[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mianowicie, zdaniem niektórych osób (ale tylkoniektórych), magia oferowana klientom przez Absaloma zaczęła się samodzielnie objawiać.Pewnej księżycowej nocy 1610 roku dwie służące wyglądały przez okno na piętrze izobaczyły dwadzieścia lub trzydzieści pięknych dam, tańczących w kółko na trawniku wraz zprzystojnymi dżentelmenami.W lutym 1666 roku Valentine Greatrakes, Irlandczyk,rozmawiał po hebrajsku z prorokami Mojżeszem i Aaronem w małym korytarzu nieopodalmagla.W 1667 roku goszcząca w domu pani Penelope Chelmorton ujrzała w zwierciadlemałą, trzy - lub czteroletnią dziewczynkę.Dziecko rosło, dojrzewało, i w końcu damarozpoznała samą siebie.Odbicie pani Chelmorton nie przestawało się starzeć, aż w lustrzepozostało jedynie wysuszone truchło.Po tych i setkach podobnych opowieści Dom Cienizyskał złą sławę.Absalom miał jedyną córkę o imieniu Maria.Urodziła się ona w Domu Cieni imieszkała tam przez całe życie, wyjeżdżając z rzadka na dzień lub dwa.Gdy była dzieckiem,dom odwiedzali królowie i ambasadorzy, uczeni, wojacy i poeci.Nawet po śmierci jej ojcaprzybywali ludzie, by rzucić okiem na ostatni przejaw działania angielskiej magii, na jejłabędzi śpiew.Potem goście zjawiali się coraz rzadziej, dom podupadł, a ogród zarósłchwastami.Maria Absalom nie chciała jednak wyremontować domostwa ojca.Nie sprzątanonawet potłuczonych naczyń[1].Gdy Maria miała lat pięćdziesiąt, bluszcz tak się rozrósł, że wdarł się do wszystkichszaf i pokrył podłogę, aż niebezpiecznie było po niej stąpać.Ptaki śpiewały nie tylko przeddomem, ale i w nim.Dobiegłszy setki, panna Absalom była równie zniszczona jak dom, obojejednak nie poddawali się śmierci.Przeżyła jeszcze czterdzieści dziewięć lat, aż zmarłapewnego letniego poranka, w łóżku, pod olbrzymim wiązem, a promienie słońcaprześwitujące przez gałęzie padały na jej oblicze.Gdy panowie Honeyfoot i Segundus śpieszyli tego upalnego popołudnia do DomuCieni, denerwowali się nieco, że pan Norrell dowie się o ich wyprawie.Dzięki pełnymszacunku listom i wizytom admirałów oraz ministrów znaczenie pana Norrella wciąż rosło,więc tym bardziej obawiali się, by mag nie uznał, że pan Honeyfoot złamał warunki umowy.Dlatego też nikomu nie powiedzieli dokąd jadą i wyruszyli bardzo wczesnym rankiem.Miejscowy farmer wynajął im konie.Do Domu Cieni dotarli okrężną drogą.Na końcu szerokiej zakurzonej białej ścieżki ujrzeli wysoką bramę o dwóchskrzydłach.Pan Segundus zsiadł z konia.Bramę wykonano z kastylijskiego kutego żelaza, aleobecnie miała już rdzawą, ciemnoczerwoną barwę, a jej pierwotny kształt uległ deformacji.Na dłoni pana Segundusa zostały ciemne ślady, całkiem jakby bramę wzniesiono z milionasuszonych, sprasowanych róż.%7łelazne zawijasy były zdobione małymi płaskorzezbamipsotnych, roześmianych twarzyczek, szkarłatnych i zniekształconych, zupełnie jakby częśćPiekła zamieszkaną przez dusze owych pogan miał w swej pieczy nieuważny demon, któryzbytnio rozgrzał piec.Za bramą kwitły tysiące bladych róż; rosły tam również wysokie, oświetlone słońcemwiązy, jesiony i kasztanowce, a zza nich wyzierało intensywnie błękitne niebo.Widzielicztery trójkątne ściany szczytowe, długie, szare kominy oraz okna z kamiennymikratownicami.Dom Cieni stał zrujnowany już od ponad wieku.W równym stopniu tworzyłygo dzikie bzy i szypszyna, jak i srebrzysty wapień, a unosił się w nim nie tylko zapach żelazai drewna, ale również aromat lata.- Całkiem jak w Innych Ziemiach[2] - oznajmił pan Segundus, z entuzjazmemprzyciskając twarz do kraty, przez co na jego policzku pozostało jej rdzawe odbicie.Otworzyłbramę i wprowadził konia.Pan Honeyfoot poszedł w jego ślady.Przywiązali wierzchowce dokamiennej fontanny i postanowili udać się na przechadzkę po ogrodzie.Tereny wokół Domu Cieni nie zasłużyły być może na miano ogrodu.Od ponad stu latnikt się nimi nie zajmował.Nie były jednak lasem ani dziczą.Nie istnieje w naszym językusłowo opisujące ogród maga dwieście lat po jego śmierci.Panowie Segundus i Honeyfoot wżyciu nie widzieli tak gęstego, bujnie porośniętego ogrodu, który sprawiał wrażeniecałkowicie dzikiego.Pana Honeyfoota zachwycało dosłownie wszystko.Wyraził podziw dla wielkiej aleiwiązów, gdzie drzewa rosły zanurzone w morzu jaskraworóżowych naparstnic.Zadziwiła gorzezba lisa, który trzymał w pysku małe dziecko.Opowiadał z ożywieniem o niezwykłejmagicznej atmosferze tego miejsca i oświadczył, że nawet pan Norrell mógłby dojść tutaj docałkiem nowych wniosków.W rzeczywistości jednak pan Honeyfoot nie był szczególnie podatny na tę atmosferę.Pan Segundus zaś zaczął odczuwać niepokój.Nabierał przekonania, że ogród Absaloma mana niego dziwny wpływ.Kilkakrotnie, gdy tak spacerował z panem Honeyfootem, zdawałomu się, że widzi znajomych ludzi, i już chciał się z nimi witać.Innym razem pomyślał, żerozpoznaje pewne miejsca.Ale gdy otwierał usta, uświadamiał sobie nagle, że sylwetkaprzyjaciela to tylko gra cieni na różanym krzewie, a rzekoma głowa lub ręka znajomegookazywała się jedynie gałązką bladych kwiatów.Miejsce, które wydawało się panuSegundusowi dobrze znane z dzieciństwa, było plątaniną liści żółtego krzewu i kołyszącychsię gałęzi bzu obok skąpanego w słońcu węgła domu.Poza tym nie mógł sobie przypomnieć,którego ze znajomych widział, ani nie potrafił dokładnie określić, czym było owo nibyznajome miejsce.Tak go to zmęczyło, że po pół godzinie zaproponował panu Honeyfootowikrótki odpoczynek.- Drogi przyjacielu! - westchnął pan Honeyfoot.- O co chodzi? yle się pan poczuł?Jest pan bardzo blady, drżą panu ręce.Czemu mi pan wcześniej nic nie powiedział?Pan Segundus przetarł dłonią czoło i wymamrotał, że jego zdaniem zaraz doświadcządziałania magii.Był o tym wręcz przekonany.- Magii? - powtórzył pan Honeyfoot.- Jakiej magii? - Rozejrzał się nerwowo, jakby wobawie, że zza drzewa wyskoczy pan Norrell.- Obawiam się, że dzisiejszy upał panuzaszkodził.Sam jestem bardzo zgrzany.Ale z nas zakute pały, że to lekceważymy.Tamjednak znajdziemy ulgę! Tam czeka nas błogość! Odpoczynek w cieniu wysokich drzew,takich jak te nad szemrzącym potokiem, to najlepszy środek na wzmocnienie! Chodzmy,drogi panie, usiądziemy.Spoczęli na porośniętym trawą brzegu brunatnego strumyka.Ciepłe, delikatne powietrze iaromat róż ukoiły pana Segundusa.Zamknął oczy.Otworzył.Znowu zamknął.Otworzył,powoli i z trudem.Niemal natychmiast zaczął śnić:Ujrzał wysokie odrzwia w ciemnym budynku, wyrzezbione w srebrzystym kamieniu,który lekko lśnił, jakby oświetlony blaskiem księżyca.Pionowe elementy futryny wykonano napodobieństwo dwóch mężczyzn (a może tylko jednego, gdyż wyglądali tak samo).Postaćjakby wychodziła ze ściany, i John Segundus natychmiast zrozumiał, że to mag.Niezbytdobrze widział jego oblicze, choć zauważył, że jest ono młode i urodziwe.Mężczyzna miał nagłowie czapkę z ostrym dziobem i kruczymi skrzydłami po bokach.John Segundus minął drzwi.Przez chwilę widział tylko czarne niebo, gwiazdy; słyszałświst wiatru.Potem jednak spostrzegł, że znalazł się w zdewastowanym pomieszczeniu.Naścianach wisiały obrazy, gobeliny i zwierciadła.Postaci na gobelinach poruszały się iprowadziły rozmowy, a w lustrach nie odbijał się pokój, lecz całkiem inne miejsca.Po przeciwnej stronie pomieszczenia, przy stole, w blasku księżyca i świec, siedziałakobieta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]