[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W małej, skleconej ze skrzyńamunicyjnych budce, grał cudem jakimś wykombinowany przez obsługęradioodbiornik.Wokół niego siedziało kilkunastu odpoczywających żołnierzy.Wszyscy w tej chwili pochyleni byli w stronę głośnika, z którego niewydobywały się żadne dzwięki poza przerazliwym, kłującym w uszy gwizdem.Nagle manipulujący przy gałce żołnierz uchwycić zdołał stację.Londynmówił:".Uwaga! uwaga! Podajemy komunikat specjalny! W dniu dzisiejszymnieprzyjaciel rozpoczął od dawna przygotowany atak na Londyn przy pomocypocisków rakietowych.Dowództwo obrony kraju poczyniło już odpowiedniekroki w celu zneutralizowania tego niebezpieczeństwa.W toku jest obecnieopracowanie metody obronnej.Na razie jednak, przy usłyszeniucharakterystycznego brzęczenia należy jak najszybciej szukać ukrycia wpiwnicy lub jakimkolwiek innym miejscu mogącym służyć za schron przeciwlotniczy.Działanie pocisku rakietowego jest równoznaczne zdziałaniem jednotonowej bomby burzącej.".Komunikat zakończył się.Ludzie spoglądali po sobie ze zdumieniem.A więcjednak Niemcy wymyślili coś nowego! Wszyscy myśleli tylko o jednym: czyśrodek ten da się rozwinąć do tego stopnia, aby powstrzymać marsz aliantóww głąb Francji, czy też jest jeszcze jedną nieudaną próbą Hitlera mającą nacelu osłabienie morale brytyjskiego.Renard i Jan odeszli powoli w stronę skał.Przez dłuższą chwilę milczeli,wreszcie Smolarski przerwał milczenie.- Czy raportował pan już swoją obecność w dowództwie Korpusu?- Tak, powiedzieli mi, że mam na razie pozostać na wybrzeżu.Nie mająrozkazów, dla mnie.- Tak.Mnie odpowiedzieli to samo.Może wstąpiłby pan do mnie.Mieszkamsobie zupełnie niezle w namiocie po drugiej stronie umocnień.Kiedy przybyli na miejsce, Jan zastał oczekującego go gońca.- Are you Captain Smolarski, sir?- Yes.%7łołnierz podał Janowi długą, niebieską kopertę.Ten ostatni wziął ją doręki i przeprosiwszy Renarda rozdarł papier.Rzucił okiem na zawartośćkoperty.Nagle podniósł głowę i powiedział:- Otrzymałem rozkaz zameldowania się w Sztabie Trzeciej Dywizji Piechoty.Renard nie czekając na dalsze wyjaśnienia pognał do siebie.Na kwaterzeoczekiwał go list o identycznej treści.Powrócił z nim do Jana.Ten ostatniucieszył się.- Samotność w czasie wojny jest gorsza od samej wojny - powiedziałsentencjonalnie dla zadokumentowania swoich myśli.Jak pan przypuszcza,gdzie nas teraz przydzielą?- Nie wiem - Renard rozłożył ręce - moja wiedza o wojnie miała jakietakie zastosowanie w Londynie.Obecnie jestem ciemny jak tabaka w rogu.Kiedy udali się do kwatery dywizji, powitał ich tam ten sam tłusty major,który kiedyś przyjmował Seymoura i Jana w gmachu biura InformacjiPołączonych Sztabów.- Dobry wieczór panom - Swanson był w doskonałym humorze - cieszę się, żespotkanie nasze wypadło na uwolnionej ziemi francuskiej.Proszę, niechpanowie siadają! - wskazał im dwa przewrócone do góry dnem "jerrycany" pobenzynie.- A więc - zagaił, kiedy usiedli i zapalili papierosy - mam dla panówrozkaz wyjazdu do Londynu.Na jego podstawie wolno wam korzystać zewszystkich pływających jednostek jakie są do dyspozycji - wręczył impapiery.- %7łyczę powodzenia!się na zewnątrz.- Cieszę się, że nareszcie coś się zacznie dziać.Dziesięć dni pobytu natej wstrętnej plaży obrzydziło mi morze do tego stopnia, że nigdy w życiunie pójdę już się kąpać, nawet w Kalifornii! Dojadło mi zresztą to spaniena ziemi i brak gorącej wody do mycia.- Tak.Ma pan słuszność.Za to w Londynie będziemy mogli podziwiaćwyczyny tych ślicznych latających rakiet.- Jan roześmiał się widzącprzygnębioną twarz Renarda.- Zupełnie o tym zapomniałem.No, ale na pewno długo tam nie zabawimy.Wydaje mi się, że nie będą nas tam trzymać, jeżeli tylko mają trochę olejuw głowie.- A no, zobaczymy.Tej samej nocy wsiedli na pierwszy płynący w kierunku Anglii okręt.Podróż odbyli względnie szybko i o siódmej rano znalezli się w Portsmouth.W południe byli już w Londynie.Miasto sprawiało wrażenie na półobumarłego.Mniej więcej, co pół godziny rozlegały się głuche eksplozjeświadczące o tym, że Adolf Hitler nie zanieehał jeszcze swego planu mającego na celu zniszczenie największej metropolii świata.Ponury nastrójudzielił się także obu przyjezdnym oficerom.Wrażenie, że za chwilęautomatycznie prowadzona bomba mogła upaść gdziekolwiek w sąsiedztwie, nienależało do najmilszych.Toteż Renard i Jan natychmiast udali się do biura.Jan ze zdziwieniem patrzył na szare mury potężnego gmachu.Dzień, w którymprzybył tu po raz pierwszy, wydawał mu się bardzo odległy, a przecież nieminęły jeszcze od tego czasu trzy miesiące.Tak wiele przeżył od tejchwili.Renard zameldował ich przybycie oficerowi służbowemu.Ten ostatnipołączył się telefonicznie z kimś wewnątrz gmachu i po chwili oczekiwaniaskierował ich na pierwsze piętro.- Biuro Wywiadu Francuskiego i Centrala Koordynacyjna generała de Gaullez Francuskim Ruchem Oporu - szepnął Renard do ucha przyjacielowi, kiedywchodzili po schodach.Gdy powracali, humor Jana poprawił się znacznie.Zadanie jakie mieliwykonać było skokiem w paszczę lwa.Udali się do innego biura.Tam starszypan w mundurze pułkownika opowiedział im wszystko, co można byłoopowiedzieć o wyrzutniach broni "V 1 ".- Lądowiska broni i materiałów wybuchowych ustalone macie panowie jużprzez FFI.Punkty zrzutu i kontaktu także.Jeżeli chodzi o finansową stronęzagadnienia, otrzymacie pewien fundusz dyspozycyjny przed wyruszeniem.Wtrakcie pracy, o ile wam będzie potrzebna większa ilość pieniędzy,skontaktujecie się z naszą centralą na miejscu.Chcielibyśmy, aby rolapanów ograniczyła się jedynie do śledzenia wyrzutni.Oczywiście jeżelinadarzy się okazja możecie zająć się ich likwidacją na własną rękę.W dwadni po was zostanie zrzucony na tym samym terenie oddział "Commando deFrance".Mam nadzieję, kapitanie Renard, że pan jako Francuz potrafi z nimiwydatnie współpracować.Sprzęt radiowy oraz inne przybory potrzebne doprowadzenia akcji znajdziecie panowie na miejscu.Połączenie iskrowe jestutrzymywane w miarę możności stale.- No, nareszcie! - Jan odetchnął pełną piersią.Pociągała go wojna nazapleczu.Renard chciał coś odpowiedzieć, lecz w tej samej chwili usłyszelinad głowami charakterystyczne brzęczenie.Dali nura do najbliższej bramy.Po kilkunastu sekundach brzęczenie urwało się.Usłyszeli odgłos niedalekiejdetonacji.Wyszli.Jan pogroził pięścią w górę:- Czekajcie taka wasza.- powiedział po polsku - spotkamy się niedługo!Renard patrzył nań ze zdumieniem.CRozdział Xiv:Niespodziewani gościeSeymour siedział nieruchomo.Od dziesięciu minut czekał na sygnał, lecz wsłuchawkach nie zadzwięczał żaden głos.Oparł się plecami o maszt antenowyi raz jeszcze rozpoczął:- Marta.Marta.Ewa szuka Marty.Ewa szuka Marty.Odpowiedziałomu milczenie.Marta.Marta.Ewa szuka Marty.Ewa szuka Mar.Nagle w słuchawkach zabrzmiał daleki, przytłumiony głos:.sto dwadzieścia jeden.sto dwadzieścia jeden.Marta szuka Ewy.Marta szuka Ewy.:- Halo! - Seymour gwałtownie pokręcił gałką wzmacniacza.- Halo! TuEwa.tu Ewa.król zmarł nad ranem.król zmarł nad ranem.halo.Czy mnie słyszycie?.czy mnie słyszycie?.Król zmarł nad ranem.To było hasło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •