[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chcesz rozpalać grilla? W listopadzie?- My, Vane'owie, grillujemy przez cały rok, nawet gdy musimy przerąbywać się przezlód, stawiać czoło śnieżycy, ryzykować odmrożenia.Tak się jednak składa, że dysponuję tymoto poręcznym urządzeniem.- Widziałam coś takiego w czasopismach.- Obserwowała Brada rozpalającego podrusztem zamontowanym na kuchennej płycie.w telewizji, w programie kulinarnym.Ułożył wokół płomienia ziemniaki owinięte w folię.- Tylko nie mów mojemu ojcu, że z tego skorzystałem zamiast wyjść na zewnątrz, jakprzystało mężczyznie.- Nie pisnę słowa.- Upiła łyk szampana, podczas gdy Brad podszedł do lodówki iwyjął tacę z przekąskami.- Sam robiłeś?Z namysłem postawił tacę na blacie przed Zoe.- Mógłbym skłamać i naprawdę ci zaimponować, ale zamiast tego olśnię cięszczerością.Są od Luciana, podobnie jak bomba czekoladowa na deser i ogony homarów.- Od Luciana? - Wybrała tartinkę, wsunęła do ust i aż jęknęła, czując jej smak najęzyku.- Dobre?- Ja chyba śnię.Usiłuję zrozumieć, jak to możliwe, że Zoe McCourt siedzi tutaj, pijeszampana i zajada tartinki od Luciana.Wszystko wydaje mi się nierzeczywiste.Ty istotniepróbujesz mnie olśnić.I działasz skutecznie.- Lubię, gdy się uśmiechasz.Wiesz, kiedy po raz pierwszy naprawdę się do mnieuśmiechnęłaś? Wtedy, kiedy przyniosłem ci drabinę.- Wcześniej też się do ciebie uśmiechałam.- Nie.Nie naprawdę.Bardzo tego pragnąłem, Bóg mi świadkiem, ale z uporemprzypisywałaś mylne znaczenie połowie moich słów albo traktowałaś je jak obelgę.- To.- urwała, a potem parsknęła śmiechem - nader prawdopodobne.- Ja jednak chytrze cię zjednałem, a raczej zacząłem zjednywać, za pomocą drabiny zwłókna szklanego.- Nie wiedziałam, że użyłeś podstępu.Myślałam, że to przejaw troski.- Jedno i drugie.Doleję ci szampana.Stoczyła wewnętrzną walkę, gdy poszedł po butelkę.- Onieśmielałeś mnie.- Słucham?- Onieśmielałeś mnie.Wciąż trochę mnie onieśmielasz.Dom również.Zwłaszcza zapierwszym razem, kiedy przyjechałam na spotkanie z Malory i poznałam ciebie.Weszłam dowielkiego pięknego domu i zobaczyłam obraz, który kupiłeś.- Zaklęcie.- Tak.To był dla mnie wstrząs.Zakręciło mi się w głowie.Powiedziałam coś oSimonie, że muszę wracać, bo syn czeka, a ty od razu spojrzałeś na moją rękę i zauważyłeś,że nie noszę obrączki.- Zoe.Potrząsnęła głową.- Pamiętam wyraz twojej twarzy.Byłam wściekła.- Najwyrazniej od samego początku zle mnie rozumiałaś.- Po namyśle napełnił takżewłasny kieliszek.- Opowiem ci o obrazie, dzięki czemu zyskasz znaczną przewagę w tymzwiązku, który zaczyna się tworzyć między nami.Randka.Związek.Poczuła, że zaraz znowu zakręci jej się w głowie.- Nie wiem, co masz na myśli.- Za chwilę się dowiesz.Gdy zobaczyłem obraz po raz pierwszy, doznałem szoku.OtoDana, mała siostrzyczka mojego najlepszego przyjaciela.Osoba, która żywo mnie obchodziła.Oparł się o kontuar.W swoim czarnym swetrze wyglądał swobodnie i eleganckozarazem.Między nim a Zoe migotała świeca, którą mu podarowała.- No i Malory.Oczywiście jeszcze jej nie znałem, ale coś mnie zaintrygowało, kazałoprzyjrzeć się bliżej.- Zawiesił głos, dwoma palcami uniósł podbródek Zoe.- Wreszcie tatwarz.Niezwykła twarz.Na jej widok zaparło mi dech.Urzekła mnie.Musiałem mieć tenobraz.Zapłaciłbym za niego każdą sumę.- Jedno z ogniw łańcucha.- Poczuła suchość w gardle, lecz nie zdołała unieśćkieliszka do ust.- Obraz był twoim przeznaczeniem.- Chyba tak.Sam z czasem w to uwierzyłem.Ale chcę ci powiedzieć coś innego.Musiałem go mieć, żeby móc patrzeć na tę twarz.Twoją twarz.Poznałem każdy jej rys.Kształt oczu, ust.Wiele czasu spędziłem, wpatrując się w nią.Kiedy tamtego dnia weszłaś dopokoju, osłupiałem.Ożyła, zeszła z obrazu i oto jest.- Ale to nie mój portret.- Nie wiedziałem, co myśleć.Przez chwilę słyszałem tylko bicie własnego serca.Wszyscy zaczęli rozmawiać, podczas gdy ja usiłowałem zebrać myśli i powstrzymać się odpochwycenia cię w ramiona, po prostu żeby się upewnić, że nie znikniesz jak zjawa.Musiałem odezwać się do ciebie, udawać, że wszystko jest w normie, choć świat zawirowałmi w oczach.Nie potrafisz sobie wyobrazić, co się ze mną działo.- Nie.raczej nie - wykrztusiła.- Powiedziałaś, że musisz wracać do syna, a ja poczułem się tak, jakbyś mnie pchnęłanożem.Jak to możliwe, że związałaś się z kimś, zanim ja miałem okazję się do ciebiezbliżyć? Spojrzałem na twoją rękę, zobaczyłem, że nie nosisz obrączki, i pomyślałem: dziękiBogu, nie należy do innego.- Przecież nawet mnie nie znałeś.- Teraz cię znam.- Pochylił się i poszukał jej ust.- O rety.Zamierzasz to robić cały czas? - Simon nie krył dezaprobaty.Brad odsunął się, musnął wargami czoło Zoe i odwrócił głowę w stronę chłopca.- Tak.Ale nie chcę, żebyś się czuł pominięty, więc ciebie też pocałuję.Simon prychnął i schronił się za stołkiem matki.- Całuj ją, jeśli już musisz kogoś całować.Kiedy będziemy jedli? Umieram z głodu.- Zaraz zaczynam smażyć wielkie, grube steki.Więc jaka ma być twoja żaba?Po kolacji i rewanżowej rozgrywce w grę wideo, gdy powieki rozciągniętego napodłodze Simona opadły, Zoe pozwoliła sobie wśliznąć się w ramiona mężczyzny.Pozwoliłasobie zatonąć w pocałunku.Magia istnieje, pomyślała.Ten wieczór był dla niej magiczny.- Muszę zawiezć Simona do domu.- Zostań.- Potarł policzkiem jej policzek.- Zostańcie obydwoje.- To dla mnie poważny krok.- Oparła głowę na ramieniu Brada.Jakże łatwo byłobypo prostu zostać.I pozwolić się tak obejmować.Lecz poważne decyzje nie powinny byćłatwe.- Nie uprawiam żadnej gry, ale muszę się zastanowić, co jest najlepsze.- Dla naswszystkich, pomyślała.- Nie skrzywdzę cię.Nie skrzywdzę nikogo z nas.- Ja się nie boję.Nie, nieprawda, boję się.Ale raczej tego, że mogłabym skrzywdzićciebie.Nie wiesz, co się wydarzyło wczoraj wieczorem.Nie chciałam mówić przy Simonie.- O czym?- Możemy przejść do drugiego pokoju? Na wypadek, gdyby się obudził.- Kane dał o sobie znać, tak? - upewnił się Brad, wprowadzając Zoe do salonu.- Tak.- I opowiedziała mu o wizji.- Czy tego właśnie pragnęłaś? Mieszkać w Nowym Jorku i wspinać się po szczeblachkariery?- Och, nie znam Nowego Jorku.To równie dobrze mogłoby być Chicago czy LosAngeles, jakiekolwiek ważne miasto.Byle nie miejsce, w którym dorastałam.- Dlatego, że czułaś się nieszczęśliwa, czy dlatego, że chciałaś czegoś dokonać?Otworzyła usta, by odpowiedzieć, lecz umilkła na chwilę.- Jedno i drugie - uświadomiła sobie.- Chyba nie myślałam o tym, że jestemnieszczęśliwa, ale przeważnie byłam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]