[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Później widziałeś jeszcze ustę?— Tak.— Gdzie?— Przed wieżą w Galacie, gdzie leżały jego zwłoki.— Tak więc jest prawdą to, co mówi ten tutaj człowiek?Ali Manach wskazał na człowieka trzymającego lampę.— Nie wiedziałeś, że usta nie żyje? — Teraz ja zadałempytanie.— Nie.On zniknął.Znaleziono martwego Koletisa, a obokniego zwłoki, których nikt nie rozpoznał.— To był usta!— Wyście strącili go z wieży?— Kto ci to powiedział?— Ten oto człowiek.Przybywając do Edirne, o niczym niewiedziałem.Wezwano mnie do ojca.Szukałem go u Hulama,nie mówiąc, kim jestem i dowiedziałem się, że ojciec siedzi wwięzieniu.Został uratowany bez mojego udziału.Ten otoczłowiek to jego sługa, razem mieszkali u Hulama.Owszystkim opowiedział mu twój przyjaciel i obrońca HadżiHalef Omar, stąd również ja dowiedziałem się wszystkiego.Potem szukałem mego ojca u handżiego.Już odjechał, ale wybyliście w stajni.Obserwowaliśmy was.Dowiedziałem się, żejesteś Alemanem i dlatego jeden z nas musiał na ciebiezaczekać na rogu, żeby ci powiedzieć, że jakiś Alemanzachorował.Wpadłeś w pułapkę i teraz jesteś w naszej mocy.Jak myślisz, co z tobą teraz zrobimy?To wyjaśnienie dało mi sporo materiału do przemyśleń.Nietracąc jednak na to czasu, odparłem szybko:— O moje życie się nie martwię.Wy mnie nie zabijecie.— Dlaczego nie mielibyśmy tego zrobić?— Stracilibyście wtedy okup, jaki mogę wam zapłacić.W jego oczach pojawił się błysk.Trafiłem w dziesiątkę.Kiedy dostaną pieniądze, zawsze zdążą mnie usunąć.— Ile chcesz dać? — spytał młody bandyta.— Na ile oceniasz moją wartość?— Twoja wartość nie jest wyższa niż cena akreba* czyjylana*.Są jadowite, więc zabija się je natychmiast poschwytaniu.Twoje życie nie jest warte dziesiątej częścijednego para.Ale to, co nam wyrządziłeś, domaga się pokuty,dlatego też zapłacisz okup!Ach, powiedział to całkiem wyraźnie: zapłacenie okupubędzie tylko karą, a potem moje życie i tak nie będzie wartezłamanego grosza! Dalsze pertraktacje były zatem pozbawionesensu, chciałem jednak zyskać na czasie, rzekłem więcpoważnie:* skorpion* wąż— Porównujesz mnie do najjadowitszego robactwa! Czy tojest uprzejmość, jakiej się na początku rozmowy domagałem?Zabijcie mnie! Nie mam nic przeciw temu.Nie zapłacę anipiastra, jeśli nadal będziesz ze mną rozmawiał tym tonem.— Będzie, jak chcesz.Ale im większej domagasz sięuprzejmości, tym większej będziemy żądali sumy.— Wymień ją!— Jesteś bogaty?— Nie zamieniłbym się z tobą.— Poczekaj więc!Ali Manach wstał i oddalił się.Jego kompan zachowywałcałkowite milczenie.Usłyszałem głosy w pierwszym zpomieszczeń, nie mogłem jednak zrozumieć ani słowa, alezauważyłem, że doszło do różnicy zdań.Minęło chyba półgodziny, nim Ali Manach wrócił.— Zapłacisz pięćdziesiąt tysięcy piastrów?— To bardzo dużo!Dla pozoru musiałem się niebo opierać.Ali Manach zrobiłniecierpliwy gest i rzekł:— Ani para mniej! Chcesz czy nie? Nuże, odpowiadaj, bo niemamy czasu!— Dobrze, zapłacę.— Gdzie masz pieniądze?— Oczywiście nie przy sobie.Ani w Edirne.— Jak więc chcesz nam zapłacić?— Wystawię wam polecenie wypłaty w Konstantynopolu.— Na kogo?— Na Elcziego z Farsistanu.— Na ambasadora Persji? — spytał zdumiony.— List należypokazać jemu?— Tak.— Zapłaci?— Myślisz, że przedstawiciel szachinszacha nie mapieniędzy?— Ma nawet bardzo dużo pieniędzy.Ale czy zechce wydaćje na ciebie?— On dokładnie wie, ile z tego, co za mnie zapłaci, możeodzyskać.W ten sposób nie skłamałem, byłem bowiem przekonany, żePers zarówno przekaziciela mojego weksla, jak i mnie samegouzna za szalonych.Ambasador nie miał przecież pojęcia oistnieniu niemieckiego gryzipiórka o moim imieniu.— Jeśli jesteś tego pewny, to pisz!— Na czym? Może na tych ścianach?— Przyniesiemy ci wszystko, czego będziesz potrzebował, irozwiążemy ci ręce.Ta obietnica mnie uradowała.Wolne ręce! Może nadarzy sięokazja odzyskania wolności.Mogłem złapać derwisza izagrozić mu uduszeniem.Mogłem go trzymać tak długo zagardło, aż mnie stąd wypuści.Ale nawet nie miałem szansy, żeby podjąć próbę ziszczeniatej nadmiernej nadziei.Derwisz, który, nawiasem mówiąc, nienosił dzisiaj szat swego zakonu, był ostrożny.Nie dowierzałmi, wrócił więc z czterema ludźmi, którzy z bronią w rękuusiedli obok mnie z prawa i lewa.Ich twarze nie wyrażały zgołaprzyjaznych uczuć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl