[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oboje byli w średnim wieku, sprawiali miłe wra\enie i chyba przez całe \yciecię\ko pracowali.- Po\egnam teraz państwa - rzekł Conroy.- Muszę wracać do miasta po pana Hazena, zabrać go z kancelarii i przywiezćtutaj.- Zamierza pan raz jeszcze odbyć tę podró\?- spytała Leslie.- To nic takiego - zapewnił ją Conroy.- Powinniśmy tu być koło jedenastej.- Gdybyśmy wiedzieli, bylibyśmy poczekali, a\ pan Hazen będzie mógł wyjechać -sumitowała się Leslie.- Wygląda na to, \e nadu\yliśmy jego uprzejmości.- Pan Hazen nie chciałby nawet o tym słyszeć - oznajmił Conroy.- Kazał mi powiedzieć, \eby się państwo rozgościli, i proszę dać znać Ketleyom,jeśli czegoś będą sobie państwo \yczyć.Kolacja dla państwa została zadysponowana.Wsiadł do auta - wierny sługa, odprowadzacz roweru, anonimowy, zawsze do usług,posłaniec w neutralnej liberii, człowiek o wielu po\ytecznych drobnychumiejętnościach.Zapalił silnik, auto zakręciło na dziedzińcu i tylne światła mercedesa zniknęływ alei wśród drzew.- Tędy proszę - rzekł pan Ketley prowadząc rodzinę Strandów ku frontowymdrzwiom domu.Dwie wielkie latarnie od powozu umieszczone po obu ich stronach zabłysły, gdyweszli na kamienne płyty przed wejściem.Kiedy znalezli się we frontowym hallu, skąd na piętro wiodły szerokie schody zmahoniową poręczą, pan Ketley spytał, czy \yczą sobie zostać zaprowadzeni doswoich pokojów, czy te\ wolą najpierw wypić drinka dla odświe\enia się popodró\y.Strand oznajmił, \e zostanie przez chwilę na dole, ale podziękował za trunek iudał się do saloniku, podczas gdy Ketley zaprowadził resztę towarzystwa na górę.Salonik był du\y, ściany miał wyło\one boazerią z ciemnego drewna, na niejwisiały obrazy Pissaro, Vlamincka, Chagalla i Dufyego, a tak\e jakieśabstrakcyjne olejne malowidła nie znanych mu twórców.W jednym kącie stał zamknięty fortepian koncertowy, wszędzie zaś kwiaty wdu\ych wazonach i du\o niskich, wygodnych sof i foteli w nieokreślonym,bezpretensjonalnym stylu kontrastujących z drewnianymi krzesłami, stołami ibiurkiem, które wyglądały na autentyczne wczesno-amerykańskie meble.Był tam potę\nych rozmiarów kominek i polana na nim, przygotowane, ale niepłonące.Okna i drzwi z jednej strony saloniku wychodziły na ocean.Hazen mógł narzekać, \e ma zbyt du\o wolnych sypialni, by być w dobrej kondycjipsychicznej, za to o jego wygody \yciowe dbano z całą pewnością nale\ycie.Ten dom jednak\e, a przynajmniej salon niewiele mówiły o właścicielu.I nic prócz fortepianu i obrazów nie wskazywało na szczególne zainteresowaniajego mieszkańców.Przez na pół otwarte drzwi ujrzał małą bibliotekę.Przejrzy sobie księgozbiór kiedy indziej.Nie chciał, \eby pan czy pani Ketley przyłapali go na wścibstwie.Dom zbudowano najwyrazniej na przełomie stulecia, a jego wyposa\enie i meblewyglądały tak, jakby dostarczano je na zamówienie kilku pokoleń o ró\norakichgustach.Otworzył drzwi na taras i szum morza wdarł się do pokoju.Wyszedł na taras i popatrzył w dal na ciemny o zmierzchu bezmiar Atlantyku.Ocean sam był spokojny, ale długie fale sunęły z daleka i rozbijały się napla\y.Tu\ poni\ej tarasu z powierzchni basenu unosiła się delikatna mgiełkaodbijająca światła domu.Oddychał głęboko, rozkoszując się wzmacniającym słonym powietrzem.Strona 47Shaw Irvin Chleb na wody płynąceW oddali wzdłu\ diun błyskały światełka domów z widokiem równie\ na ocean, alew bezpośredniej bliskości nie było sąsiadów.Jeśli dziadek Hazena pragnął spokoju, wybrał sobie na siedzibę dobre miejsce.Niewiele więcej ni\ sto mil od Nowego Jorku, a miało się poczucienieograniczonej przestrzeni, dobroczynnego klimatu, ciszy przerywanej tylkoszumem morza i krzykiem mew.Stojąc tu, pomyślał, mo\na zapomnieć, \e twoi współobywatele z trudem oddychająw mieście, stłoczeni nieludzko w cuchnących wagonach metra, atakowani przezzgiełk uliczny, zmuszeni trwonić swoje dni na bezsensowne zajęcia.Przynajmniej przez ten jeden wieczór nad brzegiem oceanu, w powietrzu pachnącymsolą i przesyconym wonią trawy i kwiatów, mo\na zapomnieć o wojnach toczącychsię w tej chwili na całej kuli ziemskiej; przez ten jeden wieczór mo\nazapomnieć o padających ludziach, płonących miastach, krwawych walkach ras,plemion, ambicji.Tak, pomyślał Strand wchodząc z powrotem do domu, uciszając szum oceanuzamknięciem drzwi, Leslie miała rację, trochę morskiego powietrza mi niezaszkodzi.Kiedy zeszli na kolację, w kominku palił się ogień, a na stole świece.Eleonora wło\yła jasnoniebieskie spodnie i kaszmirowy sweter, a Jimmy zdjąłkrawat, dzięki czemu, jak przypuszczał Strand, uwa\ał się za odpowiednioubranego podczas weekendu na wsi.Leslie, która rzadko nosiła spodnie, wło\yła, choć miała zgrabne nogi, długą,bawełnianą, drukowaną spódnicę i bluzkę bez rękawów.Karolina wypucowała twarz pod prysznicem i wyglądała, zauwa\ył w duchu Strand,dziecinnie, jak dopiero co narodzona.W oczach Stranda siedzącego u szczytu stołu rodzina przedstawiała się okazale,zdrowo i urodziwie, Leslie w świetle świec i ognia na kominku sprawiała wra\eniepięknej, nieco tylko starszej siostry dwóch dziewcząt siedzących po obu jegostronach.- Wierz lub nie - szepnęła mu, kiedy zeszła na kolację - w naszym pokoju jestszkic Renoira.Akt.Wyobraz sobie.W sypialni.Kolacja była doskonała, mięczaki i znakomita ryba, tasergal, podawał do stołupan Ketley.Nalał im białego francuskiego wina i wszyscy je wypili, nawet Karolina, którapowiedziała usprawiedliwiając swoją inicjację alkoholową: - Pierwszy raz jemkolację przed kominkiem.Czy to nie seksowne?Jimmy uniósł kieliszek wznosząc toast: - Za bogactwo!Karolina zachichotała upijając wina, niegrzecznie, pomyślał Strand i zerknąłukradkiem na Ketleya, \eby sprawdzić, jak reaguje na taką daninę składaną jegopracodawcy.Pan Ketley jednak owijał serwetką drugą butelkę wina i chyba nie zwracał uwagina to, co mówiono przy stole.Na wszelki wypadek Strand podniósł kieliszek i rzekł: - Za łaskawą gościnnośćnaszego nieobecnego gospodarza!Jimmy mrugnął do niego i Strand wiedział, \e syn zrozumiał, o co mu chodziło.Będzie musiał pózniej pogadać z Jimmym i przypomnieć mu, \eby dbał o manierypodczas tego weekendu.Po kolacji pan Ketley przyniósł pudło cygar.Strand potrząsnął odmownie głową, ale po namyśle sięgnął do pudła i wziąłjedno.Kiedy u\ywał gilotynki podanej mu przez Ketleya obcinając koniuszek cygara,Leslie spojrzała na niego z powątpiewaniem.- Jesteś pewien, \e chcesz.- spytała.- Jeśli Karolina w jej wieku zdecydowała, \e jest to wieczór jej pierwszegokieliszka wina - odparł - to przypuszczam, \e jej ojciec jest na tyle dorosły,by spróbować pierwszego cygara.- Pykał gorliwie, gdy pan Ketley podsunął zapalniczkę.Smak cygara okazał się zaskakująco dobry.- Panie Ketley - odezwał się Jimmy.- Myślę, \e i ja bym zapalił.- Jimmy - przywołała go do porządku matka.- Podoba mi się papcio z cygarem - oponował Jimmy.- Mo\e cygaro poprawi i mój wygląd.Strona 48Shaw Irvin Chleb na wody płynące- Wziął cygaro z pudła, obejrzał je z uznaniem.- Hawana.Wkradło się do tego kraju pod grozbą armat imperialistów amerykańskich.To mój udział w rewolucji światowej.Zdecydowanie, pomyślał Strand, kiedy syn zapalił cygaro i wetknął je w sposóbzawadiacki między zęby, zdecydowanie muszę z nim pogadać o tym, co wolno, aczego nie wolno mówić w tym domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]