[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To też wytłumaczymy ci po drodze.Hektor ziewnął, przeciągnął się, potarł oczy,a potem uśmiechnął się do trójki dzieci.- Walcie śmiało! - zachęcił je, używając zwrotu, który tu oznacza: Zdradzcie mi swoje plany".Dzieci wyprowadziły Hektora ze stodoły,przez warsztat i sekretną bibliotekę, a potem poczekały, aż zarygluje wrota.Ledwie ruszyli przezpłaski krajobraz w stronę centrum WZS, sierotyBaudelaire walnęły śmiało.Wioletka opowiedziała Hektorowi, jak usunęła usterki w jegokonstrukcji.Klaus opowiedział mu, co wyczytałw sekretnej bibliotece.A Słoneczko - z pewnąpomocą rodzeństwa w roli tłumaczy - opowiedziało o odkryciu sposobu dostarczania wierszyIzadory pod Drzewo Nigdyjuż.Rozwijając najnowszą karteczkę, aby pokazać Hektorowi trzecikuplet Izadory, wkroczyli w obręb pełnej jużkruków dzielnicy centralnej WZS.- A więc Bagienni przebywają, waszym zdaniem, gdzieś w centrum - powiedział Hektor.-Ale gdzie?- Nie wiemy - przyznała Wioletka.- Tak czyowak, najpierw zajmijmy się ratowaniem Ja-cques'a.Gdzie się mieści więzienie?- Naprzeciwko Ptasiej Fontanny - odparł panzłota rączka.- Ale obejdziemy się chyba bezprzewodnika: spójrzcie, co tam się dzieje.Dzieci ujrzały tłum ludzi z płonącymi pochodniami, maszerujący do centrum w odległości mniej więcej jednej przecznicy od nich.- Widocznie są już po śniadaniu - powiedziałKlaus.- Pospieszmy się.Baudelaire'owie lawirowali, jak umieli naj-zręczniej, między rozszemranymi krukami, któreobsiadły ziemię.Hektor przemykał się płochliwieza nimi.Wkrótce dotarli w pobliże Ptasiej Fontanny, czy też raczej jej nader skąpych, dostępnych oczom widza fragmentów.Fontannę oblegały kruki, które z wielkim trzepotem brały porannąkąpiel w kaskadach wody.Przez ich krucze pióranie było widać ani jednego rzezbionego piórzyskana paskudnym metalowym posągu.Po drugiejstronie placu wznosił się gmach z zakratowanymioknami.Wejście do gmachu otaczała półkolemzwarta grupa obywateli z pochodniami.Gapieciągnęli na plac ze wszystkich stron, a w zgromadzonym już tłumie Baudelaire'owie dostrzeglikilkoro członków Rady Starszych w kruczych kapeluszach, którzy stali wianuszkiem i słuchali, codo nich peroruje pani Jutrzejsza.- Zdaje się, że przyszliśmy w samą porę -stwierdziła Wioletka.- Teraz rozproszmy sięw tłumie.Ty, Słoneczko, idz w lewy koniec placu, a ja pójdę w prawy.- Tajes! - odmeldowało się Słoneczko i ruszyło na czworakach w tłum po lewej stronie.- Ja chyba zostanę tutaj - bąknął cicho Hektor, który znów patrzył w ziemię.Baudelaire'owie nie mieli czasu się z nimspierać.Klaus bez słowa ruszył przed siebie.- Chwileczkę! - wołał, przeciskając się przezzwarty tłum.- Prawo numer 2493 stanowi, żeosoba skazana na stos ma prawo do publicznejwypowiedzi tuż przed podpaleniem stosu!- Tak jest! - krzyczała Wioletka z prawej strony placu.- Pozwólmy Jacques'owi mówić!Nagle tuż przed Wioletka wyrosła jak spodziemi Oficer Lucjana - Wioletka omal nie zderzyła się czołowo z jej błyszczącym hełmem policyjnym.Spod osłony wyzierał malowany,wściekle czerwony, bardzo krzywy uśmieszek.- Za pózno na te krzyki - oświadczyła OficerLucjana, a kilkoro stojących najbliżej obywatelipomrukami przyznało jej rację.Z dzwięcznym tupnięciem podkutego buta Oficer Lucjana odstąpiła na bok, odsłaniając przedWioletką scenę zdarzeń.Słoneczko dobrnęłowłaśnie do Wioletki z lewej strony, gramoląc siępo butach stojących pod więzieniem obywateli,a unieruchomiony w tłumie Klaus, wspiąwszy sięna palce, spoglądał ponad ramieniem pana Leskona to, na co gapili się w tej chwili wszyscy zebrani.Jacąues leżał na ziemi, oczy miał zamknięte,a dwoje członków Rady Starszych naciągało naniego białą płachtę, jakby go otulali kołderką nadobranoc.Bardzo bym chciał powiedzieć wam,że Jacąues po prostu zasnął, łecz niestety, nie jestto prawda.Baudelaire'owie istotnie dotarli pod więzienie,zanim obywatele WZS spalili Jacques'a na stosie,ale i tak nie dotarli tam w porę.R O Z D Z I A ADziewiątyN iewiele osób na świecielubi komunikować innymzłe wiadomości, ale stwierdzam z przykrością, że do tychnielicznych należała pani Jutrzejsza.Gdy tylko zoczyła sieroty Baudelaire w pobliżu Ja-cques'a, przepchnęła się przezcały plac, aby zrelacjonowaćim wszystko ze szczegółami.- Poczekajcie, aż to siędostanie do DziennikaPunctilio"! - ostrzegałaz entuzjazmem, wskazującna Jacques'a powłóczystym mankietem swojegoróżowego szlafroka.- Zanim zdążył spłonąć nastosie, Hrabia Omar padł ofiarą tajemniczegomorderstwa w więziennej celi.- Hrabia Olaf! - poprawiła ją odruchowoWioletka.- A więc nareszcie przyznaliście się, że goznacie! - krzyknęła triumfalnie pani Jutrzejsza.- Nie znamy go w ogóle! - zaprotestowałKlaus, biorąc na ręce siostrzyczkę, która zaczynała cichutko popłakiwać.- Wiemy o nim tylkotyle, że to niewinny człowiek!Ale Oficer Lucjana już maszerowała dzwięcznie przed tłum, który rozstępował się na boki,otwierając jej drogę do sierot Baudelaire.- To nie są sprawy dla dzieci! - stwierdziłakategorycznie, unosząc rękę w białej rękawiczce, aby ściągnąć na siebie uwagę tłumu.- Obywatele WZS! - zaapelowała.- Ubiegłej nocyzamknęłam Hrabiego Olafa w więziennej celi.Gdy przyszłam tam dziś rano, więzień leżał zamordowany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]