[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ocalał tylko, zdaje siędzięki protestom miłośników pamiątek historycznych, Barbakan i kawałekmurów z Bramą Floriańską.- Owszem - skinął głową mój zwierzchnik.- Ale rozbiórkę murów wymyśliłwłaśnie człowiek, którego nazwisko dostała ta ulica.Uhonorowali największegoniszczyciela zabytków w dziejach miasta.- Faktycznie idiotyzm - mruknąłem.- A dlaczego tak się upierał przy tejrozbiórce?- Nie wiem.Jego decyzja została opatrzona komentarzem, że staromiejskieumocnienia hamują rozwój miasta, ale gdyby to była prawda, można byłoprzecież wykuć więcej bram.Może państwa zaborcze obawiały się buntu wKrakowie i wykorzystania umocnień zgodnie z przeznaczeniem?- A może była to jeszcze epoka, kiedy stare rudery po prostu burzono, niezastanawiając się nad ich wartością historyczną i oszczędzając na kosztownychzabiegach restauratorskich? - rozważałem.Zatrzymaliśmy się przed kamienicą.- To tutaj.- Więc wejdzmy.Ciemna sień, podwórko studnia, otoczone ceglanymi murami.Jeden był ślepy,stanowił plecy sąsiedniego budynku.Placyk pokrywało cuchnące, nieco szarebłoto.Na sznurku rozciągniętym między oknami suszyło się pranie.Przypomniałem sobie podobne podwórze we Lwowie.- Coś jest nie tak - powiedziałem w zadumie.- Co takiego?- Jakoś tu pusto i cicho.Martwo.Mam złe przeczucia.- Jesteś, Pawle, przewrażliwiony - uspokoił mnie szef, ale z jego minywywnioskowałem, że także się zaniepokoił.Dwie klatki, ciemne, brudne, cuchnące stęchlizną.97- Ciekawe, czy gdzieś tu mieszkał inżynier Rychnowski? - mruknąłem, gdywspinaliśmy się po drewnianych schodach.W oknach nie było szyb, niektórezasłaniała folia, inne zabito dyktą.- Pomyśleć tylko.- westchnął szef.- Zrobić generalny remont, wysiedlić tych,którzy sikają na schodach, odnowić i wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej.Popatrz tylko na te drzwi.Faktycznie były ładne, rzezbione, pochodziły chyba z początków XX wieku.Lite drewno, ślady dawnej świetności.- Brak ręki właściciela - oceniłem.- Idę o zakład, że administracja nie ściąganawet połowy czynszu.Na półpiętrze walały się jakieś śmieci.Wreszcie drzwi oznaczone numeremdwadzieścia trzy.Nacisnąłem guzik dzwonka, a po chwili, stwierdziwszy, że niedziała, zastukałem.Otworzyła mi brzydka dziewczyna.Spojrzałem na nią zaskoczony.Nienagannieskrojona garsonka, eleganckie buty, starannie ułożona fryzura.Kompletnie niepasowała do tej kamienicy, do tego mieszkania.Cofnęła się do tyłu robiącprzejście.Weszliśmy.Zapach gotowanej kapusty, stęchlizny, gnijącego od spoduparkietu.Zciany nieodnawiane od dwudziestu lat.- To pułapka! - wrzasnąłem do szefa.Uderzenie prądu w kark.Ciemność.***Doszedłem powoli do siebie.Leżałem na czymś twardym.Skuli mnie w małpę:kostki nóg przypięli do przegubów rąk.Otworzyłem oczy.Pokój był jasnooświetlony.Dziewczyna siedziała na zniszczonym biurku z laminowanej płyty.Obok niej stał kafarowaty typek w garniturze.Poznałem fałszywegoGryniewskiego, ale nie miał na sobie dresiku, tylko garnitur.Do drewnianegofotela przykuto jakiegoś niechlujnie wyglądającego faceta.- Kurde, ile razu mam powtarzać? - mówił przykuty.- Nie wiem, kto tumieszkał wcześniej.Nie wiem gdzie ich, szukać! Dostałem mieszkanie zkwaterunku! Dziesięć lat się spózniliście.Typek przeładował pistolet.Powiedział coś po francusku, czego niezrozumiałem.- Wytęż trochę pamięć - warknęła dziewczyna.- Musiałeś coś słyszeć, jak się tusprowadziłeś.Sąsiedzi musieli coś wiedzieć.- Może i wiedzieli, ale nic nie mówili o tamtych!- Może faktycznie nie wie - zasugerowałem.Typ odwrócił się i wycelował we mnie swoją armatę.- O, pan detektyw doszedł do siebie - wycedził.- Jak tu trafiliście?!- O to samo mogę zapytać was - odszczeknąłem.- Sądzicie, że notes może byćw tym chlewie?- Nie obrażaj mojego mieszkania! - siedzący na fotelu zdobył się na niecogodności.- Może nie sprzątam tu za często, ale to jeszcze nie chlew.Zresztą tomoje mieszkanie i mam prawo.98- Zamknij się! - huknęła na niego kobieta.- Gada i gada kretyn, ale jak maodpowiadać na pytania, to milczy jak zaklęty.- Wasze pytania są debilne - oświadczył i zaraz jęknął z bólu, bo kopnęła go zrozmachem w goleń.Zacząłem się niepokoić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]