jestem nadludzko wyczerpana strasznymi przejściami ostatnich dni.Pomówimy, gdy przyj-dę trochę do siebie.Jestem panu wdzięczna.bardzo wdzięczna za wszystko, co pan dlamnie uczynił. uśmiechnęła się blado, z dobrze udaną szczerością.Ale ten właśnie uśmiech, który w sercu Ludwika miał rozbudzić współczucie dla udręczo-nej dziewczyny, jedynie spotęgował namiętną, palącą go żądzę.Uskarżanie się przyjął jakozwyczajne, przyjęte w takich wypadkach drożenie się kobiety, które stoi w stosunku odwrot-nie proporcjonalnym do stawianego fizycznego oporu. Kocham cię, moja maleńka. wyszeptał w odpowiedzi na blady uśmiech dziewczyny i,nagłym, silnym uściskiem opasał jej zgrabną kibić.Szarpnęła się raz i drugi.Uścisk jednak nie słabnął, a potęgował się z każda sekundą.Go-rące, nabrzmiałe wargi Ludwika muskały jej skronie, nie mogąc w gwałtownych ruchachgłowy natrafić na chłodne, pobladłe usta dziewczyny.Zalękła, oszalała z rozpaczy szarpnęłasię jeszcze raz gwałtownie i z dławionych uściskiem piersi wydobył się przerazliwy okrzyk.Blum wzdrygnął się, nic tak bowiem nie peszy zbrodniarza, jak silny, nabrzmiały bólemkrzyk ofiary.44Okrzyk ten jednak nie powtórzył się po raz drugi.Czucie, wrażenia, myśli wszystko to,co Anita przeżywała w tej chwili, poczęło rwać się na strzępy i powoli rozpływać w tumaniezapomnienia.Ludwik ze zwierzęca chciwością wgryzał się w rozchylone w omdleniu, wilgotne wargidziewczyny.45ROZDZIAA XWYPADKI KILKU GODZINBill Monkton, opuściwszy tylnym wejściem cukiernię Freda Simona, zatrzymał się na ja-kiś czas w słabo oświetlonych zakamarkach olbrzymiego podwórza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]