[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziewczynka paple dalej, a on słuchabezradnie, przerażony tym, co za chwilę może nastąpić. Od cioci Liwy i wujka Toma. Gracie chrupie kawałek jabłka. Wiesz,że kiedyś mieli psa? Nazywał się Patches.Musieli go oddać, ale wszędzie mająjego zdjęcia.Ciocia Liwy bardzo za nim tęskni.Zapada cisza. Patch mówi Julia powoli, uśmiech znika z jej twarzy. Nazywał sięPatch. Aha.Ciocia Liwy chce pomalować jedną sypialnię mówi dalej Gracie. I powiedziała, że będę mogła pomóc.Będziemy używać szablonu! Grzebiew misce, szukając winogrona. Nie jedz rękami. Mark wyławia dla niej winogrona.Julia odwraca się doniego. Kiedy Gracie widziała się z Liwy? W jej głosie dzwięczy stal.Mark odchrząkuje, nie patrzy na nią.LRT Wczoraj.Wpadliśmy na Liwy w spożywczym, gdy nagle u mnie w pracywydarzyło się coś nieprzewidzianego, a ona zaproponowała, że popilnuje Gracieprzez kilka godzin. Zostawiłeś ją z Liwy? Julia wstaje i bierze córkę na ręce, Gracie właśniesięgała po winogrono. Nie uzgadniając tego ze mną? Nawet nie pytając mnie ozdanie? Ostatnie słowa wypluwa ze złością i wybiega z kuchni.Gracie jest wstrząśnięta, patrzy z niepokojem na Marka, który biegnie za nimi.Julia pędzi na górę, przeskakując po dwa stopnie. Julio, to był nagły wypadek! Nie miałem czasu, nie wiedziałem, gdzie je-steś! Omal nie straciliśmy najważniejszego klienta.Wiem, że to dla ciebie bezznaczenia, ale dla mnie, dla nas, to wielka szansa! Moglibyśmy przebierać wzleceniach, nie musielibyśmy tak harować, walczyć o klientów.Miałbym więcejczasu dla Gracie, dla domu. Bo co? Bo ja nie jestem w stanie tego zrobić? Julia kopnęła w drzwi odpokoju Gracie.Otworzyły się, uderzyły w ścianę z hukiem i odbiły się.Wystra-szona Gracie wybuchnęła płaczem. Bo jestem niekompetentną matką, bez-nadziejną gospodynią? Nigdy nic takiego nie mówiłem.Nie musimy teraz o tym rozmawiać. A kiedy, Mark? Czy kiedykolwiek będzie dobry moment? Nigdy nie maodpowiedniej chwili, ani dla mnie, ani dla ciebie.Narzekałeś, że nigdy nie roz-mawiamy, no to rozmawiajmy! Jej wybuch przeraził go.Julia usiadła nabrzegu łóżka, kołysząc Gracie na kolanach.Mark chciał wziąć córkę, Gracie zanosiła się płaczem, ale Julia go odpychała,smagając wzrokiem. Wyjdz.LRTMark ma dosyć. Chciałabyś! Nie zostawi Gracie i nie pozwoli Julii dłużej dyktowaćwarunków ich związku.Cokolwiek się stanie, ma dość.Może dlatego, że jest pózno, a może dlatego, że dzieci wyłączają się w chwilistresu, Gracie zasypia na kolanach Julii.Pociąga nosem, ma mokre policzki.Juliatrzyma ją jeszcze przez kilka minut, a potem delikatnie kładzie na łóżku i przy-krywa kołdrą.Wychodzi, mijając Marka; ten zamyka drzwi z cichym szczękiem, idzie za niądo kuchni.Julia wyjmuje rolkę folii i zaczyna przykrywać miskę z owocami. Jak mogłeś, Mark? Odrywa folię o ząbkowany brzeg pudełka; rozlegasię ostry, nieprzyjemny trzask.Mark ma dosyć skoków nastroju, szalonej jazdy kolejką górską. Jak mogłem co? Zostawić Gracie z twoją siostrą na kilka godzin? Gracieświetnie się bawiła obie świetnie się bawiły! Co w tym złego?Wskazała kartkę na lodówce, listę uczniów z klasy Gracie. Mogła zostać u kogoś z klasy! Nie mogła, nie miałem tej listy przy sobie, byłem w sklepie! Tam spotka-liśmy się z Liwy! Liwy? Daj spokój, Mark! Julio, nie bałem się o Gracie czy Liwy.Jedyne, czego się bałem to twojejreakcji! Jak widać nie aż tak bardzo, skoro i tak to zrobiłeś! Otworzyła lodówkę iwłożyła miskę do środka.Walnęła drzwiami, aż lodówka się zatrzęsła.LRTStali naprzeciwko siebie, powietrze między nimi iskrzyło od napięcia.Marknagle zdał sobie sprawę, że są w impasie, że być może nigdy z tego nie wyjdą, niechce, nie jest w stanie przeżywać tego po raz kolejny.Nie ma już siły.Czuje się kompletnie wypluty, wyprany z energii. Co chcesz, żebym zrobił, Julio? Staram się najlepiej, jak potrafię.Przepra-szam, jeśli to za mało. Dociera do niego, że to zawsze będzie za mało.Zawsze.Zalewa go smutek.Julia opiera się o drzwi lodówki, zamyka oczy, zapada długa cisza.A potempyta cicho: I jak ona? Co? Mark patrzy na nią zaskoczony. Och, super.Bawiła się fanta-stycznie, nie chciała wracać do domu.Myślę, że zrobili wszystko, żeby jej siępodobało. Nie, chodziło mi o Liwy.Jak ona wygląda? Och. Mark westchnął. Dobrze.Wydaje się dojrzalsza. Mądrzejsza? Julia nie może się powstrzymać, słowo samo wyskakuje zjej ust.Uśmiecha się.Zaśmiał się krótko, niewesoło. Wygląda na bardziej zmęczoną.I chyba mają problemy finansowe. Jak to? W sklepie miała portfel wypchany bonami zniżkowymi.I listę zakupów.LRT Listę zakupów? Julia jest niemal rozbawiona.To już inna Liwy niż ta,którą znali, a jednocześnie jest tą samą osobą, którą Mark pamięta. Może poprostu jest lepiej zorganizowana?Mark nie wie i w tej chwili niewiele go to obchodzi. Może.Julia siada obok niego i pozostają przez długi czas.Ona przerywa milczenie. Jesteś nieszczęśliwy, Mark? Nie mam pretensji, jeśli jesteś.Nie wie, co powiedzieć.Ma chwile radości i chwile smutku, ale zwykle tojakby szara strefa pomiędzy nimi.Szczęśliwy smutek? Nieszczęśliwa radość? Wiem tylko tyle, że cię kocham i boli mnie, gdy widzę, że cierpisz, a ja niepotrafię nic na to poradzić. Głos mu się załamał.Wyciągnęła rękę i dotknęła jego dłoni.Wstrzymał oddech, zwalczył pragnienieujęcia jej ręki, splecenia palców.Czasem lepiej zaczekać.Odwróciła jego dłoń, przesunęła palcami po jej wnętrzu, jak chiromantka.Przypomniała mu się ich podróż poślubna.Mogli sobie pozwolić jedynie na czterydni w Kalifornii, w Santa Cruz.Na promenadzie przy plaży stała chiromantka,która za odczytanie przyszłości z ich dłoni wzięła dziesięć dolarów.Mark niepamięta, co mówiła, zbyt był zajęty patrzeniem na swoją żonę, ale pamięta nazwy.Linia głowy, linia życia, linia serca i linia losu.Zgiął palce, trzymając dłoń Julii w swojej.Nie wyrwała ręki, położyła drugądłoń na wierzchu, Mark zrobił to samo.Siedzieli tak długo.LRTMadeline robiła przegląd swoich herbat.Powinna zamówić Darjeeling i En-glish Breakfast.Zakupi rooibo sa, herbatę z czerwonokrzewu, nie zawiera ko-feiny, ale za to ma więcej antyoksydantów niż zielona, a do tego słodki, orze-chowy smak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]