[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.jak im tam.lat.A raczej siedem, choć tutaj trudno było mieć pew-ność, jako że nikt nie wywieszał znaków, co się dzieje i jaka dokładnie jest poraroku, a ogrzewanie w dodatku zwariowało.No, w każdym razie miał koło sied-miu lat, czyli powinien zacząć prowadzić spokojne życie, a tymczasem znajdowałsię w miejscu bez ścian, z wodą, która ostatnio stała się zimna, a rano zamieniała29się w szkło, i całkowicie rozregulowaną klimatyzacją.Naturalnie, jako naukowieci wynalazca uważał te fenomeny za nadzwyczaj ciekawe, ale byłyby znacznie bar-dziej interesujące, gdyby obserwować je z jakiegoś normalnego, miłego wnętrza.Wewnątrz miło byłoby się tam znalezć, choć w przeciwieństwie do więk-szości starych nomów nie bał się Zewnątrz.Ten temat zresztą był rzadko porusza-ny.W kamieniołomie nie było jeszcze tak zle z trzech stron miało się solidneskalne ściany, tylko należało pamiętać, żeby nie spoglądać w górę i w czwartąstronę: tam rozciągał się okropny, pusty krajobraz.Mimo to większość starychnomów wolała pozostawać w szopach lub innych zamkniętych przestrzeniach.W ten sposób nie czuli się wystawieni i nie mieli nieodpartego wrażenia, że nieboich obserwuje.Za to dzieciaki lubiły Zewnątrz, czemu trudno się dziwić, bo Sklep ledwo copamiętały, i to nie wszystkie.Dla nich tu było normalnie.Młodzi też się szyb-ko przyzwyczaili, zwłaszcza myśliwi i zbieracze.zresztą młodzi zawsze lubiliudowadniać, jacy to są odważni, zwłaszcza innym młodym.A szczególnie dziew-czynom.Jako rozsądnie myślący nom o naukowym zacięciu, Dorcas doskonale wie-dział, że mieszkanie pod podłogą nie jest naturalnym miejscem dla nomów, alemając prawie siedem lat, przyznawał, że było tam znacznie wygodniej, a pozatym znajome znaki w stylu: Zadziwiająca Obniżka albo Mamucia PrzecenaZaczyna się Jutro wyglądałyby znacznie sympatyczniej.Z racjonalnego punktuwidzenia było to, ma się rozumieć, całkowicie nonsensowne.Podobnie zresztą rzecz się miała z Arnoldem Brosem (zał.1905) Dorcasbył pewien, że nie istnieje on w takim sensie, jak go uczono, gdy był młody, alegdy się widzi napisy w rodzaju: Jeśli nie widzicie tego, czego potrzebujecie,pytajcie proszę , to wszystko jakoś wydaje się w porządku.A to były nie całkiemwłaściwe myśli dla racjonalnie myślącego noma.Przepchnął się przez szczelinę koło drzwi pokoju dyrektora i znalazł się w zna-jomym półmroku, panującym pod podłogą.Trasę znał na pamięć, więc nie tracącczasu, pomaszerował do przełącznika, z którego był bardzo dumny.Na zewnętrz-nej ścianie baraku wisiał duży, niegdyś czerwony dzwonek elektryczny, praw-dopodobnie zamontowany tam, by ludzie mogli słyszeć, że ktoś telefonuje, boprzecież w kamieniołomie było z zasady głośno.Dorcas tak zmienił połączenieprzewodów, że dzwonek dzwonił wtedy, kiedy on chciał.A teraz właśnie chciał.Zanim się wszyscy zbiegli, zaalarmowani dzwiękiem dzwonka, Dorcas przy-ciągnął z kąta puste pudełko od zapałek, wszedł na nie i poczekał, aż przestrzeńpodpodłogowa się zapełni. Człowiek wrócił ogłosił w niezwykłej ciszy. Nie dostał się do kamie-niołomu, ale będzie próbował. A.a drut? spytał jakiś głos.30 Obawiam się, że nie tylko my wiemy o istnieniu obcęgów odparł Dorcaspoważnie. To by było na tyle, jeśli chodzi o teorię, że ludzie są, no, inteligentni.Ktośinteligentny wiedziałby, gdzie nie wchodzić i, no, gdzie go nie chcą oświadczyłnagle Nisodemus.Dorcas spojrzał na niego ostro, ale na młodzieńcu nie zrobiło to żadnego wra-żenia. Ludzie tutaj mogą być inni niż ci w Sklepie warknął. Poza tym. Dyrektyw, no, jest naszym sądem ostatecznym. Jakim sądem?! To zwykły człowiek. Tym razem Dorcas zignorowałwzrok Nisodemusa. Teraz powinniśmy faktycznie wysłać kobiety i dziecido.Przerwał mu gwałtowny tupot, wyraznie słyszalny w ciszy, i para wartowni-ków wpadła przez szczelinę. Wrócił! wysapał Sacco. Człowiek wrócił! Dobrze, spokojnie odezwał się Dorcas. Nie ma co się tym aż takprzej. Nie! wrzasnął Sacco, podskakując nerwowo. Ma obcęgi! Jakieś dziw-ne: przeciął drut i łańcuch, którym zamknięta była brama, i.Ciągu dalszego nie usłyszeli.I nie musieli.Warkot zbliżającego się silnika samochodowego był wystarczająco wymowny.Warkot błyskawicznie zmienił się w ryk, od którego zadrżał barak, po czymnagle umilkł, pozostawiając ten rodzaj paskudnej ciszy, która jest gorsza od hała-su.Coś metalicznie jęknęło, łomotnęło niczym metalowe drzwi i.znowu cisza.A potem dał się słyszeć rozpaczliwy pisk drzwi baraku i kroki, od którychdeski się ugięły.Każdemu powolnemu tąpnięciu towarzyszyła chmura kurzu osy-pującego się spomiędzy desek.Zebrani stali w absolutnej ciszy i bezruchu.Tylko ich oczy poruszały się w ryt-mie idealnie zgodnym z krokami przemierzającymi pomieszczenie nad nimi.Coś kliknęło i rozległ się stłumiony, ale jak zwykle niezrozumiały ludzki głos,powoli i basowo hałasujący przez dłuższy czas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]