[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Liza stanęła obok Hanny i czyszcząc noże, rozpoczęła na nowo pogawędkę zapyta-niem, jak się odbyły uroczystości na cmentarzu.Hanna opowiadała baróo życzliwie i wy-czerpująco, pragnąc, aby poczciwa óiewczyna, która zapewne chętnie odprowaóiłabyswoją gospodynię na miejsce wiecznego spoczynku, w ten sposób przynajmniej dowie-óiała się o szczegółach pogrzebowej ceremonii.Potem sama poczęła wypytywać, a Lizaopowiadała jej o ostatnich dniach choroby.Tak, młynarz przeżył bez wątpienia baróociężki okres.Ale ponieważ choroba była nieuleczalna, więc lepiej się stało, że młynarkaumarła, niżby miała cierpieć przez długie lata.I dla młynarza lepiej, bo jest on mężczyznąw pełni wieku i bęóie miał możność, przebolawszy obecną stratę, rozejrzeć się jeszcze zadrugą żoną.W młynie musi być przecież gospodyni.Ten zwrot rozmowy był niemiły dla Hanny.Zaledwie biedna kobieta spoczęła podziemią, już przemyśliwają o tym, aby wypełnić jej miejsce! A cóż dopiero te niby niecier-piące zwłoki kwestie gospodarstwa jakże małostkowe, jak materialistyczne! Ale nietylko to.Dosłyszała poprzednio powieóenie Larsa, że niedaleko znajduje się ta, którąmłynarz pojmie za żonę i powieóenie to zastosowała do siebie.Prócz niej były tu tylkozamężne kobiety; o Lizie nie pomyślała wcale.Czyżby młynarz istotnie ją lubił? I czyżbyinni już to dostrzegli? A ona sama? Czy w jej sercu mogło się zbuóić jakieś uczucie dlatego poważnego, trochę ociężałego mężczyzny? W ogóle było grzechem nawet myślećo czymś podobnym w takim dniu!Wobec bezpośredniości jej natury niezadowolenie z powodu tego tematu rozmowyprzejawiło się wyraznie w zwięzłości odpowieói, w wyrazie twarzy, nawet w ruchach.Nie przeczuwała przecież, że ta, z którą rozmawia, czyha na każdą taką oznakę i pilnieobserwuje wszystko, udając na pozór niewinną gadatliwość. Młynarz dowoóiła Liza nie jest bynajmniej za stary do żeniaczki, bylebynie chciał się ożenić z młodą óiewczyną.Ale jakaś wdowa, to byłoby ostatecznie najlep-sze wyjście i ze względu na gospodarstwo, i dlatego że mogłaby być dobrą macochą dlaJanka, jeśliby oczywiście sama nie miała óieci& Jest na przykład w miasteczku wdowapo siodlarzu, młynarz ją zna i nieraz ją wspominał.Liza uznała taki obrót rozmowy za naówyczaj korzystny; radowała się wprost wła-snym sprytem.Po pierwsze: odsuwała wszelkie podejrzenia od siebie samej.Panienkabyła przecież tak łatwowierna! Bo chociaż Liza, gdy o to choóiło, zarzucała niejednopanience z leśniczówki, chociaż uważała ją za wykwit obłudy, za udającą świętoszkę ,to jednak nie przeszkaóało to wcale, że równocześnie patrzyła na nią z óiwną niekon-sekwencją jako na głuptaska, któremu można wmówić najniemożliwsze rzeczy.Gdybywięc kiedyś rozeszły się pogłoski, że Liza dąży ku temu, by wyjść za młynarza, to pa-nienka z leśniczówki zaprzeczyłaby temu kategorycznie.To była korzyść, i to duża.Powtóre& Wdowa?& nie, a to dlaczego? Młynarz nie jest przecież bynajmniej za stary, bypoślubić młodą óiewczynę& jeżeli w ogóle zechce się ożenić.Aha! Wylazło szydło z worka! Właśnie dlatego zastawiła chytrze pułapkę.Hanna nie potrafiłaby może wyjaśnić ani sobie, ani komuś innemu, dlaczego z takąniechęcią pomyślała o tym, że młynarz mógłby poślubić wdowę.Może tylko dlatego, żejako przyjacielowi swego brata życzyła mu jak najlepiej, życzyła mu czegoś pięknego, bez-pośredniego, świeżego, gorącej, szczerej miłości a óięki swemu naiwnemu poglądowina świat przypuszczała, że właśnie tego nie znajóie u wdowy.Na pewno nie podsunął jejtych słów własny interes, toteż nie przeszło jej przez myśl, by ukrywać swe mniemanie wszak zawsze miała na języku to samo co w sercu. Ach tak? Więc tak pani sąói? zapytała Liza ze zóiwieniem. Doprawdy? Tak, czemuż by nie?kar e eru Młyn na wzgórzu 31 Młynarz ma już siwe włosy na skroniach. Baróo mu z tym do twarzy, jak mi się zdaje. A niekiedy miewa też głębokie zmarszczki na czole i wtedy wygląda naprawdębaróo staro. To tylko dlatego, ponieważ jest poważnym mężczyzną i dręczy się rozmaitymimyślami.Cóż to zresztą szkoói? O nie.Może ma pani słuszność.Mógłby oczywiście poślubić i młodą óiewczynę&Ale mnie się wydaje, że wdowa byłaby odpowiedniejsza dla niego, a wdowa po siodlarzuposiada pono ładny grosz!&Liza osiągnęła wszystko, co zamierzała.Gdy więc teraz Hanna zgarnęła posiekany juższpinak i zapytała, czy mogłaby jeszcze w czymś dopomóc, Liza odpowieóiała, że baróopanience óiękuje i że teraz sama już da sobie radę, zresztą nie chciałaby zatrzymywać pa-nienki dłużej z dala od towarzystwa, góie zapewne odczuwają jej nieobecność.Miała sza-loną ochotę dodać: Młynarz odczuwa na pewno nieobecność panienki.Ale zapanowałanad sobą; nie należy niepotrzebnie szczerzyć zębów jak głupi pies, lecz w rozstrzygającejchwili mocno wbić pazury prawda, Pilatusie?iiiPogrzeb, %7łałoba, ObyczajeKiedy Hanna weszła do świetlicy, towarzystwo było poóielone na grupy.Młynarz byłnieobecny w izbie.Rozmawiał on w ogroóie przed domem z leśniczym, nauczycielemi jedną z chłopek, wszyscy wyszli na dwór oprócz pani Andersen, którą proboszczpocieszał w małym narożnym pokoju, góie umarła jej córka.Wszystkie ślady chorobyzostały już usunięte, tylko komoda, stolik i parę krzeseł stało w tej izbie, zazwyczaj nie-używanej.Drzwi stały otworem do świetlicy, góie chłopi rozsiedli się przy stole.Całąprzestrzeń wypełniały błękitne kłęby tytoniowego dymu, który w3ąc się krętymi war-stwami, to podążał ku otwartym drzwiom do ogrodu, to płynął z powrotem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]