[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Ty- dodał, wskazując Christiana.Christian roześmiał się beztrosko.Nie zdziwiło to Gervase'a,gdyż Christian był najbardziej beztroski z nich wszystkich.Teraz skłonił się cokolwiek przesadnie i odparł:- Z przykrością muszę was poinformować, że choćprzeprowadziłem dokładne rozpoznanie, nie udało mi się znalezćdamy, która skłoniłaby mnie do poczynienia małżeńskich planów.Ichoć podziwiam wasze osiągnięcia, jako ostatni nieżonaty członekKlubu Niezdobytych nie czuję się w obowiązku w pośpiechu zmieniać611RSmojego statusu.Pomijając wszystko inne, zawiesiliście poprzeczkęniezwykle wysoko, ja zaś nie chciałbym jej opuszczać.Potrzebujęwięc czasu, by wyszlifować maniery i udoskonalić umiejętnośćemablowania.Nie porzucili, oczywiście, tematu i droczyli się z nim, żartującbeztrosko.Christian najtrudniej z nich wszystkich poddawał się presji- nie było co się wysilać.Zmiał się zatem i odpowiadał żartem na żartz wypraktykowaną przez lata swobodą, nie zmieniając ani na jotęstanowiska.W końcu, przyciśnięty do muru, powiedział:- Jako że jestem najstarszym wiekiem i stażem członkiem grupy,ścieżka prowadząca mnie do idealnej żony zawsze była bardziejzawiła.Spojrzeli na niego, próbując odczytać ukryte znaczenie tejuwagi, żadnemu się to jednak nie udało.Jak było do przewidzenia, to Charles znalazł wreszcieodpowiednią ripostę.Utkwił spojrzenie szeroko otwartych oczu wkoledze i zapytał:- A kto powiedział, że zakochać się to prosta rzecz?* * *Christian wrócił do Londynu dwa dni pózniej.Jak to miewał wzwyczaju, poszukał schronienia w Klubie Niezdobytych.Wczesnympopołudniem zamknął za sobą drzwi klubowej biblioteki, podszedł dooszklonej szafki na trunki, nalał sobie szklaneczkę brandy i usiadł wwygodnym fotelu przy kominku, by wysączyć trunek.A takżepomyśleć.612RSPoza nim w klubie nie było teraz żadnego gościa.Tylko onpozostał nieżonaty i w olbrzymiej rezydencji przy Grosvenor Squarenie czekała na niego żadna dama.Wrócił myślami do wesela, kolegów i wesołych rozmów, jakiesię wtedy toczyły.Uśmiechnął się na wspomnienie rad, jakich mużartobliwie udzielili, a potem przypomniał sobie ostatnie słowaCharlesa i jego uśmiech zbladł.Charles i pozostali zle zrozumieli jego wcześniejszy komentarz.Nie sugerował, że dla niego zakochanie się nie będzie rzeczą prostą;chciał raczej powiedzieć, że nie będzie proste odnalezienie idealnejżony.Bo tak właśnie było, z jednego choćby powodu.Kto powiedział, że zakochać się to prosta rzecz?Bez trudu mógł udowodnić, że Charles się myli.Zakochanie siębyło dla niego najprostszą, najłatwiejszą i najbardziej naturalną rzecząna świecie.Tym, co czyni sprawę skomplikowaną, był fakt, iż niemoże poślubić damy, w której się zakochał.Choćby dlatego, że jest mężatką.Przymknął oczy, wsparł głowę na zagłówku fotela i oddał sięwspomnieniom.Wspominał rzeczy, które się wydarzyły, i te, którychnie był już w stanie zmienić.Z oddali dobiegł odgłos dzwonka, a potem kroków.ToGasthorpe zmierzał ku drzwiom.Otworzył oczy, lecz już po chwiliwspomnienia wciągnęły go od nowa, obejmując miękkimi ramionamii spowijając zapachem jaśminu.613RSDo rzeczywistości przywołało go pukanie.Gasthorpe wszedł dobiblioteki, zamknął drzwi i podszedł do swojego chlebodawcy.- Pewna dama chciałaby się z panem zobaczyć.Nie podałanazwiska, a jedynie to.Christian skinął przyzwalająco głową, zastanawiając się wduchu, o czym też dama chciałaby z nim porozmawiać i jak zdołaławytropić go tu, w klubie.Służba na Grosvenor Square wiedziała, żenie należy rozpowiadać, gdzie przebywa ich pan, a przynajmniej niekażdemu.Wziął zwinięty pergamin ze srebrnej tacy, którą podsunąłmu Gasthorpe.Widok znajomego charakteru pisma dosłownie nim wstrząsnął.Przez chwilę po prostu wpatrywał się w pergamin, jakby zostałgwałtownie wyrwany z letargu.Przesunął palcami po swoim nazwisku i tytule, nie tych, którenosił od urodzenia, lecz tych, które niedawno odziedziczył.Zanim odpieczętował list, poczuł zapach jaśminu.Niebędący wytworem wyobrazni ani wspomnieniem.O mało nie upuścił listu.Jego palce płonęły.Zaczerpnął głęboko powietrza, po czym, uspokoiwszy się nieco,rozłożył powoli pergamin.Przeczytał kilka zamieszczonych na nim linijek.A potem opadł znowu na fotel i utkwił niewidzący wzrok wpalenisku.Nie był w stanie określić, co czuje.Emocje kłębiły się w nim,niemożliwe do zdefiniowania.Odetchnął głęboko, nabierając614RSpowietrza w ściśnięte płuca.W końcu poczuł, że ogarnia go pełennapięcia chłód.Niezbadane są ścieżki przeznaczenia, pomyślał.Niezbadane idiabelnie tajemnicze.- Milordzie? - zapytał Gasthorpe, zaniepokojony przedłużającymsię milczeniem.- Spotkam się z damą za chwilę, Gasthorpe - powiedział.Ledwiesłyszał, co mówi, tak głośno biło mu serce.- Poproś, by zaczekała.615RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]