[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie z kłód, oczywiście, lecz z cieniutkich gałązekdębowych.Jestem prawdopodobnie jedyną osobą na świecie, która wie, jak sprawić, aby gałązkidębu nabrały takiej miękkości jak paseczki skórki pomarańczowej w marmoladzie z gorzkichpomarańczy.Mają przepysznie aromatyczny smak, lekko żywiczny, coś jak zapach, który uderzacię w nozdrza w chwili, gdy zamykasz pudełko na cygara.Sekret który prawdopodobniezaginął od czasów epoki póznego brązu tkwi nie tyle w gotowaniu, ile w namaczaniu, którepozwala rozbić włókna tkanki drzewnej.Ta część przepisu ma posmak tajemnicy zawodoweji chyba nigdy nie przekażę jej potomności.Odkrycie, w jaki sposób nadać przetworowi aromatświeżo przepiłowanego drewna, to jeśli wolno mi tak powiedzieć wyczyn nie lada.Umiejętność nadania kawałkowi dębu konsystencji kandyzowanego imbiru to znak gen& (tutajjednak telefon przerywa mi coś, co zapowiada się na niesłychanie trafną prognozę opiniipotomnych). Gerry? Tu Nanty.Dzwoniłeś do mnie. Wczesna pora jak na ciebie, co? Nie no, jest tuż po północy.Jestem w Stanach, prawda? Muzyka w tle, głosy, śmiech. Mick mówi, żebyś tu wpadł. Gdzie dokładnie? pytam z sarkazmem, który tonie i ginie w mrokach nocy ścielącejsię między nami. Do tego lokalu w& eee& na linii słychać stłumione szumy i trzaski. Denver, chyba.Ale łatwo tu trafić.Poproś taksówkarza, żeby zawiózł cię na osiedle Olimpijskie.Jesteśmy tu,gdzie przechodzi w Wioskę Terapeutów, na samym rogu Wsadu i Edypa.Nie możesz niezauważyć. A, ten dom.Zabawne, zawsze myślałem, że on jest na rogu Home Run i Zazdrościo Penisa.Z Nantym będzie się jednak dobrze pracowało.Naprawdę tylko sondujemy się nawzajem,jak potencjalni kochankowie.Zaczynam nawet podejrzewać, że Nanty nie wierzy w agonięziemniaków bardziej niż ja.A UFO? Słuchaj, znasz Piera Paciniego? pytam. Pamiętam, jak podziwiałeś UrodzinyNerona.Słuchaj, Piero chce, żebyś z chłopakami dał króciutki występ do jednej ze scen w jegonowym filmie.Wiem, że jesteście obłożeni na dwadzieścia osiem lat do przodu, ale możedalibyście radę wygospodarować trochę czasu.To jest szansa, Nanty.Szansa na przydanie cipowagi. Jesteśmy zajęci, Gerry, ale nie aż tak.Wow, Pacini.Powiedz mu, że w to wchodzę.Znajdziemy czas, spoko. Muszę to sprawdzić, ale prawdopodobnie rozmawiamy tu o najbliższych tygodniach. Damy radę.Kurna chata, zagramy w filmie Paciniego.Czy to będzie coś podobnego doUrodzin Nerona? Nie wiem dokładnie, ale na pewno jest tam scena orgii na plaży. Brałem w kilku udział, ale piszę się na więcej.Chryste, Gerry, jak tak dalej pójdzie,będziesz musiał zostać moim menadżerem.P a c i n i.Jak to zrobiłeś? Następuje krótka pauza,a po niej: Gerry? Czyżbym słyszał helikopter? Nie do wiary, ale owszem, to helikopter.Znajomy dzwięk narastał przez ostatnichdwadzieścia sekund.Teraz maszyna przelatuje wprost nad moim dachem i widzę, jak na tarasspada deszcz żółciejących liści winorośli.Biorąc pod uwagę porę roku, to już pewnie nie maznaczenia, ale rozmawiamy tutaj o zasadach.Gdy mogę znowu usłyszeć sam siebie,odpowiadam: Właśnie wylądował.Nanty? Jak sądzisz, co oznacza silny zapach ozonu? O z o n u? Robisz sobie jaja, chłopie? Słuchaj, Gerry, spieprzaj stamtąd, i to raz-dwa! Ja& Nanty, chyba już za pózno.Widzę ogromny cień na drzwiach kuchennych i&O-mój-Boże-to& to jest w i e l k i e i niewiarygodnie s t a r e! Nieee! Pomocy! To kosmitapedofil! Panie, ja jestem nieletni! Nie mam nawet czterdziestki! aaaaaa&.!Urywam i stukam trochę słuchawką przed jej odłożeniem.Znajdziemy wspólny język.Ale ten helikopter doprowadził mnie do ostateczności.Le Roccie zmienia się powoli w platformęwiertniczą.Byłem stanowczo zbyt wielkoduszny dla Marty, a także zdecydowanie zbyt uprzejmydla Benedettiego.Miarka Sampera się przebrała.Trzeba położyć temu kres.Otwieram tylnedrzwi zdecydowanym ruchem i wyruszam z determinacją przez zagajnik do domu Marty.Zkuchni dobiegają podniesione głosy.Moje oko wyłapuje migoczące odblaski słońca na metalui pleksiglasie maszyny stojącej na padoku.Raptem przestaje mi zależeć, że w czymś imprzeszkodzę.Walę pięścią w drzwi i otwieram je z rozmachem, w ostatniej chwili zauważajączaparkowany z boku samochód patrolowy karabinierów.Za pózno.Już wszedłem.Najpierw zauważam boskiego Filippa, który stoi przy tylnych drzwiach z miną pełnąniedowierzania.Marta siedzi rozparta na sofie z miną kogoś, komu wyrządzono krzywdę.Obokniej siedzi jeszcze jeden przystojny młody mężczyzna, z miną mordercy in spe.Jakbym go jużkiedyś widział.Wtem jednak moją uwagę odwraca dwóch karabinierów w pełnym rynsztunku.Co za obrazek. Cześć, Gerry mówi Marta bezbarwnym głosem. Cześć Gerry powtarza jak echo Filippo, po czym, widocznie podejmując przerwanąprzez moje wejście wypowiedz, oznajmia: To kompletnie absurdalne.Niedorzeczne. Kierujete słowa do wyższego rangą oficera, który sądząc po mundurze, musi być co najmniejfeldmarszałkiem. Przepraszam, że przeszkadzam oznajmiam. Przyszedłem tylko, żeby, no bo& bousłyszałem helikopter i wiecie, przeleciał mi nad samym domem. Ten pan to mój sąsiad wyjaśnia Marta policjantowi. Piacere wymieniamy skinienia.Oficer zasępia się na chwilę i pyta: Pan Samper, zgadza się? Tak.Tak, to ja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]