[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecoq wszystko przygotował już do wyjazdu.Nie miał złudzeń.Wprawdzie Karskytwierdził, że nieistotne jest dla niego, kto był dawcą mózgu, ale po przebudzeniu kochankimógł zmienić zdanie.Dlatego młody chirurg dokonał spiesznego transferu gotówki i tylkoczekał.sposobności opuszczenia pawilonu.Z pacjentką było coraz lepiej.Oczywiście powrótdo pełnej świadomości musiał trwać, ale miała dobry apetyt.Szwy goiły się.Alain ustalił sobotnie popołudnie jako termin przekazania pacjentki w ręce magnata.Sam zamierzał szybko wyjechać.Nie był potrzebny przy Dolores, zostawało jeszcze dwóchmłodych lekarzy i cztery wysoko kwalifikowane pielęgniarki.Nie przewidział, że Karsky zechce przyjąć obiekt w stanie surowym na dwa dni przedterminem.W czwartkowy wieczór na paluszkach magnat wślizną} się do pokoju Dolores.Serdelkowatymi upierścienionymi paluchami zaczął gładzić jejpoliczki i mówił czule:- Dolores.Słyszysz mnie, to ja, twój Dicky.No obudz się, maleństwo.Wiesz, kupiłem ciwillę na obrotowym cokole z widokiem raz na góry, raz na jezioro.Kosztowała majątek!Najpiękniejsze z czarnych oczu otworzyły się.Nalana i czerwona twarz Karsky'ego jeszczepokraśniała.- Budzi się moje kociątko, budzi!- Gdzie ja jestem? - rozległ się szept.- Pod opieką twojego maleńkiego Dickunia.Czarne oczy popatrzyły zupełnie przytomnie.- Kim jesteś, grubasie, i co robisz przy moim łóżku?- Nie poznajesz swojego misia? Mój ty buziaczku smagły.- Odwal się - powiedział najsłodszy alt tej części globu.Richard przełknął ślinę, ale nie tracąc rezonu ujął rękę dziewczyny.- Wiem, Dolores, że masz teraz zupełnie różny móżdżek, ale mnie to absolutnie nie szkodzi.Itak cię uwielbiam.- Won z łapami!Odepchnęła go energicznie i usiadła na łóżku.W głowie jej huczało.Cóż, po trzechtygodniach snu.- Odrażający homoseksualista - warknęła.Karsky zrobił się fioletowy, pomyślał o tychwszystkich milionach, które wyłożył na zabieg, o tysiącu inwestycji związanych z tą laleczką.- Licz się ze słowami, Dolores - powiedział.Dolores wstała z łóżka.Zakręciło się jej w głowie i byłaby upadła, gdyby nieuchwyciła się stolika.Vis-a-vis wisiało ogromne zwierciadło, tak pożyteczne przy wszelkiegorodzaju igraszkach.Stała teraz i wpatrywała się w taflę szeroko rozwartymi oczami.- Proszę mnie uszczypnąć - szepnęła do przemysłowca.Zamiast tego dał jej delikatnegoklapsa.Nie zaoponowała.- O w mordę, jestem babą.jestem babą.Ja, doktor Hans Weissenstein, naczelny chirurg.Ciężko usiadła na łóżku.Karsky chciał ją objąć, ale krzyknęła tylko.- Precz stąd! - i zemdlała.Przemysłowiec wyskoczył jak oparzony i na korytarzu dostrzegł skurczonego ze strachuAlaina.Musiał podsłuchiwać.- Zapłacisz mi jeszcze, konowale! - ryknął Richard.- Przecież sam pan chciał.- wy bąkał chirurg zasłaniając się przed ciosem.W kilka godzin potem Weissenstein znów się ocknął i jeszcze bliżej podszedł dolustra.Zciągnął nocną koszulę i cmokając przyglądał się sobie z dreszczem rosnącegopodniecenia.Potem rozgarnął włosy i obejrzał szwy.- Fachowa robota - mruknął z podziwem.Pośrodku biblioteki domowej piętrzyły się sterty ksiąg prawniczych.Leżały tamnajrozmaitsze kodeksy oraz materiały dotyczące ciekawszych precedensów sądowych.W tymprawdziwym ekstrakcie sprawiedliwości poruszały się trzy postacie: mecenas Butler, pannaMontini i łaciata świnia w okularach! Szkła zostały wypożyczone od ciotki, której stanwzroku odpowiadał mniej więcej krótkowzroczności docenta Holdinga.Thomas Butler zdecydował się na przyjęcie tej nietypowej sprawy z dwóch powodów:po pierwsze żywił nadzieję, że efektownie poprowadzona rozprawa w interesiepokrzywdzonej świnki zmieni nastawienie Anny do niego, po drugie pragnął rozgłosu, awygranie procesu bezprecedensowego w historii światowego sądownictwa dałoby muniewątpliwą popularność i kto wie, czy nie otworzyłoby bramy do wymarzonej karierypolitycznej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]