[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy nie możesz pisać swoich książek po arabsku tak, abymgdy zobaczę twoje pismo mógł je od razu przeczytać i stwierdzić czy są ważne, czy raczej możenadają się do wyrzucenia? W przyszłości nie wolno ci niczego wyrzucać, a o zapisane przeze mnie kartki musisz dbaćz wielką pieczołowitością! Są warte więcej pieniędzy niż myślisz. Maszallach! A więc wyrzuciłem pieniądze? Prawdopodobnie.Pózniej sprawdzę czego mi brakuje. Przebacz mi, sahib! Albo i ja napiszę coś na papierze.Ty to wyrzucisz i będziemy kwita!Powiedział to ze śmiertelną powagą.Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.To dodało muodwagi.Wyprostował się, oderwał wzrok od ziemi i spytał:21  Co postanowiłeś w związku z moją prośbą? Umiesz jezdzić na koniu? Tak, przeegzaminuj mnie! Wiem od starego Ibrahima, jakie trasy już przemierzyłeś.Zoba-czysz, że ci się przydam. Przyjdz zatem o trzeciej po południu.Postaraj się o konie.Pojedziemy do Gizeh, a jutro doSakkary, Bedraszehn i może także do Heluanu.Ale nie myśl sobie, że będziemy trzymać się trasturystycznych! Czy twoje życzenie się spełni będzie zależało od tego jak będziesz jechał i czy sięprędko zmęczysz.Odetchnął głęboko i zapewnił mnie radosnym tonem: Hamdulillach! Niech Allachowi będą dzięki.Zostanę twoim służącym, wiem o tym! Allahjisallimak! Niech Bóg cię ma w opiece!Pochwycił moję dłoń, pochylił się i przycisnął ją do ust.Zrobił to w ten sposób, że od razumożna było poznać, że takie oddawanie hołdów nie leżało w jego zwyczaju.Byłem skłonny wy-soko to docenić.Gdy wyszedł, spojrzałem na papiery leżące na stole.Stwierdziłem, że brakowało akurat tychczterech linijek, które napisałem dziś w nocy.Bardzo tego żałowałem, bo mogłem sobie wysilaćpamięć na wszelkie możliwe sposoby, a i tak nie byłem w stanie odtworzyć ani słowa.Wpraw-dzie pamiętałem myśl przewodnią, że nie przystoi chrześcijaninowi dokonywać świętokradztwaw żadnej świątyni, ponieważ także u podłoża pogańskiego obrządku religijnego leży transcen-dentna idea, której należy się szacunek i której nie wolno bezcześcić.Lecz myśl ta nie chciała sięjuż tak swobodnie i czysto ułożyć w rymy jak w straconych linijkach.Wyszedłem więc na balkon, skąd można było objąć wzrokiem cały wielki dziedziniec.Leczniestety nigdzie nie było widać mojej kartki papieru.Porywisty wiatr pognał ją z pewnością doSzaria Kahmel albo na drugą stronę, na plac Ibrahima Paszy.Postanowiłem zejść na śniadanie.Na portierni kazałem zatelefonować do hotelu Menahouse wGizeh i zarezerwować pokój, który brałem zawsze, gdy byłem w tej okolicy.Z pokoju tego pro-wadziły wprost na dwór dobrze zamykane drzwi, tak że o każdej porze można było go opuścić ipójść do piramid nie będąc zauważonym przez pozostałych gości.Był wolny.W jadalni stwierdziłem, że Chińczycy musieli już być po śniadaniu.Przy zastawionym wciążbrudnymi naczyniami stole nie było nikogo.Mr.Waller siedział sam.Przed nim stała pusta fili-żanka, spoglądał wkoło znudzonym wzrokiem i zdawało się, że czeka na córkę.Gdy kelner ob-sługując mnie minął jego stolik, usłyszałem jak pyta go o monsieur Fu i monsieur Tsi. Mają zamiar wyjechać  zabrzmiała odpowiedz. Co? Na dobre? Nie.Zostaną tu jeszcze przez dłuższy czas, aby dokładnie poznać okolicę Kairu, jak i samomiasto.Dzisiaj jadą do Gizeh.Prześpią się w Menahouse, a jutro wybierają się do piramid wSakkarze.Wzbudziło to zainteresowanie nie tylko misjonarza, lecz także i moje.Były więc widoki na to,że zobaczę ich i dzisiaj, i jutro.Postanowiłem nie przegapić żadnej okazji do zawarcia z nimiznajomości.Po chwili na dół zeszła miss Mary i jej ojciec kazał podawać.Dowiedziałem się, nie majączamiaru podsłuchiwać, że powraca właśnie z miasta.Zrobiła drobne zakupy.Ojciec zakomuni-kował jej, że Chińczycy wybrali się do piramid i zapytał czy nie miałaby ochoty także dzisiaj tampojechać.Nie wydawała się być uradowana tym pomysłem, zapewne ze względu na Fu i Tsi,czego przypuszczalnie jej ojciec nie brał pod uwagę.Ale była przyzwyczajona stosować się dojego życzeń.22 Podły humor mr.Wallera uległ widocznej poprawie.Stał się rozmowniejszy, a ponieważ dzi-siaj, odwrotnie niż wczoraj mogłem skupić na nim całą uwagę, zauważyłem od razu osobliwe,nerwowe, można by rzec prawie lękliwe przeskakiwanie z tematu na temat.Było to niespokojneuganianie się od jednego przedmiotu do drugiego.To wspominał bez przerwy swą zmarłą żonę,którą widać było, że bardzo kochał, by po chwili bez ostrzeżenia przejść do mówienia o swejprzyszłej działalności misjonarskiej.Gdy jednak, z rzucającą się w oczy pewnością siebie, zacząłznowu prawić o powalonych posągach i świątyniach, córka weszła mu w słowo.Sięgnęła do to-rebki, wyjęła stamtąd jakiś złożony papier i powiedziała: Muszę ci coś w związku z tym pokazać, drogi ojcze.Twierdzisz, że musi upaść wszystko, cojest związane z uwielbieniem obcych bóstw i możliwe, że masz rację.Dla mnie ta myśl jest zbytostra, bo pogaństwo jest według mnie całkiem niewinnym gaworzeniem ludzkości we wczesnymdzieciństwie.A tu mam parę linijek, które jak raz dotyczą naszego sporu. Kto je napisał? Nie wiem.To czterowersowa strofa napisana po niemiecku. Musisz przecież wiedzieć, od kogo ją masz! Od wiatru!  roześmiała się podnosząc do góry kartkę i naśladując ruch, który przywiał doniej papier. Gdy byłam na zewnętrz przygnał mi ją i położył prosto u stóp.Podniosłam ją, bobyła czysta i przeczytałam.Wyobraz sobie moje zdziwienie, gdy się przekonałam, że dotyczy totwej idee fix! Chcesz posłuchać?Skinął głową, zaczęła czytać:Zabierzcie waszą Ewangelię!świat przeznaczony przecie do pokoju;i tam gdzie zobaczycie bożą świątynię,zostawcie ją w spokoju!Czytała wolno i słychać było, że z całym sercem zgadza się z tymi słowami.Następnie spoj-rzała pytająco na ojca.Dostrzegła, że linijki te zrobiły na nim nieoczekiwane wrażenie i strzegłasię, aby go nie zniszczyć.Siedział bez ruchu ze splecionymi dłońmi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •