[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Machał rękami z bezczelnapewnością siebie.Przeszedł obok kompanów, rudowłosego poklepał solidnie po plecach,potargał włosy kobiecie i mrugnął do pozostałych.Szedł wzdłuż stołu, rozglądając się pokomnacie jak właściciel.Zobaczywszy Kitty i Mandrake'a siedzących pod ścianą, pomachałim tłustymi paluchami.Przy stole rady Makepeace wybrał największy fotel, złoty tron, pięknie rzezbiony.Usadowiłsię, założył nogę na nogę.Wielkopańskim gestem wyciągnął z kieszeni ogromne cygaro.Pstryknięcie palcami i koniuszek cygara zadymił.Quentin Makepeace włożył je między wargii z zadowoleniem zaciągnął się dymem.Kitty usłyszała, jak Mandrake sapnął z wściekłości.Sama uważała to jedynie za trochę zbytteatralne zachowanie.Gdyby nie była więzniem, rozbawiłoby ją.Makepeace uczynił cygarem szeroki gest.- Clive.Rut lisie, czy bylibyście tak mili.żeby przyprowadzić naszych gości?Zbliżył się rudy.a za nim jego kompan o grubych wargach.Bezceremonialnie, grubiańskopostawili Kitty i Mandrake*a na nogi.Kitty zauważyła, że obaj spiskowcy traktująMandrake*a ze złośliwą niechęcią.Starszy z nich podszedł i mocno uderzył więznia w twarz.Potarł sobie dłoń.- To za to.co zrobiłeś z Lovelace "em.Mandrake uśmiechnął się lekko.- Jeszcze nigdy nie uderzyła mnie mokra ryba.- Słyszałem, że mnie szukałeś.Mandrake - powiedział rudy.- No, to co mi terazzrobisz?Ze złotego fotela dobiegł melodyjny głos.- Spokojnie, chłopcy, spokojnie! John jest naszym gościem.Mam do niego słabość.Przyprowadzcie ich, jak mówiłem.Kitty schwytano za ramię i popchnięto naprzód, żeby stanęła obok Mandrake*a na dywanieprzed stołem.Konspiratorzy się rozsiedli.Patrzyli wrogo.Kobieta o banalnej twarzy odezwała się pierwsza.- Co oni tutaj robią, Quentin? Nie mamy teraz czasu, aby się nimi zajmować.- Powinieneś zabić Mandrake'a i koniec - powiedział czarodziej o rybiej twarzy.Makepeace wypuścił dymek z cygara.Jego małe oczka błyszczały z radości.- Rufus, jesteś zbyt niecierpliwy.Ty też.Bess.To prawda, że John nie należy jeszcze donaszej kompanii, ale żywię wielką nadzieję, że to się zmieni.Od dawna byliśmy w sojuszu.Jai on.Kitty ostro spojrzała w bok.na młodego maga.Policzek miał krwistoczerwony po ciosie.Nie odpowiedział.- Nie mamy czasu na zabawę - rzekł mały człowieczek o wielkich, wilgotnych oczach.Mówił jękliwym, nosowym głosem.- Powinniśmy wchłonąć moc.o której mówiłeś.-Spojrzał na blat stołu, przebiegł po nim palcami w geście, który był zarazem pełen pożądaniai bojazni.W oczach Kitty wyglądał na człowieka słabego i tchórzliwego, a przy tymświadomego swojego tchórzostwa.Z tego.co widziała, pozostali konspiratorzy nie byli inni, zwyjątkiem Makepeace'a.który promieniował samozadowoleniem, siedząc na złotym tronie.Dramaturg strzepnął popiół z cygara na perski kobierzec.- To nie zabawa, mój drogi Withers - powiedział z uśmiechem.- Zapewniam cię.żejestem najzupełniej poważny.Szpiedzy Devereaux od dawna donosili, że międzyplebejuszami John jest najpopularniejszym z magów.Może nadać naszej radzie świeże,atrakcyjne oblicze.Hm.z pewnością bardziej atrakcyjne niż wasze.- Uśmiechnął się rad.zesprawił im przykrość swoimi słowami.- Poza tym on ma talent i ambicje.Myślę, że oddawna czekał na odpowiednią chwilę, żeby pozbyć się Devereaux i zacząć od nowa.Zgadza się.John?Kitty znów popatrzyła na Mandrake'a.I znów jego blada twarz nie zdradzała, co myśli.- Musimy dać Johnowi trochę czasu - powiedział Quentin Makepeace.- Wszystkozrozumie.A wy wkrótce dostaniecie tyle władzy, ile zdołacie unieść, panie Withers.Kiedytylko przybiegnie nasz dobry Hopkins, będziemy mogli zaczynać.- Zachichotał, a Kittyzrozumiała, o kogo chodzi.Jakby z oczu spadła jej gruba zasłona.Cofnęła się myślą do czasów ruchu oporu, trzy latawcześniej.Za poradą myszowatego urzędnika, pana Hopkinsa, udała się na spotkanie wopuszczonym teatrze.A kiedy już tam była.sztylet trzymany przy jej szyi.od tyłu.szeptanarozmowa z niewidocznym człowiekiem, którego słowa doprowadziły ich do opac-twa istraszliwego strażnika krypty.- To ty! - krzyknęła.- Tu!Wszyscy spojrzeli na nią.Stała, jakby połknęła kij.patrząc na człow ie-ka zasiadającego nazłotym tronie.- To ty skorzystałeś - wyszeptała.- Ty nas zdradziłeś.Pan Makepeace mrugnął na nią.- Ach! Wreszcie mnie rozpoznałaś? Zastanawiałem się.czy kiedykolwiek sobieprzypomnisz.oczywiście, poznałem cię.jak tylko zobaczyłem cię z Mandrakiem.Dlategozabawiłem się i zaprosiłem was oboje na moje małe show.John Mandrake wreszcie się poruszył.- O co chodzi? Znacie się?- Nie udawaj takiego wstrząsu.John! To wszystko było w dobrej sprawie.Zapośrednictwem mojego wspólnika od dawna śledziłem poczynania ruchu oporu.Niebawemspotkasz pana Hopkinsa, teraz zajmuje się więzniami - dodał wyjaśniającym tonem.- Byłozabawnie patrzeć, jak się wysilają, jak oburzają się ci durnie z rady.kiedy nie udało im się ichschwytać.Nie mówię o tu obecnych.John! - Znów zachichotał.Kitty przemówiła głosem bezwyrazu.- Wiedziałeś o potworze w grobowcu Gladstone'a.ale wraz z Hopkinsem wysłałeś nastam po Laskę.Moi przyjaciele zginęli przez ciebie.- Zrobiła krok w jego stronę.- Och.nie przesadzajmy.- Quentin Makepeace przewrócił z irytacją oczami.- Byliściebandą zdradzieckich plebejuszy.ja byłem magiem.Czy myślisz, że mnie to obchodziło? I niepodchodz bliżej, młoda damo.Następnym razem nie rzucę zaklęcia.Poderżnę ci gardło.-Uśmiechnął się.- Prawdę mówiąc, mimo wszystko byłem po waszej stronie.Miałemnadzieję, że zniszczycie demona.Potem zabrałbym ci Laskę i sam z niej korzystał.Strząsnąłpopiół z cygara, wyprostował nogi i rozejrzał się po słuchaczach.- Prawdę mówiąc, to byłocoś w rodzaju remisu.Uciekłaś z Laską i pozwoliłaś afrytowi Honoriusowi wydostać się zgrobu.Jakież on zrobił wrażenie! Kości Gladstone'a skaczące po dachach z demonemzamkniętym w środku! Cudowne przedstawienie.A mnie i Hopkinsa skłoniło to dopewnych myśli.- Powiedz, Quentin - odezwał się Mandrake; mówił łagodnym głosem.- Ten panHopkins był podejrzany również przy spisku golema.Czy to prawda?Makepeace się uśmiechnął.Zapadła cisza.On przez cały czas gra, pomyślała Kitty.Jestaktorem i reżyserem w jednym, który traktuje to wszystko jak jedną ze swoich sztuk.- Oczywiście! - wykrzyknął Makepeace.- Pod moim kierownictwem' W niejednymmaczałem palce.Jestem artystą.John, człowiekiem o niespożytej kreatywności.Imperiumod lat schodziło na psy.Devereaux i inni doprowadzali je swoimi rządami do ruiny.Czywiesz, że jednej z moich sztuk nie mogli wystawiać w Bostonie, Kalkucie i Bagdadzie wzwiązku z panującą tam nędzą? I ta niekończąca się wojna!.To musi się zmienić! No cóż.przez całe lata przyglądałem się temu z boku.trochę eksperymentowałem.Najpierwzachęciłem mojego przyjaciela Lovelace'a do rebelii.Pamiętasz ten wielki pentagram.John?To był mój pomysł! -Zachichotał.- Potem był biedny Duvall
[ Pobierz całość w formacie PDF ]