[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I nie puszczaj. To rzeczywiście dziwne powiedział Russell. Powie mi pan, co się tu dzieje, czynie? Sam nie bardzo wiem odparł Jim. Ale obawiam się, że to coś naprawdęniedobrego. Chyba nie coś w stylu tej afery z voodoo, co? To mnie naprawdę przeraziło.Potemtygodniami śniły mi się koszmary. Nie wiem.Ale jeżeli będę mógł liczyć na to, że złapiesz Catherine, skoro ją tylkozobaczysz, i że zawiadomisz mnie, jeżeli wydarzy się coś naprawdę dziwacznego& Nie ma sprawy, panie Rook.Zrobię to.Nagle Jim dostrzegł cień kobiecej sylwetki wśród drzew.Ale powietrze było mglisteod dymu z barbecue, po terenie krążyli uczniowie i ich rodzice, zasłaniając mu widok.Spojrzał ponownie w tamtą stronę.Kobieca sylwetka zniknęła, lecz mimo to przeprosiłRussella i ruszył ku drzewom.Zatrzymał się i rozejrzał naokoło.Wiatr przyniósł muzapach piżma, wraz z delikatnym iskrzeniem energii psychicznej.Wydawało mu się też,że słyszy rytm wybijany na bębnie: uderzenie, przerwa, uderzenie.Wrócił do stołu.Russell zjadł już swojego hamburgera i zapisywał terazw dietetycznej tabeli ilość skonsumowanych kalorii. Każą nam być całkowicie uczciwymi& jakby to była spowiedz czy co oświadczył z urazą. A co się dzieje, jeśli w tajemnicy zjesz całą paczkę herbatników? Co wtedy?Russell zaczerwienił się i wymamrotał: Robi się pięć rund wokół boiska w nadziei, że wszystko się spali, i tyle.Autorzywspółczesnych diet są bardzo wyrozumiali. W porządku& ale pamiętaj o jednym.Dziś po południu nie chcę widzieć u ciebieani śladu wyrozumiałości.Masz wyjść na boisko i załatwić tych gości.Jesteś taranem,Russell.Chcę, żebyś taranował.Chcę, żeby za dwadzieścia lat ludzie mówili: Pamiętasztamtą sobotę? Tamtej soboty Russell Gloach w pojedynkę zrównał z murawą całądrużynę Asuzy.Był wspaniały.Był jak jednoosobowe stado słoni. Zrobię to uśmiechnął się Russell.Ale Jim jeszcze nie skończył. Może też zdarzyć się coś innego& Coś absolutnie nieoczekiwanego.I jeżeli takbędzie, chciałbym, żebyś był na to przygotowany. Pan to mówi serio, panie Rook? Russell spoważniał nagle. Tak, Russell.Dzisiejszy dzień nie będzie zwyczajnym dniem, gwarantuję ci to.Popatrz na te chmury, nadciągające ze wschodu.Wiatr się zmienił.Cokolwiek wydarzysię dziś po południu, pamiętaj o swojej klasie, o swoich przyjaciołach, i rób to, couważasz za właściwe. Nie jestem pewien, czy rozumiem, panie Rook. Kiedy nadejdzie ta chwila, na pewno zrozumiesz. W porządku, panie Rook. Russell utkwił smutne spojrzenie w pustym talerzu.Czy pan wie, co jadałem na śniadanie jeszcze sześć tygodni temu? Dwie kanapkiz masłem orzechowym i marmoladą, a do tego usmażone na krucho plastry boczkui frytki. To właśnie zabiło Elvisa zauważył Jim. Pewnie, wiem o tym.Tak daleko bym się nie posunął.Zawsze przegryzałem topomidorem i listkiem sałaty.Przed trzecią, kiedy miał zacząć się mecz, niebo było już zupełnie zaciągniętechmurami.W oddali, nad górami Santa Monica, za chmurami zapalały się błyskawice,niczym flesz w ukrytej za zasłonami kabinie fotograficznej.Orkiestra West Grove grała Pasadenę tak, jakby zależało jej na jak najszybszym zakończeniu występu.Dopingujące zespół dziewczyny podskakiwały i maszerowały w rytm muzyki.Powietrzenaładowane było elektrycznością.Jim usiadł na trybunie po południowej stronie boiska, co chwila zerkając na zegarek.Henry Czarny Orzeł wciąż się nie zjawiał, lecz Jimowi jakoś udawało się przekonaćsamego siebie, że nie ma jeszcze powodów do niepokoju.Nigdzie nie dostrzegł Coyoteani Catherine i wyglądało na to, że być może uznali zdemolowanie klasy Jima zawystarczające ostrzeżenie i nie zamierzali dokonywać dalszych zniszczeń, ale nie byłtego pewien.Dokładnie w chwili, gdy drużyna West Grove rozpoczęła mecz, zjawił się GeorgeBabouris z Valerie Neagle u boku.George miał na sobie szkarłatną wiatrówkę o dwanumery za małą, a Valerie Neagle włożyła suknię z imitacji lamparciej skóry o dekolcieo dwa cale za dużym jak na jej wiek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]