[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zabiłaś go! padło głośne oskarżenie.Zmieszany tłum oczekiwał dalszych sensacji; dwóchpolicjantów próbowało przywrócić spokój.Elsa nie panowała nad sobą, wrzeszczała ogarniętaszaleńczą furią. Był chory i niedołężny, a ty go zabijałaś powoli, stopniowo.Spowodowałaś jegoatak i postarałaś się, by umarł.Zabiłaś go.zabiłaś go.Wbrew wszystkiemu, co mogłoby mieć związek ze zdrowym rozsądkiem, Nicky odnalazła te słowa wswojej pamięci.Słowa Stephanego.Wściekłość i przestrach doprowadziły ją do wybuchu. Zejdz mi z drogi!Pchnęła Elsę z takim impetem, że sama się zdziwiła, iż ma tyle siły.Do czasu, gdy nadjechała policja,już jej nie było.Jeden z funkcjonariuszy zapytał Elsę: Jakieś kłopoty? lecz ona nieodpowiedziała.Nagle ujrzała postać zbliżającą się do niej i poczuła rękę na swoim ramieniu.Dobrzeznana ręka, silna, z mocnymi paluchami i brzydkim stwardniałym naskórkiem. No chodz, Elso.Spojrzała zmieszana. Co ty tu robisz? Zabieram cię do Londynu.Tak niedawny żar wygasł w niej, nawet gniew opadł: ogarnęła ją zupełna apatia.Rzekła: Jestemswoim samochodem ale wcale nie zabrzmiało to jak opór. A ja nie powiedział Michael. Przyjechałem pociągiem.Daj kluczyki.W takim stanierozwaliłabyś się na strzępy. Zawsze prowadzę zbyt szybko. Wiem.Mogłabyś przy okazji rozjechać kogoś, a to nie byłoby fair.Daj mi kluczyki.Niesamowite, ale posłuchała.Osłaniając się od dziennikarzy, wepchnął ją do samochodu.Nicky jużodjechała taksówką do Churston Grange.Elsa wiedziała, że teraztam mieszka.To mój dom, pomyślała Elsa, a ona tam jest.Intruz, natręt, wygryzacz.W moim domu.Przez całą drogę do Londynu nie odezwała się słowem.Przyjechali do mieszkania Michaela.Elsa nie oponowała.Nie miała ochoty na miłość.Czuła się takwypluta i pusta, że nawet nie wyobrażała sobie, iż w takim stanie można się kochać.Samo uprawianiemiłości z Michaelem już dawno się skończyło, czyniąc ich więz luzniejszą, mniej podniecającą.Byłazmęczona, by śię sprzeciwiać, zmęczona nie fizycznie, lecz psychicznie.Tu był Michael, tu byłomieszkanie, a ona musiała dokądś pójść.Wjechali do garażu w kompletną ciemność.Za nimizamknęła się ciężka metalowa brama.Słyszała ten odgłos tysiące razy, lecz teraz był to dla niej głuchyodgłos wrót zamykających wyjście z bezkresnego lochu.Coś ją tknęło, nakazując być czujną.Aleprzecież był to tylko ten sam garaż, który znała i widziała tak często.Jego twarz jest niezmienna, ani młoda, ani stara, twarz uformowana z tworzywa, w jakim pracuje,szorstka jak gips, ostra jak beton.Anthony jest piękny, lecz nierealny, tak enigmatyczny jak ulotnemarzenie senne.Michael to rzeczywistość, Michael jest tu, jest drzewem i murem jednocześnie,przeszłością i przyszłością: nierozerwalny jak światło i cień.Czekający, wciąż czekający z kamiennątwarzą, świętą cierpliwością.ale na co? O czym myślisz, Elso moja kochana? Komplement, nawet zabarwiony ironią, nie był w jegostylu. Elso moja kochana." Ta sama winda, ten sam apartament na czwartym piętrze.Ta sama Elsa.Ten sam Michael.Złapała się na tym, że przypatruje mu się w ten sam sposób jak wtedy, tak dawno temu, gdy sięspotkali w gmachu Technico.Zawsze widziała go oczami pamięci, jako przejaw własnych emocji,nigdy obiektywnie.On jest taki sam, pomyślała, zawsze taki sam, od czasu gdy miała trzynaście lat.Zakłopotało to ją nieco; jakby był przy niejprzez całe życie, wrastając w nie, jak drzewo wrasta w mur, będąc jego ostoją, częścią mur stoidopóty, dopóki podpiera go drzewo, w przeciwnym razie wali się. Myślałam o tobie. Niesamowite! przycisnął usta do jej twarzy; pamiętali swoje namiętne pocałunki.Lecz nagleodsunął się. To niezwykłe.Zawsze myślałaś tylko o sobie.Dostrzegałaś innych, gdy tylko miałaś wtym swój interes, gdy ich życie miało coś wspólnego z twoim, nigdy bezinteresownie.Jeśli pomyślałaśo jakiejś żyjącej istocie w sposób obiektywny, to musiał być to ten pierwszy, ten jedyny raz. Nieprawda odpowiedzała Elsa, dodając z obcym sobie wahaniem: Choć może. Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się, co twój ojciec robił podczas wojny? Wiedziałaś, że Anthonyoblał w Eton i wszędzie tam, gdzie papa Stallibrass go wysłał, by zmienić swego czupurnego,cygańskiego syna w niebieskookiego blondyna? Otworzył drzwi i wszedł do mieszkania,wskazując jej drogę. Z pewnością w ogóle nie wiedziałaś, że był w Eton. Nie przyznała Elsa nie wiedziałam.Anthony nie rozmawia o takich rzeczach.Wiedziałam, żebył w Cambridge.Wtedy, gdy chodził z Dianą.Był dobrym studentem. Mógłby być Michael poszedł do kuchni, otworzył szafkę. Kawy? Tak, proszę.Wsypał kawę do młynka. A co myślisz o mnie? Nic.Nic o tobie nie wiem.Mówisz mi coś, gdy masz ochotę, lecz ja dalej nic nie wiem.Odsunęłakrzesło i usiadła, opierając łokcie na stole, brodę na dłoniach. Raz zapytałam, czego chcesz pamiętasz? Nie ode mnie, ale od życia.Czego chcesz? Nie odpowiedziałeś. A słuchałaś?No tak.Czy rzeczywiście słuchała? Nie pamięta.Siadł naprzeciwko, młynek brzęczał.Jego oczypatrzyły prosto w jej oczy: oczy szare jak listopad, penetrujące jej duszę.Rzekł: Zawsze byłemprzy tobie, nieprawdaż, Elso? Ale nigdy, nawet jeden jedyny raz, nie byłaś mi za to wdzięczna. Wjego głosie nie było goryczy, tylko dziwna miękkość i przerażająca delikatność. A chciałbyś, żebym ci była wdzięczna? zapytała z wahaniem. Nie.Jedynie szczera.Potrzebujesz mnie, zawsze mnie potrzebowałaś.Potrzebowałaś swego ojca,lecz on o to nie dbał, a teraz on już nie żyje.Zbyt pózno na zmiany.Kiedyś też potrzebowałaś swejsiostry, ale to już historia.Nie potrzebujesz Anthony'ego, chociaż jest taki przystojny.Za topotrzebujesz mnie, Elso, wiesz o tym? Potrzebujesz mnie.Powiedz tak".Potrzebowała go
[ Pobierz całość w formacie PDF ]