[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale w tym momencieudało mu się uniknąć odpowiedzi.Przyniesiono akurat książkę meldunkową.Przebiegłem wzro-kiem listę gości.Było dużo Niemców i Austriaków.Jeden z nich, lekarz okrętowy, znał mnie aponieważ nie chciałem mieć żadnych zobowiązań wobec nikogo, wpisałem imię jako nazwisko iodwrotnie, powiedziałem Sejjidowi, że gdyby go ktoś pytał, tak właśnie się nazywam. A czy ty wiesz, sahib, jak masz mnie nazywać? spytał cicho. No jak? Omar el Gahii, Omar Głupiec.Widzę teraz, jaki byłem głupi, miłość uznając za dobroć, atwoje chrześcijaństwo za mój islam.Spełnisz moją prośbę? Chętnie, jeśli potrafię. Rozmawiaj ze mną ciągle o chrześcijaństwie i pozwól mi także mówić o nim, jeśli będę miałjakieś pytania! Ostatnio byłem niezadowolony, że postawiłem taki warunek w hotelu Continen-tal.Nie można zasnąć, gdy chce się coś wiedzieć, a nie wolno o tym mówić. Dobrze, uznajmy ten warunek za niebyły! Zamówimy teraz dwie riksze i pojedziemy do tejgospody, w której masz spać.Podniósł oczy i na jego twarzy pojawił się uśmiech.Czuł, że znowu jest wszystko w porządku,bo nie kazałem mu iść na piechotę, a nawet zamierzałem mu towarzyszyć?46Kiedy zeszliśmy na dół i portier spytał, czy ma przywołać rikszę czy powóz, Omar wątpliwymwprawdzie angielskim, lecz jemu tylko właściwą druzgocącą wyższością odrzekł: Sami sobie ją przywołamy.Nie nabierzecie nas!Całkiem słusznie odgadł, że służba hotelowa postara się o droższy pojazd niż jeśli załatwi sięgo samemu.Tym razem nie miałem nic do zarzucenia jego arbitralności.Uniósł do góry dwapalce i natychmiast pojawiło się dwóch rikszarzy.Wsiadłem do środka.Omar poczekał aż usiądę,a potem sam zajął miejsce w drugiej rikszy i przyjął taką pozę, jakby właśnie kupił hotel GrandOriental płacąc żywą gotówką, a następnie podarował go pierwszemu lepszemu żebrakowi.Pojechaliśmy do Pettah, na ulicę prowadzącą do hal targowych.W południe, w tej tak zwanej czarnej dzielnicy , panuje wielkie ożywienie.Zewsząd cisną się tłumy ludzi.Mimo to, nasi rik-szarze nie zwolnili nawet o jotę.Z podziwu godną zręcznością lawirowali wśród kłębiących sięludzi.Kiedy jednak na naszej drodze pojawiła się mała pielgrzymka buddystów, zmniejszylitempo, aby nie zakłócać spokoju.Poważali inny obrządek religijny, mimo, że nie byli buddysta-mi.Pielgrzymi wracali z kontynentu, gdzie odwiedzili starożytne świątynie w Thanie, Garapori,Pandż-andu i Adżancie, a obecnie wędrowali do swej rodzinnej świątyni uznając za swój obo-wiązek podziękować za opiekę bogów w czasie podróży.Zachowywali się spokojnie i skromnienie narzucając się swą pobożnością.Spostrzegłszy, że jedziemy za nimi nieproszeni usunęli sięna skraj drogi, aby zrobić nam miejsce.Zbliżyliśmy się do skrzyżowania.Z każdej strony nadjeżdżały riksze, wozy zaprzęgnięte wzebu i kłębiły się tłumy przechodniów.Nagle z tyłu dobiegł naszych uszu koński galop i prze-straszone okrzyki ludzi.Obejrzałem się.Nadciągał prawdziwy oddział europejskich dżentelme-nów i ladies z powiewającymi welonami na tropikalnych hełmach.Mimo tłoku jechali nieomalcwałem rozciągnięci na całą szerokość ulicy.Poznałem już ten gatunek cywilizacyjnie uprzywi-lejowanych barbarzyńców, którzy za nic mieli wszystko wokół, prócz naturalnie siebie samych, inie troszczyli się o nic, a najmniej o zdrowie i bezpieczeństwo ludzi innych ras.Nie można byłozrobić nic innego jak tylko przezornie się usunąć.Biada temu, kto nie zdążyłby na czas uskoczyćw bok! Kazałem się natychmiast zatrzymać, wyskoczyłem z rikszy, skoczyłem ku najbliższemudomowi i przylgnąłem do ściany.Sejjid podążył moim przykładem.Obydwaj rikszarze przykuc-nęli za swymi pojazdami.Zdążyliśmy w ostatniej chwili, bo towarzystwo dogoniło pochód pielgrzymów i depcząc lu-dziom po piętach tratowali ze śmiechem wszystko, co nie zdążyło umknąć.W tym samym mo-mencie zza rogu wynurzyła się riksza i nie zwalniając pędziła wprost na nas.Pasażerowi chybasię śpieszyło a rikszarz, Tamil, nie mógł zauważyć wcześniej jezdzców.Nastąpiło zderzenie iranny rikszarz upadł ciężko.Jego pojazd został zniszczony.Lecz wielcy tego świata nie zwrócilina to żadnej uwagi i nie zatrzymując się ruszyli dalej ze śmiechem.Pasażer znalazł się pod wo-zem, lecz szybko wydobył się spod niego i rozejrzał się wkoło.Każdy dom był dosłownie oble-piony wystraszonymi śmiertelnie ludzmi! Między nimi leżała na drodze masa poszkodowanych,którzy usiłowali powstać jęcząc z bólu.Lecz niesamowite nie słyszałem ani jednej skargi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]